Stukałam ze zniecierpliwienia palcami w stolik, okryty lnianym, wyszywanym ręcznie obrusem, na którym porozrzucano ususzone płatki róż. Kostki lodu powoli rozpuszczały się w szklance wypełnionej mineralizowaną wodą z kilkoma liśćmi świeżej mięty i plasterkiem cytryny. Wokół mnie ludzie pochłaniali obiady serwowane przez znakomitego w swoim fachu szefa kuchni, przy akompaniamencie wesołych rozmów lub spotkań biznesowych obfitujących w powagę chwili. Niektórzy ludzie rzucali mi zaciekawione spojrzenia i ukradkiem próbowali uchwycić moją postać telefonem komórkowym, ale udawałam, że tego nie widzę. Prześlizgiwałam się po sylwetkach nieznanych mi osób i raz po raz zerkałam przez szybę po mojej lewej stronie lub odwracałam się, gdy słyszałam trzask drzwi.
Ed spóźniał się już kwadrans i wcale nie byłam taka pewna, czy jestem z tego faktu zadowolona, a może wręcz przeciwnie. Żołądek miałam już związany w supeł i powoli zaczęła mnie ogarniać panika. Nawet zastanawiałam się, żeby do niego zadzwonić, odwołać spotkanie i wszystko wyjaśnić przez telefon, ale wiem, że wtedy już w ogóle nie potrafiłabym spojrzeć w swoje odbicie w lustrze. Wystarczy, że już teraz miałam z tym problemy i za każdym razem krzywiłam się, patrząc na twarz przyprószoną brzydotą, zdradą i nielojalnością.
A przecież chciałam tak niewiele. Chciałam tego, co każdy człowiek. Pragnęłam odpłynąć w miłości, dać się porwać w jej sidła, czuć się kochaną i żyć całą sobą. Czy to tak wiele? Czy nie powinno mi wystarczyć, że uwielbiają mnie tłumy? Ale teraz nie potrzebowałam już gromady ludzi napierających na mnie z każdej strony. Jedna osoba była mi w stanie zapełnić całą chmarę istnień. I już nawet Ed nie mógłby tego zmienić.
Po raz kolejny się obróciłam, co uczynili również i niektórzy restauracyjni goście. Po chwili ich spojrzenia przeniosły się na mnie i dobrze wiedziałam dlaczego. Każdy, choć mógł nie słuchać naszej muzyki, zdawał się wiedzieć, że jesteśmy przyjaciółmi. Mogli udawać, że nie czytają gazet plotkarskich i kompletnie ich nie obchodzi, co się dzieje w tym zamkniętym, hermetycznym świecie, ale w przypływie nudy, zwykłej ciekawości i zazdrości zamieniali się w prywatnych detektywów. Lecz nie w tych działających dla dobra sprawy, tylko dla zaspokojenia własnych malutkich demonów wścibstwa.
– Hej.
– Hej. – Ponownie było pomiędzy nami niezręcznie, a właściwie nic się nie zmieniło od naszego ostatniego spotkania w moim domu. Jedynie oszukiwaliśmy się, że jest inaczej.
– Próba mi się trochę przedłużyła, przepraszam. – Usiadł przy stoliku, obok którego zaraz pojawiła się kelnerka. Ed poprosił o sok ze świeżo wyciskanych pomarańczy i znów zostaliśmy sami. Pozornie.
– To na pewno będzie wielkie show – próbowałam swobodnie pokierować rozmową, ale i tak wszystko dotyczyło pracy, z którą w tym momencie wiązała się jedna rzecz – obawa.
– Zwłaszcza, że ty tam będziesz. Miałem do ciebie dzwonić, żeby obgadać nasz występ. Musimy ustalić parę drobiazgów. Pomyślałem, że moglibyśmy zaśpiewać...
– Co do występu właśnie... – gadał jak najęty, ale musiałam mu przerwać. To już i tak z mojej winy zabrnęło za daleko. Tak właściwie to od początku była moja wina. Tylko i wyłącznie. Zaczerpnęłam powietrza, pochyliłam się nad stolikiem i ściszywszy głos powiedziałam:
– Nie zaśpiewam... Nie pojawię się na twoim koncercie. Ja... Przepraszam – zwiesiłam głowę. Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy i zobaczyć, jak niebieskie tęczówki zalewa fala rozgoryczenia i smutku. Jak malutka iskierka nadziei dopiero co powstała, równie szybko gaśnie, pozostawiając za sobą wdrażający się do układu oddechowego drażniący kurz w postaci zdławionych pragnień.
CZYTASZ
The Great Rotten World
FanficZnaleźliśmy miłość w beznadziejnym miejscu. A przynajmniej tak mi się wydawało.