Rozdział ósmy: Ucieczka przed złem

463 43 10
                                    


Wszystko widziałam jak przez mgłę. Osunęłam się prosto w ramiona Caspra i straciłam przytomność.

-Jesteś potworem! - wrzasnęła do mnie mama.

Siedziałam przy stole pijąc sok pomarańczowy, gdy ojciec wynosił swoje ostatnie rzeczy i pakował je do samochodu.

-Zostawiasz mnie z tym bachorem samą?! - uniosła głos ponownie.

Jej twarz pokrywał rozmazany tusz do rzęs. Nie odpowiedział jej nic, nie chcąc powodować kolejnej kłótni, a u niej większej złości i rozpaczy. Wpatrywałam się w to wszystko z kuchennego okna. Kobieta, która mnie urodziła uderzyła mojego ojca otwartą dłonią w twarz.

-Nienawidzę cię! Nienawidzę! - krzyczała jak opętana. -Wychowuje twojego bachora, którego zrobiłeś jakiejś dziwce! Wybaczyłam ci tą zdradę i to, że ona w ogóle przyszła na świat, a ty tak mi się odpłacasz?!

Zamurowało mnie. Czy to była prawda? To moja mama nie była jednak moją mamą? Pamiętam jak mój ojciec opuszczał dom. Spojrzał na mamę i wyszeptał coś niezrozumiałego, coś co dla mnie brzmiało jak "przepraszam". Tego samego dnia zginał w wypadku samochodowym na autostradzie. Moja przybrana rodzicielka zaczęła pić. Często nie wracała na noc - wtedy głodowałam. Pamiętam jej ostatnie słowa, kiedy wychodziłam z domu na tą cholerną imprezę. "Nie zrujnuj sobie życia, tak jak ja, siedemnaście lat temu".

Otworzyłam oczy.
Wszystko było rozmazane, dopiero po chwili nabrało ostrości. Widziałam zatroskaną minę Emmy, a za nią moją matkę. Była postrzelona. Kręciła się w kółko i w kółko jak na karuzeli. Casper odetchnął z ulgą. Moja głowa leżała na jego kolanach. Pomału wstałam, opierając się całym ciężarem na mojej dziewczynie. Kiedy oparłam się o ścianę, usłyszeliśmy czyjś śmiech. Otworzyły się drzwi, na których znajdowały się odciśnięte krwią dłonie. Przed nami stała grupka uzbrojonych ludzi. Znałam ich. Można ich określić jako znajomych Emmy...
Dwie kobiety i trzech mężczyzn. Wszyscy celowali prosto w nasze twarze. Nie celowali tylko w Emme, jej widok chyba ich zszokował.

-Kopę lat nasz cukiereczku, jak tam bycie zarażoną? - zapytał dobrze zbudowany blondyn.

Widziałam zaciskające się dłonie czarnowłosej. Cała piątka należała do grupki narkomanów, oczywiście wcześniej było ich więcej. Może około dwudziestu?

-Sebastian. - uśmiechnęła się jedna z dziewcząt o kasztanowych włosach z zielonymi pasemkami.

W tym samym czasie, gdy dziewczyna wypowiedziała jego imię, on przystawił Casprowi broń do głowy. Wszystko działo się tak szybko. Czułam napięcie. Emma, która stała przy zdrajcy, szybkim ruchem wbiła mu nóź w tył czaszki. Od tego momentu zaczęła się rzeź. Padła seria strzałów. Chłopak z blizną rzucił mnie na ziemie, w celu obrony schowaliśmy się za kanapą. Kiedy jeden z narkomanów padł na podłogę, Emma szybkim ruchem przeszła do nas osłaniając się trupem Sebastiana. Jej dłonie poczerniały, aż do przedramienia, na twarzy pojawiały się czarne żyłki. U żadnego z zarażonych czegoś takiego nie widziałam.

-Ross, chroń Dylana, jest odporny. - wrzasnął jakiś chłopak, a potem został postrzelony, na co wskazywał jego długi, przeraźliwy jęk połączony z krzykiem.

Emma trafiła Caspra w głowę tak, by stracił przytomność. Zdziwiło mnie to, ale zaufałam jej. Podała mi rękę i wybiegliśmy z klubu najbliższym wyjściem.

------------------------------------------------------

Piszcie w komentarzach co myślicie i czy czekacie na nowy rozdział ;)

WirusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz