18. Strach cię wyzwoli

365 27 8
                                    

Siła, z jaką ściskał mój nadgarstek była oszałamiająco mocna. Byłam pewna, że nazajutrz zobaczę na skórze odcisk jego palców, które boleśnie wbijały mi się w ciało, jakby chciały zmiażdżyć mi kości. Miałam wrażenie, że w ten sposób chciał pokazać mi jaką ma nade mną władzę – w żaden sposób nieposkromioną, niespętaną ciężkimi, metalowymi łańcuchami, całkowicie należącą tylko do niego. Lub po prostu nie chciał, bym po raz kolejny okazała się tchórzem i uciekła, znowu robiąc z siebie ofiarę, której los zesłał piekielnego chłopczyka, mającego pokrzyżować wszelkie szyki. Ale nie zamierzałam uciekać. Nie miałam jak, a poza tym byłam wciąż zbyt otumaniona zajściem w klubie, by myśleć racjonalnie.

W umyśle raz po raz odtwarzałam scenę, jaka rozegrała się dosłownie dwie minuty temu. Dziwne, przejmujące, doskwierające mi pragnienie miażdżyło mnie. I zamiast odczuwać jego powolny zanik, ono przybierało na sile. Idealnym odzwierciedleniem mnie samej byłby narkoman na głodzie, który ma używkę na wyciągnięcie ręki, ale nie ma tyle pieniędzy, by za nią zapłacić. Musi nasycić się jedynie samym widokiem. Ale czy to możliwe, gdy uzależnienie przejmuje nad tobą kontrolę? Sama odpowiedź na to pytanie boleśnie mnie raniła.

Jak zwykle nie pozostaliśmy niezauważeni, ale powoli ten aspekt przestawał mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie. Dziwnie czułam się z tą zmianą – jakby ciężar z moich barków został nagle zdjęty. Ale w zamian pojawił się drugi. O wiele większy, powodujący dyskomfort umysłu, jak i ciała.

Z daleka widziałam jego nowe cudeńko, które mignęło mi parę dni temu z pierwszych stron gazet. Czarny, błyszczący mustang prezentował się zjawiskowo pomiędzy innymi, wysłużonymi już autami. Niczym jego właściciel wyróżniał się spośród innych. Górował nad wszystkimi i wystarczyło, że był. Tylko i aż.

Przeszedłszy przez jezdnię, puścił moją ręką, która pomimo tępego bólu wyrwała się bezwolnie w jego stronę. Nie panowałam już nad swoim ciałem, które zaczęło żyć swoim życiem. Bez opamiętania gnało w jego kierunku i wygrywało melodię przypominającą syreni śpiew. Tyle że wpadło we własną pułapkę. Nie przywoływało przypadkowych wędrowców. Wzywało tylko jedną osobę.

– Wsiadaj. – Suchy, rozkazujący ton był zwiastunem czegoś nieprzewidywalnego i niebezpiecznego, ale mogłam to zamieść pod dywan. Kolejny już raz.

Po raz drugi znalazłam się w tej sytuacji – samochód, nasza dwójka i przewijające się za oknem widoki. Tylko, że teraz mknęliśmy ulicami Los Angeles, a atmosfera była zgoła inna. Jak wtedy wzbierała we mnie ciekawość, a zafascynowanie mieszało się z kąśliwym uporem, tak teraz odczuwałam potworny, paniczny głód, który zżerał mnie od środka. Oraz coś jeszcze, co widziałam w jego tęczówkach, które przysłonił wszechogarniający mrok.

Już bez żadnego skrępowania lustrowałam jego sylwetkę. I z każdym kolejnym spojrzeniem potrafiłam dostrzec coś nowego. Chciałam uczyć się go na pamięć . Niestrudzenie i nieskończenie. Z profilu jawił się jako poważny, dojrzały człowiek doświadczony przez życie, który przeżył niejedno i niejedno widział. Człowiek, którego nic nie obchodzi i jest znieczulony na wszystko, bowiem nic nie ma dla niego żadnego znaczenia. Ale gdy co jakiś czas obracał głowę w moją stronę, mogłam dostrzec niebezpieczne, figlarne ogniki w jego oczach, które mówiły jedno – zawsze będę krok przed tobą. Gdy ty będziesz planowała kolejny ruch, ja będę miał już ich obmyślonych dziesięć, by zawsze cię wyprzedzić. W końcu to widziałam, miałam to podane jak na tacy. I choć wiedziałam już znacznie więcej, nie potrafiłam powiedzieć „stop". Paradoks tkwił w tym, że im bardziej nieprzewidywalnie się robiło, tym ja coraz bardziej do niego lgnęłam. Granice zaczęły się zacierać, zamazywać, powoli stając się szarą, nijaką plamą na jego czarnym, mrocznym tle.

The Great Rotten WorldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz