Rozdział XII

10 3 4
                                    

Nie byłem z siebie dumny. Nie wiedziałem dlaczego w porę się nie opamiętałem. Przede wszystkim nie wiedziałem co mną kierowało kiedy postanowiłem się na niej wyładować. Osobiście czułem się jak skończona świnia. Tak naprawdę to nie miało tak wyglądać...

Wściekły uderzyłem w maskę samochodu.

Potem jeszcze raz i jeszcze raz.

Niszczyłem tę nieszczęsną blachę do momentu, w którym poczułem gorąco krwi. Rozwścieczony rozerwałem te cholerną paczkę z chusteczkami po czym szybko przyłożyłem jedną z nich do poranionej dłoni. Krążąc wokół samochodu niczym dzika bestia, doszukiwałem się kolejnych rzeczy, które mógłbym równie łatwo zniszczyć.

Nie chciałem sprawić jej większej przykrości, nie chciałem doprowadzić jej do takiego stanu. Wywrzaskiwałem jej w twarz te wszystkie okropności, dokopywałem jej słowami tylko po to by nie zauważyła pobudek, które kazały mi tu przyjechać. Dotąd plan był prosty, miałem jedynie się upewnić czy wszystko z nią w porządku. Z kolei ja nie tylko doprowadziłem ją do płaczu, ale również zakończyłem coś czego nawet nie można było nazwać związkiem. Ponieważ na własne życzenie przekreśliłem nasze niezrozumiałe relacje, nie pozostawało mi nic innego jak konsekwentnie trzymać się takiego stanu rzeczy. Od tej pory musiałem egzystować w pozostałościach dawnego życia.

- Mary, Mary, Mary, Mary... - szeptałem z tęsknotą i nienawiścią. Próbując doprowadzić się do mentalnego porządku wsiadłem do samochodu. W drodze do mechanika postanowiłem zatrzymać się po drobne zakupy. Dwie dobre whisky i trzy paczki papierosów z pewnością nauczą mnie żyć na nowo.



Uspokoiłam oddech dopiero w okolicach własnego osiedla. Ponieważ chciałam uniknąć dodatkowych kłopotów związanych z moją kolejną ucieczką ze szkoły, profilaktycznie zadzwoniłam domofonem do naszego mieszkania. Nie dostając żadnej odpowiedzi z ulgą przekręciłam zamek do drzwi. Droga, którą pokonałam pieszo, prawdopodobnie zajęła mi na tyle dużo czasu by mama zdążyła wybrać się do pracy. Tuż przed drzwiami mieszkania postanowiłam odczekać jeszcze parę minut. W skupieniu nasłuchiwałam oznak jej obecności. Każdy najcichszy dźwięk przyprawiał mnie o skoki ciśnienia. W momencie, w którym uznałam, że najwyższy czas się przełamać, ostrożnie umieściłam klucz w kolejnym zamku. Na paluszkach przekradłam się do przedpokoju i zdjęłam buty.

- Nikogo w domu – rzuciłam w przestrzeń. Nieco zrelaksowana odkleiłam z lusterka kolorową karteczkę z pismem mamy.

„Będę koło ósmej. Obiad w lodówce. Miłego wieczoru".

Próbując zatuszować po drodze najmniejsze oznaki mojego wcześniejszego powrotu, ruszyłam w stronę barku. Zdawałam sobie sprawę z tego, że mama nie zacznie podejrzewać mnie o braki w niektórych alkoholach. Jeśli do tej pory udawało mi się wyłgać, to i tym razem nie mogło być inaczej.

Zdecydowana na wybór jednego z tańszych win zamknęłam barek i udałam się do swojego pokoju. Jeśli sama nie mogłam uporządkować swojego życia, to może odrobina wspomagacza podniesie mnie na duchu. Z pomocą nożyczek pozbyłam się korka po czym zatopiłam usta w kwaśnym winie. Zmęczona opadłam na łóżko i upiłam parę łyków wprost z butelki.



- Zły dzień? – Noel postanowiła umilić moją samotnię.

- Cholernie – prychnąłem i wychyliłem szklankę whisky.

- Chcesz porozmawiać? – zwróciła na mnie błagalne spojrzenie.

Too young for loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz