Kim naprawdę jestem

25 7 0
                                    

        Kiedy się ocknęłam leżałam z powrotem na puszystym fioletowym łożu z baldachimem. Podniosłam się i usiadłam z brzegu łóżka. Rozejrzałam się po pokoju, nikogo w nim nie było, prócz tych samych fioletowych mebli. Długo zastanawiałam się co się właściwie stało, niestety nic nie stanowiło dla mnie wystarczająco racjonalnego wyjaśnienia. Postanowiłam zwiedzić zamek. Za ich pozwoleniem czy bez. Wstałam i powoli zaczęłam iść w stronę drzwi. Nie wiedziałam, która była godzina, ale w dalszym ciągu za oknem było ciemno. Kiedy wstałam zauważyłam za oknem jakby pojedyncze promienie światła. Podeszłam trochę bliżej i przyjrzałam się. To były tylko pochodnie pozapalane przez mieszkańców gdzieniegdzie. W swoim pokoju takiej nie znalazłam, ale zauważyłam, że za drzwiami widać kolejne takie światło. ,,Zapewne pochodnia" pomyślałam, udając się ponownie w kierunku drzwi. Pokonałam dosłownie pięć kroków i już znalazłam się przy drzwiach, przekręciłam srebrną gałkę u drzwi, po czym wychyliłam się żeby rozejrzeć się po korytarzu. Nikogo tam nie było. Zauważyłam kilkanaście pochodni po obu stronach ścian, korytarze były dokładnie przez nie oświetlone. ,,Wezmę jedną... tak na wszelki wypadek. Przecież nic się nie stanie jeżeli zabiorę jedną..." pomyślałam i ostrożnie wyciągnęłam rękę po pochodnie. Delikatnie, żeby mi przypadkiem nie upadła na dywan, który mógłby z łatwością wzniecić pożar, wyciągając ją z metalowej obroży. Postanowiłam iść w prawo, w stronę prawego skrzydła. Odwracając się jeszcze raz w lewo i bliżej się przyglądając zauważyłam, że kawałek dalej jest tam już tylko ściana. Natomiast nie specjalnie marzyło mi się zaglądać do tych pokoi, ruszyłam więc w kierunku prawego skrzydła. Nie byłam pewna czy dobrze zrobiłam zabierając ze sobą pochodnie, przez nią byłam bardziej widoczna. Mimo, że oba korytarze były oświetlone, kiedy już miałam przechodzić na prawe skrzydło zauważyłam, że w sali tronowej nie pali się żadna pochodnia. I oczywiście ciekawość zwyciężyła, postanowiłam jeszcze raz przyjrzeć się sali tronowej. Teraz kiedy nie było tłumu sala była o wiele lepiej widoczna i większa. Teraz mogłam dokładnie się wszystkiemu przyjrzeć. Zauważyłam, że na samym środku sali stoi wielki czerwono - złoty tron. ,,Wcześniej go tu chyba nie było" pomyślałam, po czym podeszłam bliżej tronu, aby go dokładniej obejrzeć. Nie był jakiś szczególnie wykwintny. Nagle powiało chłodem, potarłam lewą ręką o prawe ramię, żeby się trochę ogrzać. W prawej ręce trzymałam zapaloną pochodnie. Szybko wyobraziłam sobie jak to ciepło było latem. Od razu zrobiło mi się cieplej. Podeszłam bliżej tronu i jeszcze raz rozejrzałam się po sali. Z tej perspektywy wydawała się być ogromna. Nagle w lewym narożniku zauważyłam leżący jakiś stary, zakurzony obraz zakryty białą płachtą. Natychmiast skierowałam się w jego stronę. Nie miałam zielonego pojęcia co znajdę za białą płachtą, ale jednego byłam pewna... to będzie coś strasznego. Z drżącą ręką sięgnęłam, aby ściągnąć płachtę, a kiedy ta opadła bezwładnie na ziemię na obrazie ujrzałam dwoje małżonków ,,Pewnie z jakiejś rodziny królewskiej..." pomyślałam, bo odziani byli w złoto i srebro. Potem dojrzałam małą postać znajdującą się pomiędzy nimi. Razem wyglądali jak najszczęśliwsza rodzina na tej planecie. Wszyscy szeroko się uśmiechali, prawie wręcz śmiali, kiedy zapewne jakiś utalentowany malarz sporządzał ich portret.
-Hmm... kogoś mi przypominasz...- powiedziałam w zamyśleniu wpatrując się w małą uśmiechniętą dziewczynkę z głębokimi błękitnymi oczyma. I nagle uświadomiłam sobie, że to jestem ja.

                                                                                                 • • •

Wyciągnęłam rękę w kierunku małej, szczęśliwej dziewczynki namalowanej na dużym płótnie. Do oczu zaczęły napływać mi łzy. Nic nie rozumiałam. Czy to byli moi prawdziwi rodzice? Czy tak naprawdę należę do tego świata? I najważniejsze... gdzie oni teraz są? Nagle usłyszałam zbliżające się kroki. Szybko przetarłam oczy, zasłoniłam z powrotem płótno płachtą, schowałam się w najciemniejszym kącie jaki znalazłam i szybko zgasiłam pochodnie. Teraz pozostało czekać. Kroki stawały się coraz głośniejsze, wyraźnie usłyszałam, że są to kroki kogoś ,,zamieszkującego" lewe skrzydło. Zamknęłam oczy i zacisnęłam powieki. Nienawidziłam czekać aż sytuacja sama się rozwiąże. Poza tym byłam ciekawa kto to mógł być, ale powstrzymałam się i stałam dalej w bezruchu. Czułam się jakbym nie mogła oddychać, bałam się. Nie wiem dlaczego, przecież nie robiłam nic złego. Nagle kroki ucichły, nie ucichły w ten sposób jakby ktoś się oddalił, tylko jakby się zatrzymał w samym środku sali. Serce łomotało mi jakby miało ochotę wyskoczyć z mojej klatki i uciec jak najdalej. Starałam się opanować, ale nie mogłam dłużej wytrzymać w niepewności, zaczęłam powoli otwierać oczy. Kiedy otworzyłam porządnie oczy przez chwilę nie widziałam nic, kompletna ciemność. Dopiero po chwili, kiedy moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności byłam w stanie mniej więcej rozejrzeć się ponownie po sali i zobaczyć co gdzie jest. I najważniejsze, czy ktoś tu jest. Okazało się, że nikogo tam nie było. A w każdym razie teraz. Odetchnęłam z ulgą, mimo wszystko czułam się tu trochę jak intruz. Już pierwszego dnia pobytu tutaj zaczęłam myszkować po zamku, ale czułam, że powinnam, że powinnam coś tu znaleźć, dowiedzieć się czegoś bardzo istotnego. Spojrzałam ponownie na obraz stojący w kącie naprzeciwko mnie zasłonięty płachtą. Nagle poczułam, że nie wiem kim jestem, czułam się rozdarta pomiędzy dwoma światami. Światem z baśni, a ,,prawdziwym życiem" jakie dotąd znałam. Nie pamiętałam nic z okresu mojego dzieciństwa, nie rozmawiałam też o tym z moimi ,,rodzicami", bo nie czułam takiej potrzeby. Jeszcze do niedawna wystarczał mi w dalszym ciągu nie do końca znany świat ludzki. Teraz pragnęłam poznać bliżej także ten świat, jego historię... a zwłaszcza moją. 

Chciałabym dziękować pod każdym rozdziałem jaki wstawiam, ale myślę, że byłoby to monotonne i trochę dziwne. Chociaż i tak jestem dziwna i każdy zapewne tak myśli, no ale cóż... w każdym razie dziękuję z całego serca za przeczytanie moich przysłowiowych ,,wypocin", mam nadzieję, że się spodobało i, że oczekujecie na dalszy rozwój akcji. Jeszcze raz dziękuję, pozdrawiam serdecznie i życzę miłego, pięknego dnia.

Wizualizacja/tymczasowo zawieszone.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz