II

516 51 11
                                    

   *bip bip bip bip bip bip*

    Nienawidzę wstawać o tak nieludzkiej godzinie, jaką jest 6 rano. Kocham spać, ponieważ chociaż przez chwilę nie jesteśmy sobą i może zdarzyć się dosłownie wszystko. Śni ci się psychopata z toporem, który goni cię po lesie, a gdy przewracasz się o korzeń i wstając, chcesz dalej uciekać, aż nagle uświadomisz sobie, że jesteś na kwiatowej łące z króliczkami.

-Troye czy ciebie trzeba budzić trąbą, czy wodą z wiadra oblewać?- mój kochany tata wszedł do pokoju niczym tornado, przez co wyrwał mnie z zamyślenia i uświadomił rzeczywistość.

-Czy ja wyglądam jakbym spał? Nie wydaje mi się.-odpowiedziałem. Chociaż jakby przyszedł za 10 minut to prawdopodobnie bym spał, ale to tylko mały szczegół.

-Wolałem się upewnić. Teraz idź się ubrać czy co ty masz tam zamiar robić i za 15 minut widzę cię na dole, ponieważ o ile pamiętasz, jest śniadanie, a my w nieskończenie wiele nie chcemy czekać.-powiedział i wyszedł.

    Wstałem i udałem się do łazienki, po drodze zabierając z komody ciuchy, które wczoraj przygotowałem. Po wykonaniu podstawowej porannej toalety, która składa się z umycia zębów, szybkiego prysznica, ogarnięcia włosów i oczywiście ubrania się, zabrałem plecak z pokoju i zszedłem na dół.

    Spojrzałem na zegarek i uświadomiłem sobie, że jestem 2 minuty wcześniej. W zasadzie lepiej być szybciej niż później, ponieważ każdy wie, że głodna rodzina to bardzo zła rodzina.

-No nareszcie jesteś! Siadaj i jedz -powiedziała jak zwykle zorganizowana mama.

-Spokojnie, czy ja muszę biec do tego stołu?-tak zawsze z rana mam zły nastrój, ale chyba nie jestem sam?

-No, jeżeli chcesz, to kolejnym razem możesz przylecieć, a teraz smacznego.-i nie czekając na innych, tata zabrał się za jedzenie.

-Smacznego -z kultury musiałem odpowiedzieć.

    W trakcie jedzenia spojrzałem na pogodę za oknem i moją rodzinę przy stole. Dziś, jak i oczywiście prawie zawsze, jest piękna słoneczna pogoda. No ale co się dziwić skoro mieszkam w słonecznej Australii. Wracając do moich najbliższych. Rodzice przed wakacjami oznajmili mi i mojemu rodzeństwu, że chcą się wyprowadzić do Ameryki. Znaleźli nawet pracę i polecieli na rozmowy kwalifikacyjne, ale pracodawcy oczywiście powiedzieli, że odezwom się czego oczywiście nie zrobili. Nie będę ukrywał, że cieszę się z pozostania w domu. Tu jest całe moje życie. To tutaj się wychowałem i spędziłem całe swoje życie. No prawie całe.

    Urodziłem się i mieszkałem w Johannesburg'u w RPA przez dwa lata. Potem przeprowadziliśmy się do Perth w Australii. Żyje nam się w 6 dobrze i nie zmieniłbym niczego. No, chyba że wygrałbym kilka milionów (pomarzyć każdy może). Wracając do rodziny. Oprócz mnie i rodziców mam jeszcze siostrę Sage i dwóch braci, Tyde i Steele.

    Niestety muszę przerwać moje spokojnie myślenie i zgodnie z moim zegarkiem, który pokazuje 6:43, powinienem wychodzić za 2 minuty. Do szkoły mam około 40 minut piechotą, ale jako dobry przyjaciel idę dłuższą drogą, która przebiega koło domu mojej przyjaciółki. Zgodnie z czasem powinienem być tam o 7:20 i po 20 minutach w szkole. Potem do szatni zostawić krótki, bluzy czy co tam ktoś chce. Następnie do szafek po książki i do klasy.

-Powinienem się zbierać, więc zobaczymy się po szkole.- oznajmiłem rodzicom i poszedłem po plecak.

-Uważaj na siebie- krzyknęła mama

-Okej- i po tych słowach wyszedłem.

    Oczywiście w wielką niechęcią ruszyłem, ponieważ kto normalny cieszy się z chodzenia do szkoły? W zasadzie nauka nie jest zła, ponieważ możemy ją wykorzystać w przyszłości, tylko ludzie w szkole są okropni. Nie dręczą mnie czy poniżają, wystarczy spojrzeć na ich zachowanie i już człowiekowi nie dobrze. Ja nie proszę o jakiś cud na kiju, a tylko o sam kij, żebym mógł niektórym przywalić.

secrectiveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz