Obudziłam się. Przetarłam jeszcze zaspane oczy i spojrzałam na zegarek. Była 6.50, za godzine zaczynały się lekcje. Wstałam z łóżka i skierowałam się do łazienki. Umyłam zęby, przeczesałam włosy i założyłam czarne spodnie, a do tego zwykłą zwiewną koszulkę w kolorze różu. Po skończonej toalecie skierowałam się do kuchni. Na stole leżała kanapka. Usiadłam i zaczęłam jeść. Odblokowałam telefon i sprawdziłam twittera. Nic nowego. Polubiłam najnowsze posty mojego ulubionego zespołu i popatrzyłam na godzinę. Była 7:33. Szybko przęknęłam ostatniego gryza kanapki i skierowałam się do wyjścia. Na przystanku autobusowym na szczęście nie było nikogo. Kiey pojasd podjechał, zajęłam wolne miejsce na tyłach i zaczęłam słuchać muzyki.
Po 5 minutach jazdy, zatrzymał się pod moją szkołą. Wysiadłam i skierowałam się do budynku. Zauważyłam Leondre. Od razu do niego podbiegłam.
-Hej!- Powiedziałam energicznie.
-Cześć - odpowiedział znużony.
-Czemu nie było cię wczoraj na lekcjach?- Spytałam z ciekawości.
-Nieważne, dowiesz się w swoim czasie- powiedział niczym dorosły, który chce zbyć dziecko zadające mu pytania, na, które sam nie zna odpowiedzi. Skierowaliśmy się do szatni. Szliśmy w nieprzyjmnej ciszy. Wiedziałam, że coś musi być na rzeczy.
- Czemu jesteś smutny?- Zapytałam chłopaka, jednak nie dane mi było usłyszeć odpowiedzi. Zaszłam mu drogę i popatrzyłam w jego czekoladowe oczy. Były przepełnione smutkiem oraz strachem.
- Powiedz, czemu chodzisz taki nieobecny? Mi możesz zaufać. Leondre.- Wymówiłam jego imię z troską. Martwiłam się o niego.
- Nie, Riley. Nie zrozumiesz. Nikt nie rozumie! - Krzyknął, ominął mnie i pobiegł do szkoły.
- Leondre! - Zawołałam za nim, ale on to zignorował . Dałam sobie spokój. Prędzej czy później dowiem się, co przed mną ukrywa.
***
Za 5 minut miały zacząć się lekcje. W drodze do klasy zauważyłam roześmianą Lily w towarzystwie swoich przyjaciółek. Nie chcąc aby żeby mnie zobaczyły, postanowiłam udać do jedynego miejsca, w którym czułam się bezpieczna, kantorka woźnego. Przesiedze w nim do dzwonka i najwyżej spóźnie się kilka minut. Usiadłam i wyciągnęłam telefon. Postanowiłam zadzwonić do Federica. Wybrałam numer. Po chwili usłyszałam głos Fede.
- Hej Riley.
- Hej.
- Jak w nowej szkole?
- Świetnie - skłamałam. Nie chciałam żeby się martwił.
- No to super. Nie mogę się już doczekać aż zobaczymy się na święta.
- Ja też. A u ciebie jak?
- Bardzo tęsknie, ale Fran jest dla mnie dużym wsparciem. Po twoim wyjeździe bardzo się zaprzyjaźniliśmy.
-To ekstra - bardzo się z tego powodu cieszyłam, ponieważ mój chłopak i przyjaciółka nie czuli nigdy do siebie jakiejś wielkiej sympatii. Nie byłam o nią zazdrosna, gdyż rozłąka z Fede, pokazała, że nie czuje do niego tego co dawniej. Nie chciałm mu jednak o tym mówić, bo jest świetnym chłopakiem, na którego mogę zawsze liczyć.
- Ja muszę już kończyć, bo mam zajęcia. Zadzwonię później. Kocham cię.
-Też cię kocham, do potem- rozłączyłam się. Wyszłam z kantorka i poszłam pod sale 67. Było już po dzwonku więc przyśpieszyłam tempa. Weszłam do klasy, wymamrotałam ciche Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie i zajęłam miejsce obok Leondre. Musiałam go przeprosić za moją dociekliwość przed lekcjami.
-Chciałabym cię przeprosić za moje ranne zachowanie, nie powinnam się była tak narzucać i być tak ciekawska. Wybaczysz mi? - Zwróciłam się do chłopaka.
-Ta.. Spoko. Nic się nie dzieje.- Powiedział obojętnie. Już nic nie mówiłam. Wypakowałam książki i próbowałam brać udział w lekcji, ale w mojej głowie cały czas słyszałam tylko jedno słowo Leondre...To już drugi rozdział.
Dziękuje za każdy komentarz, danie gwiazdki, przeczytanie.
Następny rozdział pojawi się w niedziele lub poniedziałek.
Pozdrawiam i kocham wasobreinismybitch
CZYTASZ
i need you... |bam| ✔
FanfictionPochodzę z Włoch. Moja mama zmarła w wypadku samochodowym przez co zostałam oddana pod opiekę ojca, który zamieszkuje Port Talbot w Walii. Co najgorsze jest w tym wszystkim? Tęsknota za matką i przyjaciółmi mnie przerasta, a nowa macocha i jej dziec...