Rozdział 11

85 5 3
                                    

Co to ma być?! Najpierw chce mnie zabić. A potem siada sobie jakby nigdy nic!. Uniosłam brwi.

-Ale...przepraszam co ty odwalasz?-Zapytałam zgorszona patrząc jak dziewczyna zdejmuje kurtkę i kładzie obok siebie.

-Jeśli wiesz co czuje przydała by nam się babska rozmowa...- "Babska rozmowa" O czym? Nie mam zamiaru jej się spowiadać z  moich problemów.

-Ja...nie wydaje mi się to dobrym pomysłem.-Zaśmiała się...ja osobiście nic zabawnego w tym nie widziałam. I do tego byłam troszkę mocno zła na Jasia nie miałam ochoty na jakiekolwiek rozmowy.

-Oj...możemy przecież być przyjaciółkami, nie?- Zapytała pewna siebie.

-Może poszukaj kogoś kogo nie chciałaś zabić?-Byłam oburzona tą denną propozycją.

-Jeja...no, przepraszam-Wyciągnęła rękę do mnie. Jedynie wywróciłam oczami i podałam jej dłoń. Co jeszcze nie znaczy,że ją lubię.

-A teraz możesz wyjść?-Kiwnęła głową i założyła kurtkę.Pomachała i zamknęła za sobą drzwi.Głośno odetchnęłam i opadłam na kanapę. Patrzyłam w sufit aż ogarnęła mnie senność.Po pewnym momencie ktoś potrząsną moje ramie. Najpierw myślałam,że to sen a potem otworzyłam oczy. Jasiek  klęczał przed łóżkiem.

-Ty okropnie chrapiesz.-Wycelował oskarżycielsko palcem i się zaśmiał. Przypomniałam sobie,że jestem zła. Wstałam z łóżka i poszłam do swojego pokoju.Nie mam ochoty z nim rozmawiać. Jednak poszedł za mną.-No o co Ci chodzi.-Łzy mi same płynęły bo wiedziałam,że mogłam umrzeć przez to,że nie powiedział mi prawdy.

-Wiesz co dzisiaj przeszłam?-Zapytałam okrywając sie kocem.

-Co?-Zatroskany zapytał.

-Przez to,że uznałeś to za głupi żart mogłam zginąć.-Popatrzyłam w jego stronę. Było za ciemno by wyczytać jakieś emocje na jego twarzy.

-O co chodzi.-Położył sie obok.

-Była u mnie twoja dziewczyna...-Jego oddech był głośniejszy.

-Czego chciała?-Nie wiedziałam jak mu to opowiedzieć.

-Żebym z tobą...żebyśmy się nie spotykali, żebyś tu nie przychodził...dobry miała pomysł. Skłamałeś mi a już myślałam, że cie zaufam...ale wiesz...chciała bym jeszcze pożyć.-Zaśmiał się.

-Śmierć Ci nie grozi...aż tak...-No teraz to byłam bardzo niezadowolona z jego pewności siebie.

-No...zdziwiłbyś się...-Warknełam cicho.

-Nie gadaj...-Wiedział chyba o co mi chodziło.

-Po prostu jak widzisz to najlepsze rozwiązanie...dla mnie...dla ciebie i wszystkich.

-NIE!...Następnym razem zadzwoń.-Pf...nie mam zamiaru się narażać.

-No...spoko oczywiście zadzwonię gdy następnym razem ktoś będzie próbował mnie zbić.-Powiedziałam ironicznie.

-No nie mów ,że to była moja wina.-Powiedział tak cicho,że miałam tego chyba nie usłyszeć.

-A...a czyja?-W sumie cała złość mi  przeszła. No nie jego wina,że ktoś tam...chciał mnie zabić.Dla tego już teraz się uśmiechałam.

-Daj mi koc poduszkę i kołdrę-Oznajmił mi.

-No...a po co tobie ?-Widziałam po co...w takim razie po co pytam? Wyjełam mu wszystko o co prosił. I pościeliłam obok mojego łóżka. Jestem pewna że po poczucie winy mu tak podpowiadało. Jutro jeszcze muszę porozmawiać z Darią i Sarą.

***

Ten rozdział był dosyć...dziwny.





Przypadek?-Nie sądzę JDabrowskyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz