Kiedy Selene wspomniała o Druidach gdzieś w mojej podświadomości włączył się alarm. Poczułam nagły przypływ adrenaliny, bałam się. ,,Druidzi... skądś ich kojarzę..." pomyślałam, ale za nic nie mogłam sobie przypomnieć skąd. Szłyśmy tak w głąb zamku, który coraz bardziej zaczynał przypominać jakąś wystawną salę tronową, aniżeli to co sobie wyobrażałam. Mimo pięknej i wesołej muzyki rozlegającej się po całym zamku w dalszym ciągu nie mogłam się uspokoić. Przez cały czas rozglądałam się na wszystkie strony w poszukiwaniu innego wyjścia. Tak w razie jakby co. No i się doszukałam. Wyszukałam dwa ewentualne wyjścia, w zachodnim i wschodnim skrzydle. Gdybym tam skręciła i pobiegła korytarzem prosto mogłabym szybko się stąd wydostać. Jedyną kwestią, która zatruwała mi jeszcze myśli, to te tajemnicze pnącza. Postanowiłam o tym już nie myśleć, nie wiadomo jak potężni mogą być Ci ,,Druidzi". ,,Skoro jest tu tylko najróżniejszych istot, to już nie wątpie, że niektóre z nich mogą posiadać jakieś magiczne zdolności." pomyślałam, po czym postanowiłam uspokoić swoje myśli i skupić się na analizowaniu otoczenia. W tym momencie mijałyśmy właśnie przejścia na zachodnie i wschodnie skrzydła, przed nimi nie było dosłownie nic. Najzwyczajniejszy korytarz prowadzący wprost do sali tronowej. Tyle się tylko odróżniał od naszych korytarzy, że był trochę... a właściwie sporo wyższy. Postawiono tutaj bardziej na starożytność. Proste kolumny i różne wypukłe formy na ścianach. Teraz kiedy zaczęłam się dokładniej przyglądać suficie pałacu zauważyłam, że tuż pod sufitem, po obu stronach są prowadzone jakieś przejścia. Wcześniej nie zwróciłam na nie uwagi. Wyglądało tak jakby po prostu ktoś nieumyślnie zrobił tam 30 wąskich okienek przy sobie wzdłuż obu ścian u samej góry. Nagle zauważyłam, że przemknęła tamtędy jakaś postać. Nie byłam w stanie jej zidentyfikować, ale byłam pewna, że coś chwilę temu tamtędy przeszło. W dziwnej i tajemniczej atmosferze dotarłyśmy w końcu z Selene do sali tronowej. Jak zwykle zostałam przywitana całkowitą ciszą. Muzyka, która jeszcze chwilę temu dźwięcznie roznosiła się po całym zamku natychmiast ucichła, wszystkie tańce, rozmowy, szepty...nic, kompletna cisza i jak zwykle wszystkie oczy zwrócone na mnie. Podczas tej grobowej ciszy zaczęłam się rozglądać i zauważyłam, że nie ma tutaj nikogo kto mógłby symbolizować ,,króla" tego miasteczka. Wreszcie z rogu sali ktoś się odezwał.
-Juliette... - wyraźnie było słychać, że słowo wypowiedział mężczyzna o mocnym basowym głosie. Brzmiał jak szept, ale wystarczająco głośny aby każdy na sali mógł go wyraźnie usłyszeć. Nie rozumiałam o co mu chodzi, jaka Juliette?
-Dylan, proszę Cię... daj mi jej najpierw wytłu...- Selene nie zdążyła dokończyć nagle wysoki, szeroki mężczyzna stał tuż przed nią wpatrując jej się prosto w oczy. Udało mi się uchwycić wzrok Selene kiedy to nastąpiło. Była przerażona, źrenice jej się rozszerzyły, a piękne mocno fioletowe, jak dotąd oczy stały się matowe. Ale swoją postawą pokazywała, że nie ma najmniejszego zamiaru się go bać, czy mu się kłaniać. Stała tak w bezruchu, odwzajemniając dzikie spojrzenie. Wszystko wskazywało na to, że tajemniczą postacią jest mężczyzna w wieku, na moje oko, 25 lat. Nie było go praktycznie widać, bo miał na sobie czarną pelerynę do ziemi. Czarny kaptur przysłaniał całą jego twarz. Nagle z drugiego konta sali dobiegł kolejny głos.
-Zostaw ją Dylan.- tym razem kobiecy, stanowczy. Wszyscy obserwowali zdarzenie z szeroko otwartymi oczami. A ja podejrzewałam kim mogą być te osoby.
* * *
-Liliano... - powiedziała do mnie Selene zimnym tonem.- To są oni. TO są Druidzi....- powiedziała spuszczając głowę na dół. Ostatnie słowa wypowiedziała ze zgrzytaniem zębów. Znajdowałyśmy się teraz w jednym z pokoi gościnnych położonych we wschodniej wieży. Po lekkiej sprzeczce w sali tronowej kazano nam udać się na spoczynek, tym lepiej. Minęło już sporo czasu od kiedy spotkałam Selene i udałam się razem z nią do zamku. Byłam już lekko zmęczona i miałam na dzieję, że po tym jak nas odprawili zasnę i obudzę się z powrotem w swoim pokoju. Niestety. Akurat teraz Selene postanowiła mi wszystko wyjaśnić. Dostałyśmy osobne pokoje. Mój był w kolorach fioletu. Ściany, wielkie łóżko z baldachimem i mała toaletka z 5 szufladkami i wielkim lustrem, wszystko w kolorach fioletu. Podłoga była oczywiście drewniana, w kolorze ciemnego drewna. Znajdowało się tu tylko jedno małe okienko. Nagle przez drzwi, tym razem z jasnego drewna, wparowała Selene. Już od 10 minut chodziła w tą i z powrotem wzdłuż mojego pokoju próbując wyjaśnić mi całą sytuację i przy okazji żaląc się. A ja siedziałam spokojnie w nogach łóżka na samym brzegu wpatrując się w Selene. Myślami oddalona od jej słów. Jedyne co zrozumiałam to: ,,Liliano... to są oni. TO są Druidzi.", nic więcej nie usłyszałam. Obraz całkowicie mi się rozmył i nagle... znalazłam się z powrotem w swoim pokoju, ale czułam, że coś jest nie tak. Rozejrzałam się uważnie. Natychmiast zauważyłam, że ktoś śpi w moim łóżku. Zaczęłam przybliżać się do tej postaci. W końcu byłam na tyle blisko, że mogłam stwierdzić fakty. Tą postacią byłam ja. Nagle drzwi mojego pokoju się otworzyły. Weszła moja mama. Była niewysoką blondynką w krótkich włosach, okularach i o drobnej, szczupłej sylwetce. Wyglądała może na trochę ponad 20 lat. W pokoju było ciemno, był środek nocy. Zastanawiałam się czego może tu szukać. Kiedy nagle zauważyłam, że trzyma coś w dłoni. Jakiś nieznany mi dotąd kształt... czyżby? A jednak. Kiedy zaczęła podchodzić do mojego łóżka światło księżyca wpadające przez okno oświetliło tajemniczy przedmiot. To był pistolet. Zwykły, mały pistolet. Podchodziła z nim coraz bliżej do pogrążonej we śnie Liliany. O ile to naprawdę byłam ja. Z przerażeniem obserwowałam całą sytuację, jakbym stała tuż obok. W końcu nie wytrzymałam i krzyknęłam, próbowałam się obudzić, powstrzymać moją mamę... ale nic z tego. Byłam tam tylko obserwatorem. Nic nie mogłam zrobić.... i stało się. Usłyszałam tylko stłumiony huk, po czym poczułam, że osuwam się na ziemię. Więcej nic nie pamiętałam.