1.Początek

554 30 10
                                    

Dziewczyna siedziała na skale i patrzyła w dal. Dookoła rozciągała się wielka dolina. Obok niej leniwie płynęła rzeka, w której moczyła nogi. Daleko na linii horyzontu widać było jej strome ściany. Woda w rzece powoli dążyła do rozpoczęcia nowego życia w jeziorze, do którego wpływała. Tafla wody odbijała promienie księżyca prosto w jej twarz, na której tańczyły cienie. Nie zwracała jednak na to uwagi. Wzniosła oczy ku niebu. Wysoko nad jej głową leciał jakiś ptak albo nietoperz. Było już za późno na nocne loty ptaków, ale na zwykłego nietoperza był za duży. Wydał nieokreślony bliżej dźwięk i  zniknął jej z linii wzroku. Uwielbiała wolną przestrzeń, szum rzeki, śpiew ptaków... Kochała naturę. Zwróciła oczy ku ścianie doliny. Na najwyżej skale zauważyła ciemniejszy punkt. Skupiła się i wytężyła wzrok. Dojrzała kontur wilka i jego złote ślepia. Wydawało jej się, że spojrzał na nią. Zawył. Jego wycie rozniosło się po całej dolinie. Odbijało się od ścian, niosło po wodzie. Zdawało się, że dobiega zewsząd i wszędzie będzie brzmiało tak samo głośno, donośnie i władczo. Jennifer nie przestraszyła się. Zrozumiała to, co przekazywał jej nocny łowca. Mówił, że w lesie grasują ludzie z bronią i wykrzykują jej imię. "Szukają mnie"- Pomyślała. "Uciekaj"- Mówił wilk.- " Chodź za mną. Musisz przed nimi uciec. Mogą zrobić ci krzywdę. Pokręciła głową i odesłała mu telepatyczną wiadomość, tak samo jak zrobił to on. "Uspokój się. Nie ma sensu uciekać skoro i tak muszę tam wrócić. Ty uciekaj. Oni mi nic nie zrobią, ale do ciebie z pewnością będą strzelać. Ukryj się. Obiecuję, że spotkamy się najszybciej jak tylko się da. Znajdziesz mnie." Posiadała dar, który umożliwiał jej porozumiewanie się ze zwierzętami i kontrolowanie ich. Nierozerwalna więź łączyła ją z zaskakującym światem natury. Słyszała jakie wieści niesie ze sobą wiejący wiatr, co mówi płynąca rzeka, wiedziała co w danej chwili chce jej przekazać przyroda. Wilk opuścił lekko głowę, odwrócił się i zniknął w gęstym lesie. Dziewczyna wróciła myślami do dnia, gdy po raz pierwszy zdecydowała się opuścić znienawidzony ośrodek. Miała wtedy nie więcej jak sześć lat. Jako ostatnia wślizgnęła się do łóżka. Poczekała aż jedyna opiekunka zgasi światło w pokoju, sprawdzając przy okazji, czy wszystkie lokatorki są w pokoju. Później musiała zaczekać, by wszystkie dziewczynki zapadły w miarę głęboki sen. Wysunęła się spod śmierdzącego, chyba nigdy nie pranego koca i stanęła na skrzypiącej podłodze. Skrzywiła się lekko obawiając się, że mogło to kogoś obudzić. Ruszyła możliwie jak najciszej w stronę okna, za którym rozciągały się tajemnice świata, który tak bardzo pragnęła poznać. Ponieważ była jedną z młodszych lokatorek ośrodka mieszkała na parterze. Okno nie było wysoko, więc z łatwością usiadła na parapecie wspinając się wcześniej na niziutką skrzynkę, w której dziewczynki trzymały szmaty służace im za ubrania. Zwiesiła nogi z parapetu. Od ziemi nie dzieliło jej więcej niż dwa metry. Zsunęła się z parapetu i zawisła nad ziemią. Puściła wystającą, blaszaną półeczkę i miękko wylądowała na ugiętych nogach. Wbiegła w ciemny, tajemniczy, uśpiony las. Nie uszła daleko, gdy usłyszała ciche skomlenie wyczerpanego wilczka. Kierując się w stronę, z której dobiegało bardzo szybko go znalazła. Podeszła do niego wolno i przyjrzała się jego złotym ślepiom. Odbijało się w nich światło księżyca, tworząc wręcz hipnotyzujące piękno zmącone jedynie śmiertelnym przerażeniem zwierzątka. Wilk szczeknął. Z każdą sekundą uciekało z niego życie. Był bardzo słaby, bliski śmierci. "Błagam... Pomóż mi, wilcza siostro... Boję się. Tak bardzo się boję. To tak strasznie boli..."- Usłyszała w swojej głowie. Obejrzała dokładnie pułapkę, w którą wpadło szczenię. Prawie połowę drobnego ciałka miał przytrzaśnięte przez metalowe szczęki. Miało się wrażenie, że zostałby przepołowiony, gdyby nie gruba gałąź, zakleszczona kilka ząbków od niego. Metal trzymał biedne stworzenie w śmiertelnym uścisku. Dziewczynka chwyciła za gałąź i z całej siły na nią nacisnęła mając nadzieję, że ta się nie złamie i tym samym nie zakończy życia szczeniaka. Udało jej się z trudem go uwolnić. Wzięła go na ręce i biegiem puściła się do swego pokoju. Jakoś udało jej się wspiąć na parapet i wskoczyć do pomieszczenia.  Położyła wilczka i jak mogła najlepiej opatrzyła jego rany używając w tym celu swojej najlepiej wyglądającej i najczystszej szmaty. Znalazła kawałeczek szynki, którą trącona przeczuciem zabrała w serwetce z kolacji i podała ją wilczkowi. Cudem udało jej się go ukryć i wyleczyć. Zupełnie jakby jakaś niewytłumaczona siła jej w tym pomagała. Równie niewytłumaczalnym był fakt, że udało jej się niezauważenie wypuścić zdrowego już mieszkańca lasu do jego naturalnego środowiska. Od tamtej pory codziennie wymykała się z budynku i uciekała w las, by spotkać się ze swoim dzikim przyjacielem. Niezauważenie... Aż do... No właśnie. Aż do wczorajszego wieczoru. Jej ustalona data osiemnastych urodzin. Miała spędzić cudowną noc spacerując wraz ze swym wilczym przyjacielem po magicznym, przyciągającym ją świecie natury, jednak za szybko zauważyła, że była nieostrożna. Zbyt podekscytowana zbliżającymi się wydarzeniami, nie zauważyła, że jedna z jej współlokatorek nie śpi. Zaraz po tym jak Jennifer wyskoczyła przez okno, pobiegła do dyrektora, obudziła go i o wszystkim opowiedziała. Oczywiście dyrektor kazał najstarszym podobiecznym z męskiej części sierocińca szukać jej przez całą noc, dzień, tydzień... Do czasu jej znalezienia. Dziewczyna, która podkablowała Jennifer otrzymała w nagrodę talerz zimnej zupy, co w przypadku głodowych porcji jakie otrzymywali było istnym cudem i darem od Boga. Jennifer wróciła do rzeczywistości i równie szybko oddała się historii opowiadanej przez rzekę. Była to cudowna opowieść o dzikich ludziach, którzy w dawnych czasach zamieszkiwali tereny przy jej brzegach. Nagle tą cudowną, naturalną ciszę zmącił krzyk.

-Halo! Jennifer! Gdzie jesteś, szmato?!- Dziewczyna podniosła się z rezygnacją. Odejść stąd? Tak po prostu odejść? Jak bardzo tego nie chciała...- Halo?! Jennifer?!

-Tam jest!- Krzyknął jakiś chłopak oślepiając ją światłem latarki. Wysoki szesnastolatek podbiegł do niej i złapał ją za ramię jakby zaraz miała uciec, po czym krzyknął.- Mam ją!- Spojrzał na nią z mieszaniną smutku, radości i współczucia.- Przepraszam... Wiem co czujesz i dlaczego chciałaś uciec. Tak mi przykro, że ci się nie udało i że muszę cię do niego zaprowadzić.- Spojrzał na wystające spod przetartego, szmacianego podkoszulka własne żebra.- Ale... ale... Wstyd przyznać... Dostanę dzięki tobie talerz ciepłej zupy. Taka ilość, jaka nam przysługuje nie wystarczyłaby nawet dla muchy.

Dziewczyna o mało nie wybuchła śmiechem, gdy powiedział, że ją rozumie. Nie rozumiał. Nikt nie rozumiał, że to nie była próba ucieczki. W ogóle Jennifer była nierozumiana przez wszystkich. Cicha dziwaczka, szalona piękność... Kozioł ofiarny i chodzące źródło zazdrości wielkiego grona osobników płci pięknej. Gdy chłopak opowiedział o talerzu zupy zrozumiała go. Skinęła głową. Dzieciak miał rację. Dyrektor oszczędzał każdy grosz i wydawał pieniądze tylko na niezdędne wydatki. Dzieci i młodzież zamieszkująca sierociniec była niedożywiona i za dodatkową porcję jedzenia mogliby pozabijać się nawzajem. Chociaż... Były już takie przypadki. Chociażby mała, biedna Nika zakatowana przez koleżanki z pokoju, ponieważ ukryła kawałek zwęglonego ciasta...



Wilki: Naznaczona (Zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz