To była malutka wróżka.
-O witaj... nie zauważyłam Cię.-powiedziałam.Malutka wróżka podfrunęła na wysokość moich oczu. Cofnęłam się.
-To się często zdarza!-powiedziała przymykając oczy, odwracając głowę i machając ręką.
-Ach tak...-wydusiłam nie wiedząc co powiedzieć. Nagle przypomniałam sobie o Randy'm i zdałam sobie sprawę, że się śpieszę. Zanim zdołałam cokolwiek powiedzieć Evelyn już zaczęła mówić.
-Coś się stało? Wyglądasz na zmartwioną...-zrobiła smutną minę, ale nagle zaraz rozpromieniała-Mogę Ci jakoś pomóc?-zapytała entuzjastycznie. Już chciałam odmówić, kiedy nagle wpadłam na pomysł.
-W sumie to... tak, możesz mi pomóc.-uśmiechnęłam się do niej.
-Naprawdę!?-wykrzyknęła najgłośniej jak potrafiła, prawie piszcząc-Dziękuję, dziękuję, dziękuję!-latała wokół mnie tak szybko, że co chwilę znikała mi z oczu.
-Evelyn!-krzyknęłam w końcu żeby się uspokoiła. Unosiła się na swoich malutkich skrzydełkach tuż przed moją twarzą.-Nawet nie wiesz w czym masz mi pomóc...-spoglądała na mnie trochę jakby nie rozumiała.
-Nie ważne!-machnęła ręką-Ważne, że pomogę!-uśmiechnęła się promiennie.
-Dobrze...-powiedziałam lekko niepewnie czując, że wyniknie z tego coś złego-Otworzysz dla mnie te drzwi?-wskazałam na drzwi zarośnięte pnączami. Evelyn spojrzała najpierw na nie, a potem na mnie. Zaczęła przecząco kręcić głową, spojrzałam na nią wyczekująco.
-Niestety...-spojrzała na mnie-Nie potrafię jeszcze rozmawiać z pnączami...
-Jeszcze?-zapytałam nie pewnie
-No, bo...-zaczęła się skręcać.
-Nie musisz mówić.-wyraźnie odetchnęła z ulgą.-A...-zaczęłam się rozglądać i znalazłam-Mogłabyś mnie przenieść do tamtego pokoju?-wskazałam na okno do mojego pokoju. Chwilę milczałyśmy.
-Myślę, że tak!-powiedziała Evelyn wesoło klaszcząc dłońmi. Wzięłam wiadro w prawą rękę.
-To do dzieła!-powiedziałam starając się dorównać jej entuzjazmowi, lecz tak naprawdę bardzo martwiłam się o Randy'ego. Zaczęła wypowiadać jakieś słowa, przymknęłam oczy z nadzieją, że się uda i nagle nie czułam pod stopami miękkiej zielonej trawy ani zimnego powiewu wiatru. Zaczęłam powoli otwierać oczy. ,,Udało się!" pomyślałam prawie skacząc z radości. Rozejrzałam się uważnie po pokoju. Znajdowałam się tuż obok okna, a po Evelyn nie było ani śladu. Wyjrzałam przez okno, w stronę miejsca, w którym rozmawiałam z Evelyn, lecz wiedziałam, że nawet jeśli tam jest to nie zdołam jej dojrzeć. Odwróciłam się i poszłam w stronę Randy'ego, który leżał na łóżku. Chyba spał, bo oczy miał zamknięte... ale oddychał. Postawiłam wiadro obok łóżka sama siadając na jego brzegu. Popatrzyłam na Randy'ego. Zdałam sobie sprawę, że nie mam czym obmyć mu ran. Zaczęłam szukać po szafach jakiejś ścierki albo materiału, ale nic nie znalazłam. Okazało się, że wszystkie szuflady, szafy i półki są puste. W sumie do nich nie zaglądałam, więc zdziwiło mnie to trochę. Nabrałam trochę wody na prawą rękę, która swoją drogą była strasznie czerwona przez ciężkie wiadro, które zostawiło na niej swoje ślady, po czym zaczęłam obmywać Randy'emu twarz. Woda była trochę zimna więc bałam się, że przerwę jego sen, który był mu teraz bardzo potrzebny. Ale na szczęście, albo i nie, Randy się nie obudził, więc dalej obmywałam jego rany, które na całe szczęście już nie krwawiły. Kiedy przecierałam jego rany zauważyłam, jakby zaczynały się goić. Tak o. Zdziwiłam się trochę. ,,Prawie jakbym miała jakąś moc..." pomyślałam, jednocześnie nie wiedząc czy skarcić się za swoją głupotę, czy zacząć się cieszyć. Mimowolnie uśmiechnęłam się dalej gojąc rany na ciele Randy'ego. Jednocześnie martwiłam się co będzie dalej. W pewnym momencie zagapiłam się na swoją rękę, wydawało mi się, że tylko na chwilę.
-Liliana!-otrząsnęłam się. Zauważyłam, że Randy się obudził i potrząsał mną na wpół siedząco. Spojrzałam na niego, po czym wzięłam jego ręce z moich ramion.-Wybacz.-powiedział zabierając ręce.-Po prostu wydawałaś się taka nieobecna.-powiedział nadal przyglądając mi się uważnie.
-Zamyśliłam się...-powiedziałam na odczep. W sumie sama nie wiedziałam co się stało.-A co? Mówiłeś coś do mnie?-zapytałam spoglądając na niego.-A może to ja coś mówiłam?-przyłożyłam dłoń do ust jakbym chciała zacząć obgryzać paznokcie i spojrzałam w drugi kąt pokoju.
-Nie, Ty nic nie mówiłaś.-spojrzałam na niego jednocześnie oddychając z ulgą-Po prostu się obudziłem, a Ty siedziałaś obok mnie, nie ruszałaś się, nie mrugałaś, byłaś zapatrzona w swoją dłoń...-nagle wziął moją dłoń w swoje. Spojrzałam na niego zdziwiona, uważnie jej się przyglądał. Prawie, że natychmiast wzięłam swoją dłoń z jego. Wstałam z łóżka i powiedziałam:
-Przebierz się...-powiedziałam idąc w stronę drzwi-Obok łóżka jest wiadro z wodą, zanim się ubierzesz przemyj rany. Zapukaj w drzwi kiedy skończysz.-dodałam wychodząc i zamykając drzwi na klucz. Stałam tak parę minut pod drzwiami co jakiś czas przechodząc się raz w stronę sali tronowej, a raz ku końcu lewego skrzydła. Długie brązowe włosy miałam upięte od początku w jakąś dziwną fryzurę, postanowiłam je rozpuścić i znaleźć jakąś szczotkę do włosów, żeby je rozczesać. Akurat kiedy rozpuściłam długie włosy usłyszałam pukanie. Otworzyłam drzwi, weszłam do pokoju po czym z powrotem zamknęłam je na klucz. Randy siedział na łóżku, usiadłam obok niego po czym opadłam na łóżko.
-To był długi dzień...-powiedziałam. Trochę dziwiło mnie to, że nikt do mnie nie zaglądał. Zamek mimo wszystko wyglądał na opuszczony.
-Tak...-powiedział Randy wzdychając po czym dodał:-Jak to zrobiłaś?-spojrzał na mnie. Usiadłam z powrotem spoglądając na niego.-Ale co?-zapytałam nie wiedząc o co chodzi.
-O rany na mojej twarzy.-powiedział, przypomniałam sobie-Były równie głębokie jak te na reszcie ciała, a jednak zagoiły się wcześniej niż tamte.-mówił to patrząc na ścianę i zastanawiając się nad czymś.
-A to...-mruknęłam spuszczając wzrok i dodając:-Sama nie wiem.-wzruszyłam lekko ramionami przyglądając się drewnianej podłodze jakby mnie interesowała. Randy chyba postanowił porzucić ten temat, bo zaczął mówić o czymś zupełnie innym.
-Wiesz, że nie możemy tu zostać.-powiedział patrząc na mnie, a potem w podłogę-Znaczy ja nie mogę.-dodał trochę ciszej. Spojrzałam na niego. Wyglądał jakby jednocześnie był wściekły, obolały i spokojny, sama nie wiem dlaczego tak uznałam.
-Pójdę z Tobą.-powiedziałam po chwili, Randy spojrzał na mnie opierając łokcie o swoje kolana.
-No nie wiem...-powiedział z wahaniem i troską w oczach.
-Myślisz, że nie dam sobie rady?-zapytałam prostując się, uśmiechając i poklepując moje przed ramie, że niby "mięśnie". Randy się zaśmiał.
-Oczywiście, że nie.-powiedział sarkastycznie nadal się uśmiechając-Przed Tobą i Twoimi "mięśniami" każdy przeciwnik będzie nas omijał szerokim łukiem.-powiedział wydłużając o w szerokim, a na słowo łukiem zaczął przesuwać rękę po łuku przed sobą. Zaśmiałam się, choć zdawałam sobie sprawę, że czeka nas ciężka droga.-Wyruszymy o świcie.-powiedział tym razem poważnym tonem.-Musisz trochę odpocząć.-dodał szturchając mnie w przed ramie i mrugając. Znowu się zaśmiałam, dodając:
-Oczywiście.-po czym znowu położyłam się wszerz łóżka. Randy zrobił to samo i wpatrywaliśmy się w fioletowy baldachim nad łóżkiem, aż w końcu zasnęłam.
Coś się zaczyna dziać. W sumie to nawet nie wymyśliłam jeszcze gdzie powędrują, ale mam nadzieję, że wędrówka będzie ciekawa i przynajmniej na jeden rozdział. W każdym razie, mam nadzieję, że rozdział się spodobał, dziękuję za każdy komentarz, gwiazdkę, a przede wszystkim za czytanie tego. Dziękuję, miłego dnia/popołudnia/nocy.