Piątek 4 Września

281 25 2
                                    

  Budzę się ze strasznym bólem głowy, kręci mi się w głowie i jestem strasznie słaba. Moich rodziców już nie ma. Idę na dół do kuchni i biorę tabletkę.

  Powoli się ubieram i jem śniadanie. Postanawiam iść do szkoły z nadzieją, że mi przejdzie.

  Siedzę na Fizyce. Jest to moja pierwsza godzina dzisiaj. Jest to jedna z tych lekcji, gdzie jest pusta ławka. Nie muszę błagać Dylana by mi pozwolił siedzieć w jego ławce. Są pewne minusy. Jak siadałam w jego ławce, on siadał z Sebastianem przede mną. Teraz Sebastian siedzi w ostatniej ławce, Dylan przed nim, a ja przed Dylanem. Mam dziwne wrażenie, że on cały czas mnie obserwuje, a minęło dopiero 10 minut. Chyba długo nie wytrzymam. Jestem tak słaba, że chyba nie dam rady wstać z krzesełka. Jest coraz gorzej.

  Gdy miałam 14 lat, czyli 3 lata temu często zdarzały mi się osłabienia. Lekarz stwierdził wadę serca. Biorę leki, ale czasami czuję się słabo. Dawno nie miałam takich zawrotów głowy i osłabienia jak dzisiaj.

  Po lekcji idę powoli w stronę szafki. Mogłabym zadźwonić po mamę albo tatę, ale są w pracy. Nie chcę stwarzać im jeszcze więcej zmartwień i problemów. Jestem już przy szafce. Biorę książki na następną lekcję, ale w głowie mi się kręci. Opieram głowę o szafkę. Nie mam pojęcia ile czasu tak stoję, ale chyba długo, bo drzwoni dzwonek na lekcję. Wszyscy kierują się w stronę dużego korytarza. Też tam powinnam iść, ale boję się ruszyć nogami. Po chwili nie ma nikogo na korytarzu. Zamykam szafkę. Odwracam się i próbuję iść. Świat coraz bardziej wiruję. Opieram się o inne szafki. Książki upadają na podłogę. Ktoś szybko mnie chwyta ręką w talii.

- Co się stało ? Iść po kogoś ? - Pyta znajomy, męski głos.

- Nie, proszę. Nie chcę... - Nie mam siły mówić.

- Trzymaj się mocno. - Mówi i podnosi mnie. Jedną rękę trzyma pod kolanami, a drugą obejmuje mnie w talii. Rękami obejmuję go za szyję.

  Gdzieś mnie wynosi. Za chwilę czuję świeży powiem powietrza. Idziemy w stronę parkingu przed szkołą. Stawia mnie delikatnie na nogach nadal mnie mocno trzymając. Jedną ręką wyjmuje kluczyki do samochodu. Przyciska przycisk i za chwilę otwiera drzwi od strony pasażera.

- Uważaj na głowę. - Pomaga mi wsiąść. - Poczekaj tu. Pójdę po Twoje książki.

  Widzę jak biegnie w stronę wejścia. Gdyby nie Dylan, pewnie bym teraz leżała u pielęgninarki. Zadźwonili by do szpitala, czego bym nie chciała. Nie wiem gdzie mnie zawiezie. Zgadzam się na wszytko, ale nie na szpital. Nienawidzę szpitali, spędziłam w nich zbyt dużo czasu.

  Nawet nie zauważam, że już jest przy aucie. Zamyka moję drzwi i za chwilę otwierają się drzwi kierowcy. Moją torbę i książki daje na tylne siedzenie.

- Lepiej już ? - Na jego twarzy widać zmartwienie. On się naprawdę martwi.

- Tak. Dziękuję. - Naprawdę już mi lepiej, ale nadal czuję się słabo. Nie muszę się martwić, że upadnę na podłogę.

- Napewno ? Bo kilka minut temu wyglądałaś jak trup. - Patrzy mi prosto w oczy.

- Napewno. Dzięki za miły komplement.

- Chciałem powiedzieć, że wyglądałaś jak seksowny trup. - Lekko się uśmiechnął.

  Ma tak cudowny uśmiech, że mam ochotę tu zostać na zawsze i patrzeć jak jego kąciki ust unoszą się do góry.

- Seksowny ? Nie mogłeś znaleźć gorszego określenia do trupa. - Coraz lepiej się czułam, aż zaczęłam się uśmiechać. Rzadko to robię.

- Dobra. Gdzie mieszkasz ? Podwiozę Cię do domu. - Zapalił silnik.

- Nie trzeba.

- Nie ma mowy. Nie zostawię Cię tu.

- Brynowska 67. Wiesz jak dojechać ? - Nie wiem czemu podałam mu ulicę. Może dlatego, że moje głupie serce chciało by mnie odwiózł.

- Tak się składa, że mieszkam dwie ulice wcześniej. - Odwrócił się z uśmiechem.

  Auto ruszyło, a ja czułam się dziwnie. Siedziałam w aucie chłopaka, którego nie znam. Po kilku minutach doszło do mnie, że ja cały czas się na niego gapię.

- Lubisz się przyglądać ludziom czy tylko mi ? - W jego głosie słychać było śmiech.

- Jezu... Nie jesteś jakiś wyjątkowy bym się na Ciebie gapiła. - Powiedziałam odwracając się.

- A jednak się gapiłaś.

- Dobra, zamknij się. - Naprawdę mnie wkurzył, ale on nadal był uśmiechnięty.

  Więcej już nie gadał, a ja przestałam się na niego patrzeć. Wreszcie dojechalismy pod mój dom. Wziął moją torbę, kiążki i wysiadł z samochodu. Za chwilę moje drzwi się otworzyły.

- Pomogę Ci. Nie chcę podnosić Cię z ziemi. - Chwycił mnie za rękę. Nie kręciło mi się już w głowie, ale nadal byłam słaba. Prowadził mnie powoli w stronę drzwi.

- Mogę wiedzieć wogólę co Ci się stało. - Byliśmy już pod drzwiami.

- Zrobiło mi się słabo i tyle. - Nie chciałam mu wszystkiego tłumaczyć. - Poradzę już sobie. Dzięki.

Otworzyłam drzwi od domu, on już mnie nie trzymał, ale nadal był blisko.
- Nie ma za co. Cześć. - Podał mi torbę i książki i poszedł w stronę auta.

  Weszłam do domu, nadal trzymając się ściany. Wolałam nie upaść. Przez okno widziałam jak jego auto jeszcze stoi. Dopiero po chwili odjechał swoim czarnym bmw. 

  Moich rodziców nie było. Postanowiłam, nie mówić im nic, a jakby sie pytali powiem czemu tak wcześnie wróciłam to powiem, że uciekłam i tyle. Moja mama się bardzo martwi. Wystarczy jej tych zmartwień. Nie pierwszy raz takie coś mi się zdarzyło.

  Poszłam na górę do pokoju z myślą położenia się na godzinę. W pokoju leżał mój kochany pies. Ucieszyła się, gdy mnie zobaczyła. Ona zawsze się cieszy. Ma na imię Perełka i jest ze mną od czterech lat. Mój tata ją znalazł i przywiózł do domu. Była małym szczeniaczkiem, teraz jest dość dużym kundelkiem.

  Położyłam się przy niej. Od razu poczułam się lepiej. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. 

Odmieniłeś Moje ŻycieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz