Rutyna

11.7K 616 47
                                    

Nienawidzę rutyny, codzienności i wszystkiego co stałe. Niektórzy nie mogą bez nich żyć, uspokajają ich i dają poczucie bezpieczeństwa. Jednak ja nie umiałem taki być.
Dlatego właśnie ciągle zmieniałem kolor włosów oraz styl ubierania i nigdy nie wchodziłem w związki. Lubiłem to, dzięki temu czułem się wolny.
Wracałem właśnie od przyjaciela, kiedy zobaczyłem jakąś zbłąkaną duszyczke, spacerującą po ciemnych alejkach parku. Zwabiony ciekawością, podszedłem bliżej. Chłopak mógł mieć nie więcej niż dziewiętnaście lat, był wysoki, ale nadal niższy odemnie, i przeraźliwie chudy.
- Nie sądzisz, że takie chodzenie po ciemku, może być niebezpieczne?
Chłopak podskoczył na dźwięk mojego głosu.
- Mam ze sobą psa. Gdyby coś się stało obroniłby mnie.
Miał rację, dopiero w tamtym momencie zauważyłem sporego Golden Retrievera, którego trzymał na dziwnej, przypominającej stelaż, smyczy.
- Jesteś tego pewien? Nie wygląda zbyt groźnie.
Jakby na zaprzeczenie moim słowom, pies zawarczał ostrzegawcze. Cofnąłem się dwa kroki, nigdy nie lubiłem dużych psów.
- Spokojnie, Lulu. On nie wydaje się być niebezpieczny. - chłopak delikatnie pogłaskał łeb psa. - Nie musisz się jej bać. Dopóki nie spróbujesz zrobić mi krzywdy, nie rzuci się na ciebie.
- Trzymam cię za słowo. A właśnie, nie przedstawiłem się jeszcze. Jestem Dominic.
- Aaron.
- Rzadkie imię. Miło było Cię poznać, ale muszę już iść.
Chciałem mu podać rękę, na pożegnanie, jednak kiedy wystawiłem dłoń w jego stronę, nie zareagował. Tylko uśmiechnął się i to nawet nie w moją stronę, patrzył w przestrzeń około półtora metra odemnie.
- Na co patrzysz?
- Um... Na ciebie.
Zabrzmiało to bardziej jak pytanie. Uniosłem rękę i pomachałem mu dłonią przed twarzą. Nie zareagował w żaden sposób, nawet kiedy zbliżyłem palce do jego oczu.
- Jesteś niewidomy, prawda?
Chłopak spalił buraka i spuścił wzrok. Wyglądał niesamowicie uroczo, ale też bardzo smutno. Nic nie powiedział w odpowiedzi na moje pytanie, tylko pokiwał delikatnie głową. Uświadomiłem sobie po co jego zwierzak miał taką dziwną smycz, to był jego pies przewodnik.
- Pomóc Ci jakoś?
- Nie, dam sobie radę.
Mimo że odmówił, widziałem malującą się na jego twarzy szczęście. Ewidentnie nie takiej reakcji się spodziewał.
- Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy. To cześć.
- Cześć.
Każdy z nas odszedł w swoją stronę. Przez całą drogę do domu zastanawiałem się jak to możliwe, że nie zauważyłem, że mój rozmówca był niewidomy. Byłem pełen podziwu dla niego, dla tego jak sobie radził.

***

Spotkałem się z Aaronem jeszcze kilka razy. Okazało się, że pomyliłem się co do jego wieku, tak jak ja miał dwadzieścia dwa lata na karku. Był bardzo miłym człowiekiem ze świetnym poczuciem humoru.
Przy okazji naszego czwartego wspólnego wyjścia, uświadomiłem sobie, że nie był mi obojętny. Coraz częściej przyłapywałem się na myślach, że był naprawdę uroczy i słodki.
Któregoś dnia wracałem późnym wieczorem z pracy, padał okropny deszcz, wybrałem drogę przez park, mając nadzieję, że drzewa choć trochę osłonią mnie przed ulewą. Idąc rozglądałem się na boki, żeby zabić jakoś nudę. W pewnym momencie zobaczyłem postać w znajomej kurtce, siedzącą na jednej z ławek. Podszedłem bliżej.
- Aaron? Co ty tu robisz?
Chłopak skierował w moją stronę swoje niewidzące oczy. Mimo zalewajacych jego twarz kropli deszczu, mogłem zauważyć, że płakał, wskazywały na to zaczerwienione oczy.
- Lulu uciekła, próbowałem jej poszukać, ale nie udało mi się jej znaleźć, a teraz nawet nie umiem wrócić do domu.
Załkał i pociągnął nosem. Niewiele myśląc opadłem na kolana i przytuliłem go delikatnie. Bałem się, że mógł mnie odepchnąć. Jednak on zamiast tego, jeszcze mocniej wtulił się w mój tors.
- Nie martw się, na pewno znajdzie. Mieszkam niedaleko stąd, jeśli chcesz możesz do mnie przyjść, a nawet przenocować, jutro poszukamy Lulu.
Pokiwał delikatnie głową. Pomogłem mu wstać i wziąłem go za rękę, żeby pomóc mu trafić na miejsce.
Kiedy dotarliśmy do mojego mieszkania, zrobiłem mu herbaty. Kazałem Aaronowi, zdjąć przemoczone ciuchy, a sam poszedłem do sypialni, żeby znaleźć dla niego jakieś suche rzeczy. Zaniosłem mu je do salonu.
- To są rzeczy dla ciebie, przepraszam, ale mogą być na ciebie za duże. Ja idę do kuchni, żeby zrobić jakąś kolację. Zaraz wrócę, ale gdybyś czegoś potrzebował, krzycz.
Kiedy wróciłem do pokoju, aby zapytać chłopaka, czy ma ochotę na zapiekankę, Aaron już spał. Wyglądał tak uroczo, że wyjąłem telefon, żeby zrobić mu zdjęcie. Potem wziąłem go na ręce i zaniosłem do sypialni. Kiedy ułożyłem go na łóżku, chciałem wstać i wyjść, ale chłopak trzymał się mojej koszuli. Próbowałem się odsunąć, jednak on tylko mocniej zacisnął palce.
Nie mogłem sobie odmówić tej chwili bliskość. Już kilka dni wcześniej uświadomiłem sobie, że zakochałem się w tym chłopaku. Położyłem się obok niego, złożyłem delikatny pocałunek na jego ustach i po chwili zasnąłem.

***

Obudziłem się, chciałem wstać, ale nie pozwolił mi na to ciężar leżącego na mnie ciała. Spojrzałem na Aarona, który spał na mojej klatce piersiowej, jego ust były lekko uchylone, a włosy uroczo rozrzucone wokół głowy. Nie chciałem go budzić, więc pocałowałem go tylko w czoło i wróciłem do krainy Morfeusza.
Ten poranek zapowiadał się bardzo przyjemnie. Jeżeli mógłbym budzić się tak codziennie, polubiłbym rutynę.

###

No więc, przepraszam za nieobecność, ale zrzucę winę na zapierdol w pracy i szkole. Teraz już postaram się dodawać regularnie.
Mam nadzieję, że wam się podobało.

Yaoi - one shotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz