Po tym jak wystraszyłam się hałasu zza lodówki i mleka znikającego w tajemniczych okolicznościach zaczęłam trochę się bać. Szybko wbiegłam na górę po schodach i schowałam się pod swoją kołdrą. Miałam nadzieję, że to jest bezpieczne miejsce. Nadal słyszałam dziwne odgłosy, ale pocieszałam się tą myślą, że w łóżku nic mi się nie stanie... jakby to było jakieś magiczne miejsce. Przeleżałam tak jakieś 37 minut, po tym czasie odważyłam się wyjrzeć zza puszystej kołdry, którą się owinęłam. Nikogo tam nie było. Odetchnęłam z ulgą. Hałasy też ucichły. Chociaż teraz stało się nagle trochę za cicho... brałam już pod uwagę nawet, że jestem jakąś paranoiczką, czy że mogę mieć po prostu zwidy, albo coś w tym rodzaju. W dalszym ciągu nie miałam ochoty spać, ale nie miałam też ochoty wystawić choćby małego paluszka spoza mojej bezpiecznej strefy, więc tak leżałam. Leżałam praktycznie w bezruchu na prawym boku wgapiona w zasłony na oknach po drugie stronie ściany. Potem rozglądałam się w prawo na ścianę na której nie było nic, ale za to na podłodze leżała pufa do siedzenia, podnóżek i mały bębenek. Następnie spojrzałam w lewo na kolejną ścianę, tą bliżej drzwi. Stało tam biurko wypełnione książkami i innymi przyborami szkolnymi, które aż nie mieściły mi się na półce. Na stoliku stała mała lampka nocna, wykonana jakby z jakiegoś papirusu... po obu stronach biurka znajdowały się szafy z ubraniami, kurtkami i tym podobne. Za to na kawałku ściany za moim łóżkiem znajdowała się mapa Polski. Na ostatniej już ścianie, której się przyglądałam, ścianie w której wzdłuż było położone moje wąskie łóżko mieściła się półka z wszelakiego rodzaju książkami począwszy od thrillerów po przygodowe. Spoglądając na zegarek zauważyłam, że jest dopiero godzina 5:34 i pomyślałam, że nie wytrzymam do godziny 8 w takim stanie. Potem urwał mi się film...
• • •
Otwierając oczy zauważyłam, że zaczyna już świtać, co oznaczało, że zasnęłam i obudziłam się przynajmniej około godziny 7-8. Nie do końca przebudzona po bardzo dziwnej nocy, lecz uradowana faktem, że w końcu się skończyła chciałam wykonać swoją rutynę. Lecz pod stopami zamiast moich paneli poczułam coś dziwnego... dosyć miękkiego. Kiedy mój umysł wreszcie wytrzeźwiał dostając prosto w twarz zimnym podmuchem wiatru zorientowałam się, że nie jestem w swoim pokoju. W ogóle nie znajdowałam się w żadnym pomieszczeniu, czy domu. Znalazłam się w środku jakiegoś lasu! Co prawda bardzo pięknego... Trochę spanikowałam, więc zaczęłam mówić do siebie
-Naprawdę? Las? Czy nie mogłam trafić do jakiegoś innego miejsca?- po chwili dodawszy- co prawda jest tu bardzo pięknie... ta bujna zielona roślinność, już od dawna takiej nie widziałam.- zdając sobie sprawę, że właśnie zaczynam mówić do siebie natychmiast przestałam, po czym zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu... w sumie sama nie wiem czego, po prostu zaczęłam się rozglądać, jakbym chciała kogoś znaleźć. I znalazłam. Kiedy pierwszy raz ją ujrzałam nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Była nadzwyczaj piękna, nigdy jeszcze nie widziałam tak pięknej kobiety jak ona...Miała długie falowane rude włosy, śniadą cerę, pogodny uśmiech, wyraz twarzy kochający wszystko i wszystkich, długą, błękitną, lekko poszarpaną przy nogach i dłoniach suknię, zapewne od częstego użytku. Miała także coś dosyć nietypowego... były to długie szpiczaste uszy, zupełnie jak u elfów. ,,Ale one przecież nie istnieją..." pomyślałam wpatrując się w tajemniczą istotę, która jak gdyby usłyszawszy moje myśli oderwała się od swojego zajęcia.
To już kolejna część! Tak wiem, stwierdzam oczywiste fakty, ale jestem bardzo podekscytowana tym, że tu jestem i to piszę. Cóż, mogę życzyć po prostu miłego dnia i dziękować, że przeczytałaś/eś. Dziękuję, do zobaczenia!
