28. Ani na ziemi, ani w niebie

223 27 2
                                    

Stukałam ze zniecierpliwienia palcami w stolik, okryty lnianym, wyszywanym ręcznie obrusem, na którym porozrzucano ususzone płatki róż. Kostki lodu powoli rozpuszczały się w szklance wypełnionej mineralizowaną wodą z kilkoma liśćmi świeżej mięty i plasterkiem cytryny. Wokół mnie ludzie pochłaniali obiady serwowane przez znakomitego w swoim fachu szefa kuchni, przy akompaniamencie wesołych rozmów lub spotkań biznesowych obfitujących w powagę chwili. Niektórzy ludzie rzucali mi zaciekawione spojrzenia i ukradkiem próbowali uchwycić moją postać telefonem komórkowym, ale udawałam, że tego nie widzę. Prześlizgiwałam się po sylwetkach nieznanych mi osób i raz po raz zerkałam przez szybę po mojej lewej stronie lub odwracałam się, gdy słyszałam trzask drzwi.

Ed spóźniał się już kwadrans i wcale nie byłam taka pewna, czy jestem z tego faktu zadowolona, a może wręcz przeciwnie. Żołądek miałam już związany w supeł i powoli zaczęła mnie ogarniać panika. Nawet zastanawiałam się, żeby do niego zadzwonić, odwołać spotkanie i wszystko wyjaśnić przez telefon, ale wiem, że wtedy już w ogóle nie potrafiłabym spojrzeć w swoje odbicie w lustrze. Wystarczy, że już teraz miałam z tym problemy i za każdym razem krzywiłam się, patrząc na twarz przyprószoną brzydotą, zdradą i nielojalnością.

A przecież chciałam tak niewiele. Chciałam tego, co każdy człowiek. Pragnęłam odpłynąć w miłości, dać się porwać w jej sidła, czuć się kochaną i żyć całą sobą. Czy to tak wiele? Czy nie powinno mi wystarczyć, że uwielbiają mnie tłumy? Ale teraz nie potrzebowałam już gromady ludzi napierających na mnie z każdej strony. Jedna osoba była mi w stanie zapełnić całą chmarę istnień. I już nawet Ed nie mógłby tego zmienić.

Po raz kolejny się obróciłam, co uczynili również i niektórzy restauracyjni goście. Po chwili ich spojrzenia przeniosły się na mnie i dobrze wiedziałam dlaczego. Każdy, choć mógł nie słuchać naszej muzyki, zdawał się wiedzieć, że jesteśmy przyjaciółmi. Mogli udawać, że nie czytają gazet plotkarskich i kompletnie ich nie obchodzi, co się dzieje w tym zamkniętym, hermetycznym świecie, ale w przypływie nudy, zwykłej ciekawości i zazdrości zamieniali się w prywatnych detektywów. Lecz nie w tych działających dla dobra sprawy, tylko dla zaspokojenia własnych malutkich demonów wścibstwa.

Hej.

Hej. – Ponownie było pomiędzy nami niezręcznie, a właściwie nic się nie zmieniło od naszego ostatniego spotkania w moim domu. Jedynie oszukiwaliśmy się, że jest inaczej.

Próba mi się trochę przedłużyła, przepraszam. – Usiadł przy stoliku, obok którego zaraz pojawiła się kelnerka. Ed poprosił o sok ze świeżo wyciskanych pomarańczy i znów zostaliśmy sami. Pozornie.

To na pewno będzie wielkie show – próbowałam swobodnie pokierować rozmową, ale i tak wszystko dotyczyło pracy, z którą w tym momencie wiązała się jedna rzecz – obawa.

Zwłaszcza, że ty tam będziesz. Miałem do ciebie dzwonić, żeby obgadać nasz występ. Musimy ustalić parę drobiazgów. Pomyślałem, że moglibyśmy zaśpiewać...

Co do występu właśnie... gadał jak najęty, ale musiałam mu przerwać. To już i tak z mojej winy zabrnęło za daleko. Tak właściwie to od początku była moja wina. Tylko i wyłącznie. Zaczerpnęłam powietrza, pochyliłam się nad stolikiem i ściszywszy głos powiedziałam:

Nie zaśpiewam... Nie pojawię się na twoim koncercie. Ja... Przepraszam – zwiesiłam głowę. Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy i zobaczyć, jak niebieskie tęczówki zalewa fala rozgoryczenia i smutku. Jak malutka iskierka nadziei dopiero co powstała, równie szybko gaśnie, pozostawiając za sobą wdrażający się do układu oddechowego drażniący kurz w postaci zdławionych pragnień.

The Great Rotten WorldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz