Rozdział pierwszy: Dzień ostateczny

802 62 10
                                    

10.11.2017r. Miejsce nieznane.

Wybiła północ. Z głośników dobiegało okropne techno, a moje bębenki chciały pęknąć. Co chwila dostawałam łokciem lub dłonią od tańczących ludzi. Przyszłam tutaj, ponieważ założyłam się z Emmą. Od tygodnia wmawia mi, że jestem sztywna, postanowiłam jej udowodnić, że tak nie jest. Może miała rację, to nie były moje klimaty. Wolałam siedzieć w domu przy kominku czytając jakieś romansidło ewentualnie całując się z moją dziewczyną. W klubie było dużo znajomych Emmy - czyli narkomanów. Ćpali w kącie sali narkotyki, o których ciągle jest mowa w telewizji. Moja ślicznotka mi o nich opowiadała. Nazywały się VV i zostały przewiezione z USA. Podobno nie były jeszcze testowane i martwiłam się, że jej zaszkodzą. Poszłam do barmana i zamówiłam cole. Nigdy nie przepadałam za alkoholem jego zapach i smak mnie odrzucał. Mężczyzna dziwnie na mnie zerkał, może dlatego, że na imprezę ubrałam zwykłe czarne spodnie i znoszoną czarną koszulkę ,,Lady punk''. Większość dziewcząt była ubrana w skąpe ciuszki, które więcej odkrywały niż zakrywały. Nic dziwnego, że większość z nich straci na tej imprezie dziewictwo. Napiłam się i wróciłam do Erica. Był to przyjaciel Emmy i jej wspólnik. Obydwoje sprzedawali narkotyki i nieźle przy tym zarabiali.

-Eve widzę, że to nie twoje klimaty, może wrócisz do domu. Nic nie powiem Emmie. - powiedział chłopak i dmuchnął dymem prosto w moją twarz.

Miałam ochotę go UDERZYĆ!
Nigdy za nim nie przepadałam, z resztą on za mną też. Pewnie dlatego, że zabujał się w Emmie. Na jego nieszczęście to ja byłam jej dziewczyną. Gdybym stąd wyszła od razu znalazłby się przy niej i powiedział, że nie dałam rady.

-Nie naprawdę dobrze się bawię. - okłamywanie ludzi nie było moją mocną stroną.

Każdy by się domyślił, że zanudzę się tutaj na śmierć. Eric był blady, a jego oczy zapadnięte. Od kilku dni wyglądał jak chodzący trup. Spojrzał się na mnie niemrawo i upuścił papierosa. To coś dziwnego, nigdy nie lubił marnować swojego towaru. Jego tęczówki stały się białawe, zaczął iść powoli w moją stronę. Odsunęłam się z przerażeniem. Co mu odbiło?
Wpadł na tańczącą parę gejów. Zobaczyłam jak Eric ugryzł jednego z mężczyzn. Aż do krwi. Chłopak zaczął się wydzierać w wniebogłosy. Widziałam jak drugi mężczyzna odpycha narkomana - niestety bezskutecznie. Chodzące truchło rzuciło się na niego. Po chwili widać było flaki. Trup wyrwał chłopakowi żołądek. Krew zaczęła wylatywać z ciała mężczyzny, a jego oczy zaczynały tracić blask i chęć życia. Poczułam jak mój dzisiejszy obiad i kolacja podchodzą mi do gardła. Nie wiedziałam co mam robić. Ludzie zaczęli krzyczeć. Nie tylko Eric tak wyglądał, ale również kilka jego kumpli. Zaczęłam uciekać. Próbowałam przecisnąć się przez tłum ludzi. W powietrzu czuć było odór zgnilizny. Słyszałam krzyki. Upadłam. Krew prysnęła na moją twarz. Dotknęłam czegoś oślizgłego. To co tutaj się działo, było chore. To niemożliwe! Przecież zombie nie istnieją..
To musiał być jakiś żart - chory, dziwny, nie normalny żart. Wstałam i zaczęłam kierować się w stronę wyjścia. Ludzie próbowali się wydostać. Niektórzy cali we krwi, ranni - nie mieli szans. Nikt nie wiedział co się dzieje. Schowałam się w najbliższej bramie. Moje dłonie się trzęsły, a oddech urywał. Wyjęłam z kieszeni komórkę i zaczęłam z desperacko wybierać numer do mamy...

-Abonent czasowo nie dostępny, prosimy zadzwonić później. - rozłączyłam się.

Powtórzyłam czynność jeszcze dwa razy, nie mogłam się dodzwonić. To samo było z Emmy. Zaczęłam biec w stronę mojego domu. Mieszkałam w dość zaniedbanej okolicy, w której mieszkało dużo samotnych i starszych ludzi. Dopiero gdy wbiegłam na drugie piętro uświadomiłam sobie jak bardzo bolą mnie płuca od łapczywego wdychania powietrza, mdliło mnie od kolki. Zaczęłam dobijać się do mieszkania. Miałam nadzieje, że moja matka się nie upiła. W ogóle nie mogłam się dostać do mieszkania - najwidoczniej wyszła z domu. Nie wiedziałam co mam zrobić. Wybiegłam z klatki i pokierowałam się do Emmy. Kiedy do niej dotarłam poczułam, że ledwo łapę oddech. Zadzwoniłam do mieszkania. Drzwi otworzyła zapłakana matka dziewczyny. Tylko nie to.. Czy to możliwe, że Emma również..? Nie, nie, tylko nie ona...

-Witaj Eve co ty tutaj robisz o tej porze skarbie? - zapytała kobieta i otarła łzy chusteczką.

-Ja.. ja.. - próbowałam coś powiedzieć. Bez skutku.

-O mój Boże co ci się stało Eve? Jesteś cała we krwi. - powiedziała z przerażeniem kobieta i wpuściła mnie do środka.-Jesteś ranna?

-Nie, proszę pani.

Cała się trzęsłam. Musiałam iść jak najszybciej do Emmy.

-Emma jest w swoim pokoju. Na pewno nic ci nie jest? - zapytała troskliwie

-Nie, nie...- powiedziałam pośpiesznie i pobiegłam na górę.

Nawet nie zapukałam do jej pokoju. Wpadłam po czym rzuciłam się na nią. Bałam się. Nie wiedziałam co się dzieje. To wszystko wydawało się jednym ,wielkim, okropnym koszmarem. Spojrzałam w oczy czarnowłosej dziewczyny. Miała rozszerzone źrenice - wzięła VV..

___________

Nie chcecie wiedzieć ile razy podchodziłam to pierwszego rozdziału, aż nie chcę mi się liczyć. Moja kochana przyjaciółka chciała mnie zabić za moje błędy xD No, ale cóż tak bywa jeśli piszesz to o drugiej w nocy i masz do tego dysleksje.

Nie wiem, kiedy pojawi się drugi rozdział, ale mam nadzieje, że za tydzień lub dwa. Teraz mam bardzo dużo spraw na głowie jak np. chorą suczkę. Trzymajcie kciuki, żeby kochana psina wyzdrowiała.

Zachęcam was do obejrzenia zwiastunu, który jest zamieszczony w prologu i do czytania opowiadań mojej przyjaciółki, która poprawia mi błędy. @AliceShadeAria.

WirusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz