Chapter 3

59 12 3
                                    

W lokalu śmierdziało papierosami i potem. Z głośników płynęła jakaś głośna łupanina,z resztą czego można się było spodziewać?Rozglądałam się próbując znaleźć jakąś znaną twarz...
- Hej kochana! - wydarła się do mnie Courtney. Przytuliła mnie i od razu zaczęła gadać jak nakręcona. Oczywiście nic praktycznie nie usłyszałam. Zmierzałyśmy w kierunku baru. Courtney zamówiła dla nas po kieliszku whisky.
- Ja dziękuję Court, jakoś nie mam ochoty.
- No dawaj trzeba się trochę zabawić.
- Nie... Gdzie w ogóle jest Ashton?
- Chciałam zapytać cię o to samo. Ponoć ma dla mnie jakiś prezent, on jest taki romantyczny - rozmarzyła się Courtney. Uwielbiam ją. Ona i Ash idealnie się dobrali. Miałam  nadzieję, że ten romantyk podaruje jej ten jeden taniec dziś, bo inaczej pożałuje.
Court poszła się bawić a ja postanowiłam, że poszukam Hemmingsa. Może z nim się będę dobrze bawić. Na jednej z loż zauważyłam Sharon w krwisto-czerwonej sukience i kaskadą loków, z czego kilka kosmyków miała upiętych na czubku głowy. Nie obyło się również bez szminki w tym samym kolorze. Siedziała z gromadką znajomych, każdy był w nią wpatrzony. Rzuciła mi pogardliwie spojrzenie i wróciła do rozmowy. Nie rozumiem jak można być tak ograniczonym i nie rozumieć że nie jest się najważniejszą osobą na świecie. Nagle weszłam w jakiś tłum i zmieszałam się z nim. Ludzie pchali się na parkiet, prawdopodobnie zmieszałam w stronę drugiego wejścia. Szłam sobie pod prąd kiedy     ktoś chwycił mnie za ramię i wbił mi czerwone paznokcie w skórę. Syknęłam z bólu a ta dziewczyna zbliżyła się niebezpiecznie blisko mojej twarzy.
- Słuchaj kochanie już nie długo twoje życie to będzie istny koszmar. Naprawdę ci współczuję, ale jedyne co mogę zrobić to przygotować cię psychicznie.
Przestraszyłam się tych słów. Dziewczyna zaczęła się złośliwe śmiać i znów położyła mi rękę na ramieniu. Co to ma być ? Miała na sobie maskę więc nie wiedziałam kim może być ale wtedy skojarzyłam fakty. Poczułam się pewna siebie. Wyrwała się z jej uścisku i spojrzałam na nią.
- Na prawdę Sharon? Nie stać cię na nic lepszego? O co ci chodzi? Daj sobie spokój bo ja jakoś się ciebie nie boję - odpowiedziałam kpiąco.
A ona zaczęła się śmiać, głośno śmiać.
- Czemu porównujesz mnie z tą łatwą ździrą?  - zrobiła smutną minę
- Powiem ci tak skarbie, lepiej ze mną nie zadzierać bo można nie dożyć kolejnego dnia.
Zniknęła w tłumie. Wywróciłam tylko oczami. Wyglądała identyczne jak Sharon. To była ona. To że, założy maskę i odegra jakiś marny teatrzyk nie robi na mnie wrażenia. I wtedy doznałam paraliżu całego ciała. Sharon wciąż siedziała na loży. W tej chwili ciągnęła za sobą jakiegoś chłopaka. Pewnie szukali jakiegoś osobnego miejsca. Zrobiło mi się niedobrze. To nie mogła być ona. Ta cała sytuacja była chora. Musiałam ochłonąć. Poszłam do łazienki , odkręciłam wodę i chlusnęłam sobie nią w twarz. Odetchnełam głęboko. Gdzie do cholery był Hemmings!
Jak go potrzebuje to go nigdy nie ma.
Nagle usłyszałam z kabiny za mną stłumione śmiechy. O nie , mam nadzieję, że to nie ona. Dobra. Zaryzykuję. Nawet nie wiem jak pożałowałam otwarcia tej kabiny. Przede mną znajdował się nie kto inny jak Sharon Andrews. Miała zaczerwienione policzki, potargane włosy i rozpiętą sukienkę. Obok niej był chłopak również z zaczerwienionymi policzkami oraz z rozpiętą koszulą. A tym chłopakiem był...
Ashton Irwin.

- Jak mogłeś to zrobić Court!!!
Nie  wybuchłam złością. On tylko patrzył na mnie obojętnym wzrokiem. Sharon bezczelnie pocałowała go! Przy mnie!
- Co za szmata ... - rzuciłam chłodno
A ty Irwin jesteś zwykłym dupkiem!  Co się z tobą dzieje ??
W odpowiedzi usłyszałam tylko bełkot. Teraz wszystko było jasne.Był tak spity, że nawet nie może nic powiedzieć. Zrobiło mi się go żal. Z tego ciężko mu się będzie wytłumaczyć. Wzięłam go za marynarkę i wywlokłam z łazienki. Z oddali usłyszałam juz tylko chichot tej idiotki.
Ciężko było mi chodzić z takim ciężarem ale musiałam zrobić wszytko żeby Courtney tego nie zauważyła. Wtedy podbiegł do mnie Michael.
- Wow co się z nim stało ?
W opowiedzi rzuciłam tylko gniewie
- Weź go ode mnie nie mogę na niego patrzeć.
Spojrzał na mnie zdziwiony ale nic nie powiedział. Razem włożyliśmy do samochodu upitego Irwina, który od razu zasnął. Oparłam się o samochód i westchnęłam głęboko.
- To zdecydowanie najgorsza impreza na jakiej byłam. Co ja tu w ogóle robię? Czułam się strasznie. Za dużo było tego wszystkiego dzisiaj. Calum. Sharon. Ashton. Ta chora laska.
Cholera za dużo.
- Jasmine wszytsko okej ? - zapytał Michael z troską w głosie.
- Ugh... tak tylko głowa mnie boli. Zmywajmy się z tąd.
Kiwnął głową i wsiedlismy do samochodu.












Rano obudziłam się w swoim łóżku. Jak ja się tu znalazłam, pojęcia nie mam. Usiadłam na łóżku i wtedy przypomniało mi się wszystko z tego katastfofalnego dnia.
Wykąpałam się, chwyciłam szare spodnie dresowe i czarny podkoszulek. Włosy spięłam w kucyk na czubku głowy. Zeszłam na dół i zobaczyłam wesołego Hemmingsa robiącego jajecznicę. Miałam ochotę mu przywalić. Potrzebowałam go a on się nie raczył pojawić.
- Gdzie wczoraj byłeś?-zapytałam chłodno. Luke odwrócił się przestraszony i zrobił smutną minę.
- Źle się wczoraj czułem, więc zostałem w domu. Słyszałem, że wiele się wczoraj wydażyło...
- Nic nie mówiłeś. Nie napisałeś.
- Napisałem i dzwoniłem,nawet kilka razy. Nie dawałaś znaku życia więc, poprosiłem Mike'a żeby się tobą zaopiekował...
I wtedy zrobiło mi się głupio. Byłam tak zajęta sobą i swoimi problemami, że nie zauważyłam że mój przyjaciel jest chory. W dodatku on się jeszcze o mnie martwił.
- Przepraszam Luke - powiedziałam ze skruchą. On tylko wyciągnął do mnie ręce i mocno mnie przytulił.
Warto mieć kogoś takiego przy sobie.
- Jas, chyba spaliłem jajecznicę - zmartwił się Hemmings,ale zaraz potem oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
Po śniadaniu poszłam do swojego pokoju. Zastanawiało mnie gdzie jest Irwin, bo miałam wielką ochotę sprawić mu kazanie. Reszta chłopców gdzieś pojechała, a ja ze względu na Caluma nie chciałam jechać z nimi. Postanowiłam zrobjc sobie spacer po  domu. Nagle zauważyłam schody których nigdy wcześniej nie widziałam. Prowadziły chyba na strych. Powoli pokonywałam kolejne stopnie i znalazłam się faktycznie na strychu, ale nie spodziewałam się zobaczyć tu perkusji , gitar elektrycznych, gitary basowej oraz czterech mikrofonów. W koncie zobaczyłam też dwie akustyczne. Bardzo się ździwiłam bo nigdy nie słyszałam żeby kto kolwiek tutaj coś grał. Wtedy usłyszałam ten piękny dźwięk. Miód dla moich uszu . 
Ktoś cudownie grał na gitarze akustycznej, musiałam znaleźć źródło. Po drugiej stronie strychu znajdowały się kolejne schody ale były mniej widoczne, właściwie była to drabina. Weszłam na nią i znalazłam się na dachu. Powitał mnie piękny widok zachodzącego słońca. Po mojej prawej stronie siedziała osoba której, najwyraźniej szukałam.
To był Michael. Miał zamknięte w skupieniu oczy i cudownie sunął po strunach instrumentu. Usiadłam tak by mnie nie zauważył i wsłuchiwałam się w melodię,która znałam. Tylko nie wiem skąd. Czułam się cudownie. Moje wszystkie problemy uleciały gdzieś daleko. Pragnęłam by ta chwila trwała wiecznie.



***
No i juz  3 rozdział. Dziękuję wszystkim za gwiazdki i za to, że w ogóle czytacie moją historię. Z góry przepraszam za błędy bo bardzo się spieszyłam :) Mam nadzieję, że podoba wam się i będziecie czytać ją dalej.
PS
Ta historia nie będzie taka banalna jak się może wydawać :**

If you remember...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz