„Ross"
Obudziłem się nagi, wtulony w Ansela.
- Ans obudź się. Niebawem mamy samolot. – szturchnąłem go w bok.
- Jeszcze chwilę mamusiu... - pomrukiwał pod nosem.
- To ja Ross, nie twoja mama. – powiedziałem oburzony. – Wstawaj! – krzyknąłem.
- No dobra. – mruknął po chwili i otworzył oczy.
- Jak się spało? – spytałem.
- Dobrze, bo z Tobą. A Tobie jak się spało?
- Też dobrze. – cmoknąłem go w policzek.
- Zrobić Ci śniadanie? – spytał.
- Jeśli chcesz to tak. – odpowiedziałem.
- To ja się ubieram i idę do naszej hotelowej mini kuchni. – oznajmił i wstał. Szybko się ubrał i poszedł do „kuchni".
Ja poleżałem jeszcze chwilę i też się ubrałem. Przyszedłem do Ansela. Stanąłem za nim i obłapałem go w pasie. Pocałowałem go w policzek. Obrócił się do mnie twarzą.
- Co chcesz Rosser? – spytał swoim nieziemskim głosem.
- Jeść. – oznajmiłem.
- Już się robi. – cmoknął mnie w usta i wrócił do szykowania kanapek. Obserwowałem uważnie każdy jego ruch. Bałem się, że będzie chciał mnie otruć, bo nie chce bym był z Laurą.
- Czemu mi się przyglądasz? – spytał. – Boisz się, że Cię otruje?
Pokiwałem głową na tak.
- Nie musisz się bać. Nie otruję Cię. Bo Cię kocham i nie chcę Cię stracić. Możesz być tylko moim przyjacielem, ale ja i tak będę Cię kochać.„Ansel"
Zasiadłem z Rossem do śniadania. Rozmawialiśmy o różnych rzeczach. Spojrzałem na zegar.
- Musimy się zbierać. Za dwie godziny mamy samolot. – powiedziałem. – Kończ jedzenie i wychodzimy.
- Okay. – odpowiedział. Szybko zjadł swoje kanapki do końca. Zmył naczynia.
- Wołam taksówkę. – oznajmiłem i wykręciłem numer taxi. W czasie gdy ja załatwiałem taksówkę Ross zaniósł bagaże do winy. Zjechaliśmy nią w dół.
- Taksówka będzie za pięć minut. – rzekłem, gdy skończyłem rozmowę.
- Okay. Ja idę zanieść klucz do recepcji, a Ty idź z bagażami na zewnątrz. Za chwilę do Ciebie dojdę.
Jak powiedział tak zrobiliśmy. On poszedł oddać klucz, ja z bagażami na zewnątrz. W momencie gdy Ross stanął obok mnie pod hotel podjechała nasza taksówka. Załadowaliśmy walizki i wsiedliśmy do auta.
- Na lotnisko proszę. – rzuciłem do kierowcy. – Wracamy do domu... - tym razem słowa skierowałem do Rossa.„Ross"
Na lotnisku panował chaos. Pełno ludzi biegnących w różne strony... Ja z Anselem powoli skierowaliśmy się do odpowiedniego wyjścia. Po drodze były jeszcze bramki i tego typu rzeczy, by sprawdzić czy nie przewozimy niebezpiecznych rzeczy. W końcu po 40 minutach zasiedliśmy w samolocie.
- Nie wierzę, że wracam do LA jako wolny Ross, by ponownie wziąć ślub... - westchnąłem.
- Ja nie wierzę, że unieważniłeś ślub ze mną. – powiedział nieco pretensjonalnym tonem.
- Przepraszam, ale moje dziecko jest najważniejsze. – odpowiedziałem mu poważnym tonem.
- Jesteś na mnie obrażony za to co powiedziałem? – spytał.
- Nie, mimo iż twoje zachowanie czasami mnie drażni.
Rozmawialiśmy przez chwilę.
- Proszę zapiąć pasy. Zaraz startujemy. – oznajmiła stewardesa. Zrobiliśmy jak kazała, ale nie wznowiliśmy rozmowy.„Narrator"
Ross i Ansel wrócili do LA. Na lotnisku przywitała ich rodzina Rossa i Laura.
- Kochanie, jak było? – spytała Lau, która rzuciła się Rossowi na szyję.
- Dobrze. Teraz jestem już wolny i możemy się pobrać. – oznajmił spokojnie blondyn.
- Nie cieszysz się, że mnie widzisz? – spytała nieco zasmucona Marano widząc minę Rossa.
- Cieszę, cieszę... Ale jestem zmęczony podróżą.
- Ans jak było? – spytała Rydel Ansela, którym nikt się nie interesował.
- Dobrze. Szkoda tylko, że unieważniliśmy ten ślub... - westchnął ze smutkiem. – Przytulisz? – spytał.
- Jasne. – Delly objęła Elgorta. – Wiesz, że zawsze chciałam przytulić Ansolo? – spytała ze śmiechem.
- Serio?
- Serio, serio. I zawsze chciałam być żoną Ellingona.
CZYTASZ
You love who you love...
Fanfiction"You love who you love..." to historia nietypowej miłości przeplatana innymi wątkami. Publikowana jest również na Bloggerze - http://youlovewhoyoulove.blogspot.com. Na potrzeby opowiadania charaktery bohaterów zostały zmienione.