9. Liliowooki

169 20 2
                                    

Coś nadal dobijało się do drzwi, gdy Emilly wstała kobieta w niebieskiej sukni znowu się pojawiła i ponownie zaczęła ostrzegać, a wręcz błagać ją by nie otwierała drzwi choćby usłyszała mrożący krew w żyłach krzyk swojej przyjaciółki błagający o ratunek, który zaraz z resztą usłyszała.

-Daj spokój... To musi być Jennifer.-Kierowana nieodpartym pragnieniem otworzenia drzwi i pomocy przyjaciółce podbiegła do drzwi. Ignorowała podświadome uczucie niepokoju i coś co w głębi duszy mówiło jej, że to wcale nie jest głos rudowłosej. Z trudem odsunęła wielką komodę, którą zabarykadowała drzwi i otworzyła je.-Cześć Jenny...

Nagle zobaczyła krew, która całą ją obryzgała. Nie widziała napastnika, który jej to zrobił. Widziała tylko czerwień, do której dołączył przeraźliwy fizyczny ból. Czerwień pochłonęła ją i zmieniła się w czerń. Emilly zerwała się z łóżka ciężko dysząc. Długie kruczoczarne włosy kleiły się do mokrego od potu ciała.

- To był tylko sen.-Zachichotała nerwowo.-Paskudny, krwawy, przerażający koszmar.

Wstała i wyjrzała przez okno. Na niebie pojawiło się już słońce. Rozejrzała się po izdebce. Wszystko wyglądało tak samo jak wtedy, gdy po raz pierwszy tu zajrzała. Komoda o dziwo stała na swoim miejscu sprzed barykadowania w panice drzwi. Od razu to zauważyła i wzdrygnęła się. Dopiero za drugim razem zauważyła tańczącą po pokoiku dziewczynkę. Była tak samo piękna, jak i przeźroczysta. Unosiła się w powietrzu i opadała z gracją. Emilly przypominała bardziej motyla niż ludzką duszę. Śpiewała śliczną, łacińską pieśń. Ubrana była w stary strój mieszczanki, a brązowe włosy zaplecione były w długi warkocz przewiązany wstążką. Dziewczynka zatrzymała się i uśmiechnęła się promiennie do czarnowłosej. Kocimi ruchami zbliżyła się do Emilly i usiadła na brzegu łóżka.

-Cześć. Nareszcie się obudziłaś. Śpioch z ciebie. Ja to już dawno za coś takiego zostałabym sprana mokrą szmatą.-Zaśmiała się.-Do rzeczy. Niebieska lalunia o imieniu Suiren nie mogła cię osobiście odwiedzić, więc poprosiła mnie, żebym ci coś przekazała. Mianowicie... W dzień jesteś bezpieczna i możesz łazić gdzie chcesz. Swoją drogą zazdro. Ja też chciałabym móc tak sobie latać gdzie chcę... Chwila... Jestem martwa. Mogę latać gdzie chcę i nie zostanę sprana! Bycie martwą jest świetne! To co do roboty miała Suiren... Wracając... Mimo wszystko prosiła byś nie zagłębiała się w las, bo tu są...- Przerwała swój słowotok i zacięła się szukając odpowiedniego słowa, które mogłyby skutecznie powstrzymać dziewczynę przed samotnymi spacerami poza polanę. W końcu wypaliła.-Wilki! Tak! Bardzo groźne, wielkie, wściekłe wilki! Mówiła, że teoretycznie możesz być na dworze do północy, bo wtedy jest zwykle bezpiecznie, ale lepiej po ósmej nigdzie nie wychodź. To moja skromna rada.

-Dzięki, Ashelin. Chcesz może pokazać mi okolicę? Zostaniesz na chwilę?-Spytała Emilly.

-Niestety, panienka musi wybaczyć...-W tym miejscu dziewczynka zachichotała.-Muszę już iść.-Powiedziała, po czym przeniknęła przez ścianę, przeszła kawałek po tafli jeziora, odwróciła się, pomachała jej i spadła w głęboką wodę. Chwilę później wynurzył się stamtąd czarny motyl i poszybował prosto w stronę słońca. Emilly wyszła na dwór. Usiadła na powalonym drzewie leżącym na brzegu jeziora i zanurzyła nogi w chłodnej wodzie. Uniosła głowę i zaczęła przypisywać chmurom różne kształty. Nagle zaburczało jej w brzuchu. Wyjęła z kieszeni scyzoryk, który dawno temu wcisnęła jej na urodziny Jennifer. Znalazła dużą gałąź i zaostrzyła jej koniec. Zrobiła coś na wzór oszczepu i weszła do wody. Po kilku godzinach wyszła z niej cała przemoczona. W bluzce, którą wcześniej zdjęła trzymała kilka średniej wielkości rybek. Namęczyła się zanim udało jej się rozpalić ogień i upiec ryby. Zjadła je ze smakiem. Nawet nie zauważyła, że zrobiło się już dość późno. O mało nie przegapiła zachodu słońca. Dziewczyna podziwiała, jak powoli znika za horyzontem przy okazji topiąc się w jeziorze. Już miała wstać, gdy zobaczyła, że na gałęzi obok wylądował nietoperz i ciekawie jej się przygląda. "Mam chyba jakies przywidzenia. Nietoperze są ślepe."-Pomyślała i odsunęła się kawałek obserwując ukradkiem gałki oczne i głowę nietoperza. Podążył za nią wzrokiem. "O kurde!"-Przemknęło jej przez głowę. Podeszła niepewnie do drzewa.

-No cześć...-Mruknęła cicho. Czuła się głupio. Właśnie gada do nietoperza, który... Przymknął oczy i uśmiechnął się. "Eeee... To jest co najmniej dziwne i niepokojące...".

-Cześć!- Odparł i otworzył oczy, które błysnęły na liliowo. Otoczył go tuman dymu. Gdy się rozwiał Emilly zauważyła, że na jego miejscu pojawił się wiszący do góry nogami blondyn o liliowych oczach, takich samych jakie miał nietoperz przed chwilą. Dotykał spodu gałęzi tylko podeszwami butów. Nigdzie nie zaczepił nóg, ani nie trzymał się drzewa. Zupełnie jakby było ono ziemią i nie działała na niego siła grawitacji. Mimo iż wisiał głową w dół czarna bluzka nie podwinęła się. O tym, że jednak działa na niego ta siła świadczyły tylko włosy. Ruszył w stronę pnia i w poziomie zszedł po nim na ziemię.

-Yyy...-Wyrwało się zaskoczonej dziewczynie. Chłopak uśmiechnął się pod nosem.

-Nie jesteś przyzwyczajona, co?-Emilly pokręciła przecząco głową. Chłopak znowu się uśmiechnął. Lewą rękę oparł na biodrze, a prawą wyciągnął przed siebie i pokazując na palcach zaczął wyliczać.-Okej. Jaka jesteś rasa? Mai (ludzie-koty)? Na wampira nie wyglądasz... Tym bardziej wilkołaka... Rusałka? Nimfa?-Wyliczał dalej. Gdy spostrzegł, że dziewczyna z każdym wypowiedzianym przez niego słowem coraz bardziej wybałusza oczy przestał się uśmiechać i urwał nagle.-Czyli... Człowiek. Od czasu, gdy pełnię tu wartę żaden człowiek nie zapuścił się tutaj w środku nocy... Lepiej wracaj...

Zauważył, że księżyc jest już dość wysoko na niebie.-I to szybko.

-Dlaczego?-Spytała zdezorientowana i w tej chwili usłyszeli wycie.

-Za późno... Jeśli się szybko nie schowasz to zostaniesz ich obiadem-Odparł, a wycie rozległo się bliżej.-No trudno.

Westchnął, wziął ją na ręce i z prędkością światła ruszył w stronę domku. Postawił ją przed samymi drzwiami i dał jej jasny znak, że ma wejść i nie wychodzić, czego z resztą nie trzeba jej było mówić, bo dobrze to wiedziała. Westchnął ponownie.

-Wytłumaczę ci wszystko jutro. Teraz nie mogę. Schowaj się...- Mruknął i zniknął. Emilly jeszcze przez chwilę stała i patrzyła na miejsce, gdzie przed chwilą stał wampir i gdy mgła po nim się rozwiała błyskawicznie zniknęła za drzwiami, zatrzasnęła je i zamknęła. Chwilę później coś w nie uderzyło. Gałęzie wyrzeźbionego na drzwiach drzewa poruszyły się i rozpoczęły błyskawiczny taniec wijąc się i wbijając we framugę i tworząc zamknięcie, którego im brakowało. Nie ma siły, która by to zniszczyła.

-Niezwykłe... Naprawdę niezwykłe...-Mruknęła patrząc się na to wszystko co się działo. -Ale po tym co się dzisiaj wydarzyło mogę uwierzyć we wszystko...

Wilki: Naznaczona (Zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz