2.Decyzja

292 23 2
                                    

Zaprowadził ją z powrotem do sierocińca. Nie protestowała. Szła w milczeniu trzymana za łokieć. Gdy dotarli do gabinetu dyrektora chłopak po raz kolejny popatrzył na nią ze współczuciem i przepraszająco. 

- "Otwórz wreszcie te drzwi..."- Pomyślała chcąc mieć to już za sobą.  W końcu chłopak nacisnął klamkę i wepchnął ją delikatnie do środka. Stanął grzecznie tuż przy drzwiach obserwując na zmianę to idącą w stronę mężczyzny w średnim wieku Jennifer, to dyrektora. Posyłał dziewczynie przepraszające spojrzenia, a gdy jego wzrok padał na mężczyznę w jego oczach czaił się strach. Dyrektor spojrzał na niego jak na robaka i z pogardliwym wyrazem twarzy wcisnął mu talerz zimnej, paskudnej zupy. Posłał mu ponaglające spojrzenie znaczące: " Wynoś się.". Chłopak błyskawicznie ulotnił się z pokoju, zupełnie jakby wyparował. Gdy tylko drzwi się zamknęły dyrektor spojrzał na Jennifer.

-Jenny! Jak miło cię widzieć!- Zaśmiał się sztucznie.- Wiesz jaka kara spotyka dzieci uciekające do lasu? Nie? Nic dziwnego. Większość zapewne zjadły wilki... Tak. Dobrze wiem, że wysłałem na egzekucję tyle pasożytów żyjących pod tym dachem. Dobrze wiem, że duża część tych robaków, których wysłałem na poszukiwania ciebie nie wróci. A ty... Za swoją ucieczkę... Nie zapłacisz słono.

" Nie jestem dzieckiem..."- Pomyślała. Słysząc jego ostatnie zdanie posłała mu zdziwione spojrzenie i osłupiała słuchała dalej.

-Po raz pierwszy od kilkunastu lat, które tu spędziłaś sprawiłaś mi jakiś problem. Nie lubię dzieci problematycznych... Teraz skończy się na zamknięciu cię w składziku obok mojego gabinetu... Całkowite ciemności... Bez jedzenia i picia... Na... Będę litościwy. Trzy dni. Pamiętaj. Już raz podpadłaś... Lepiej nie rób tego więcej.- Zakończył przemówienie i zaciągnął przerażoną dziewczynę przed właściwe drzwi. Jennifer próbowała się wyrwać. Miała klaustrofobię. Nienawidziła takich ciasnych pomieszczeń. Dusiła się w nich już po godzinie. Jak ona ma wytrzymać trzy dni?! Gdy szarpnęła się poczuła jak żółte i twarde paznokcie mężczyzny wbijają jej się w rękę niczym szpony w ciało biednego królika. Nie udało jej się uciec. Została brutalnie wrzucona do pomieszczenia. Zanim zdążyła doskoczyć do drzwi te były już zamknięte, a klucz chrobotał w zamku. Uderzyła pięścią w drzwi jeden raz, drugi, setny... W końcu zsunęła się na podłogę czując, że musi spróbować się uspokoić jeśli zamierza przeżyć ten czas.

****

Kiedy wreszcie ją wypuścili wypadła na korytarz oddychając ciężko. Zaczęła rozkoszować się zatęchłym powietrzem. Pragnęła jedynie wyjść na dwór i pooddychać świeżym powietrzem. Podkrążone oczy świadczyły o bezsennych nocach. Blada jak zawsze skóra przyjęła chorą, kredowobiałą barwę, a żywe, błyszczące, złote oczy przyblakły i zmieniły barwę na brzydką żółć. Spod skóry kości wystawały jeszcze bardziej niż zwykle. Spierzchnięte wargi popękały do krwi, a z włosów miejscami wystawały resztki zepsutych rzeczy wypełniających składzik. Wargi poruszały ię niemo błagając o wodę i pomoc. Dziewczyna sprawiała wrażenie chorej psychicznie. Gdy wreszcie się uspokoiła zaprowadzili ją do jej pokoju. Emilly, jej jedyna przyjaciółka dała jej kawałek przypalonego ciasta, który zawinięty w serwetkę błyskawicznie skryła po kolacji za materiałem zakrywającym jej dekolt.

- Masz. Zjedz, bo padniesz z głodu. Tylko powoli. Nie łapczywie. Mogłabyś się po tym porzygać.

- Dziękuję...- Wyszeptała Jennny i natychmiast pochłonęła ciasto nawet go nie przeżuwając. Jakimś cudem były same w pokoju. Jennifer szybkim, płynnym ruchem wskoczyła na parapet i wciągnęła ciepłe, letnie powietrze do płuc rozkoszując się zapachem pobliskiego lasu. Było dla niej niczym ambrozja dla bogów, po praktycznym braku tlenu w składziku. Właśnie w tym momencie podjęła decyzję, która mogła skończyć się ich śmiercią. Decyzję, z którą musiała się zmagać przez wiele lat, od początków swej znajomości z Emilly.- Bierz co możesz. Zwiewamy!

Zeskoczyła z parapetu i zaczęła pakować najpotrzebniejsze rzeczy do starej torby. Nie było ich dużo, więc nie zajęło jej to więcej niż dwie minuty.

-Zwariowałaś?! Nie da się stąd uciec w biały dzień! Sama także wymykałaś się tylko w nocy! Jak nawet się uda to co dalej? Gdzie pójdziemy? Jak damy sobie radę z dzikimi zwierzętami?!

-Powiedziałam pakuj się. Wiem, że tego chcesz... Zew wolności... Brak dyrcia, życia w strachu...- Zaczęła ją kusić posyłając czarnowłosej przyjaciółce łobuzerski uśmieszek. Chwyciła za serwetkę po cieście z prostego powodu braku papieru, przegryzła swój palec i wsuwką do włosów zaczęła delikatnie szkicować jej naprędce mapkę. Wsadziła palec do ust i z zadowoleniem oceniła ją na w miarę dokładną, a co najważniejsze czytelną.- Gotowe!

- Masz rację, Jennifer...- Powiedziała czarnowłosa biorąc mapkę w dłonie.- Niczego bardziej nie pragnę jak wyrwania się z tej tyranii...




Wilki: Naznaczona (Zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz