Pisk butów. Szum siatki. Szorstka powierzchnia piłki. Zimny pot lejący się z całego ciała. Okrzyki graczy, kibiców, rezerwowych. Nawet mordercze treningi Riko. Za to wszystko kocham koszykówkę. Ale jest coś, co kocham bardziej. A właściwie ktoś. Tym kimś jest mały, niebieskowłosy diabeł, Kuroko Tetsuya. Mój niski, niewidzialny partner w koszykówce. Nawet nie wiem kiedy się w nim zakochałem, ale jestem pewien, że maczał w tym palce. Ten mały diabeł niby cichy, spokojny, a tak naprawdę wredny i złośliwy.
-Kagami-kun. –Podskoczyłem, słysząc obok siebie jego głos. Przysiągłbym, że jeszcze przed chwilą go tu nie było.
-Kuroko! Przestań się skradać! –Syknąłem, patrząc na niego ze złością. Ten zrobił urażoną i lekko zaskoczoną minę.
-Przecież ja się nie skradam, Kagami-kun. Stoję tu już od jakiegoś czasu. Czuję się zraniony tym, że mnie nie zauważyłeś. Powinieneś przeprosić.
-Tyyy...! –Ja go kiedyś zabiję! Wziąłem głęboki wdech, by się uspokoić. Gdy już mi się to udało, spojrzałem podejrzliwie na niebieskookiego. –Co chciałeś?
-Już zapomniałeś, Kagami-kun? Mieliśmy się przecież dogadać w związku z tym projektem z biologii. –Odpowiedział. Cholera, faktycznie zapomniałem.
-Emm... To może chodźmy po szkole do mnie, co? Zrobimy to i będziemy mieli spokój. –Zaproponowałem, mierzwiąc włosy ręką.
-Może być. –Powiedział i skinął głową. Odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku szatni. Huh? To trening już się skończył? Spojrzałem na Riko i pozostałych. Nie wyglądali jakby to miał być koniec. Powróciłem więc spojrzeniem w miejsce, w którym jeszcze chwilę temu był Kuroko, ale go już tam nie było. Wzruszyłem ramionami. Może poszedł się napić, czy coś? Podszedłem do reszty drużyny.
-... ażcie się uciekać! –Zakończyła Aida i odeszła. O co chodziło? Spojrzałem pytająco na kapitana, który mi się przyglądał.
-Mamy posprzątać. –Wyjaśnił z westchnieniem. –Wszyscy. Zero zwalania roboty na innych. Zero uciekania. Ma to nam pomóc w pracy zespołowej czy coś. –Dodał i westchnął raz jeszcze. Odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku składziku, przy którym zebrała się już reszta drużyny. Dołączyłem do nich i już po chwili wszyscy zaczeliśmy sprzątać. Skończyliśmy po paru minutach i udaliśmy się do szatni. Umyłem się, przebrałem i wyszedłem z pomieszczenia, żegnając się z resztą. Opuściłem budynek szkoły, podszedłem do bramy i opierając się o nią, czekałem na Kuroko. Zamknąłem oczy, gdy zawiał lekki wiatr.
-Idziemy, Kagami-kun? –Podskoczyłem, natychmiast otwierając oczy, gdy tylko usłyszałem głos Tetsu koło siebie.
-Tak. –Westchnąłem. Czy kiedyś się do tego przyzwyczaje? Byłoby miło. Nie chcę zejść przedwcześnie na zawał. Szliśmy w ciszy w kierunku mojego domu. Nie była to niezręczna cisza. Kuroko na co dzień był małomówny, a i ja przy nim się wyciszałem. W końcu dotarliśmy do mojego mieszkania. Otworzyłem drzwi i przepuściłem niebieskowłosego przodem.
-Rozgość się. –Powiedziałem, rzucając torbę obok kanapy.
-Przepraszam za najście. –Usłyszałem głos Tetsu. Nie ważne ile razy tu był, ile razy mu mówiłem, że mieszkam sam, on za każdym razem powtarzał tą samą regułkę. Westchnąłem, nawet nie próbując mu znowu tego tłumaczyć i przeszedłem do kuchni.
-Jesteś głodny?! –Zawołałem, przeglądając zawartość mojej lodówki.
-Nie, dziękuje. –Wzdrygnąłem się i gwałtownie poderwałem głowę do góry, waląc nią w jedną z półek lodówki, gdy usłyszałem głos zaraz obok siebie. Syknąłem i wyprostowałem się, masując obolałe miejsce. Popatrzyłem na Kuroko z wyrzutem.