"Zdrowy rozsądek wyleciał przez okno."
~Daemon, "Lux".
Siedziałam z Abigaelle w jednej ławce, kiedy do klasy biologicznej weszła pani Bell, przerywając naszą nudną lekcję. Tego dnia kobieta miała na sobie elegancki kombinezon, dzięki któremu dosłownie bił od niej respekt. Minionego wieczoru, razem z moimi współlokatorkami, obgadałyśmy wszystkich pracowników naszej szkoły, w tym właśnie panią Bell.
Zgadza się, nikogo nie oszczędziłyśmy - takie z nas podłe bestie.
- Przepraszam, że przerywam wam lekcję, ale mam bardzo ważne i, myślę też, ekscytujące ogłoszenie - zaczęła kobieta. Przejechała swoim uważnym spojrzeniem po całej klasie, po czym uśmiechnęła się z dumą. Widać było, że chce pochwalić się z nami jakimiś "wielkimi wieściami". - Razem z panem Testudem ustaliliśmy wczoraj, że ta wymiana była wspaniałym pomysłem. Z tego co widzę wszyscy są zadowoleni, a to bardzo nas cieszy, dlatego postanowiliśmy wydać z tej okazji bal.
W chwili kiedy pani Bell skończyła to jedno zdanie, w klasie zapanował okropny harmider. Uczniowie zaczęli nawzajem się przekrzykiwać, co zasadniczo powinno automatycznie mnie zirytować. Tak się jednak nie stało. Czemu? Moja niechęć do chaosu i wrzawy bynajmniej nie zniknęła. Po prostu wiadomość o balu wprawiła mnie w taką euforię, że nic nie było w stanie jej przyćmić.
Bal... Bal! Wyobrażacie to sobie? Nigdy w życiu nie byłam na żadnym balu, nie licząc jednej jedynej potańcówki w moim rodzinnym mieście zorganizowanej z okazji pierwszego dnia wiosny... Miałam wtedy jakieś osiem lat? Sami rozumiecie, żadne wielkie przeżycie. Ale to? Z radości nie mogłam usiedzieć w miejscu.
- Halo! Halo! Proszę o ciszę! - krzyknęła pani Bell, sprowadzając wszystkich do parteru. - Niezmiernie cieszy mnie wasz entuzjazm, jednak nadal jesteście w szkole, a tutaj obowiązują pewne zasady.
- Przepraszam w imieniu całej klasy - odezwałam się nagle, zaskakując wszystkich wokół, a przy okazji i siebie. - Mogłaby nam pani powiedzieć coś więcej na temat tego balu? Kiedy miałby się odbyć? I jak miałoby to wyglądać?
Dyrektorka podeszła do mojej ławki i uśmiechnęła się z wyższością.
- Panno Stone, cieszy mnie pani kulturalna postawa. Tak trzymać - pochwaliła mnie. - Co do twoich pytań, uroczystość planujemy zorganizować za równe siedem dni. Do tego czasu każda klasa weźmie udział w obowiązkowych zajęciach tanecznym pod kierunkiem pani Colberti.
- Ja też mam ważne pytanie! - krzyknęła Charlie z ostatniej ławki. Siedziała z Willem, który dosłownie pękał z śmiechu, widząc jak nasza przyjaciółka wymachiwała ręką na prawo i lewo, aby zwrócić na siebie uwagę pani Bell.
- Słucham, Haunted - westchnęła dyrektorka.
- W naszej szkole nigdy nie było żadnego balu, więc to chyba oczywiste, że nie mamy odpowiednich na tę okazję stroi, prawda? - powiedziała, a ja w duchu przyznałam jej rację. W mojej szafie nie było ani jednej sukienki, która nadawałaby się na taką uroczystość.
- Panno Haunted, akurat o to nie powinna się pani martwić. Wraz z panem Testudem pomyśleliśmy o wszystkim. W któryś dzień dostaniecie przepustkę do miasta i wybierzecie się na zakupy, ale o szczegółach porozmawiamy później. Teraz wracajcie do swoich zajęć! - Po tych słowach kobieta opuściła klasę.
Nauczycielka biologii poleciła nam robić jakieś krzyżówki genetyczne, jednak uczniowie w ogóle się tym nie przejęli. Byliśmy zbyt pochłonięci wiadomością o nadchodzącym balu. Kogo w takiej chwili obchodziła by lekcja? Na pewno nie mnie.
CZYTASZ
To bez sensu *na urlopie*
RomansaNazywam się Lucy Mackenzie Stone, ale możecie mówić mi po prostu "Lucy". Od sześciu lat mieszkam w jednym z brytyjskich internatów, gdzie niedawno zaczęłam kolejną klasę. Myślałam, że jestem tu szczęśliwa. Myślałam, że niczego mi nie brakuje. Przec...