Najgorszy dzień w moim życiu właśnie nadszedł. Podróż była męcząca, ale najgorsze było pożegnanie z najlepszą przyjaciółką. Jeżeli myślisz, że faceci nie płaczą, to muszę cię rozczarować. Stałem przytulony do niej ponad 10 minut i płakałem również mocno jak ona. Teraz siedzę w aucie na tylnym siedzeniu i o ile dobrze usłyszałem, to jedziemy na Farquhar St 4873.
Wciągu tych kilku miesięcy rodzice byli tu setki razy, tak samo moje rodzeństwo, ale ja za każdym razem miałem „coś ważnego" inie mogłem jechać. Tylko ja jedyny jestem sceptycznie nastawiony do przeprowadzki. Rodzice wybrali mi szkołę i myślą, że nagle pokocham wszystko. Jedyny mój wkład był taki, że powiedziałem jak ma wyglądać mój pokój i spakowałem swoje rzeczy.
Na pierwszy rzut oka okolica wydaje się spokojna. Cały czas jedziemy pod górę. Widzę, że na końcu ulicy jest mocny zakręt w lewo, ale zatrzymujemy się obok ostatnich domów przed owym zakrętem. Obok siebie stoją bardzo podobne budynki w odcieniu kremowym, ale jeden jest ciemniejszy i na balkonie stała jakaś osoba, więc to na pewno nie mój dom.
Wyszedłem z auta i prawie upadłem, bo moje nogi odmówiły posłuszeństwa. Tak się kończy, gdy siedzisz przez dłuższy okres w nie wygodnej pozycji. Zdjąłem okulary i spojrzałem w słońce. Jestem idiotą, gdyż w tej samej sekundzie mnie oślepiło. Już gorzej być nie może. Co jeszcze się stanie? Ptak na mnie narobi? Nie zdziwiłbym się.
-Troye, wszystko okej? - moja siostra nawet nie próbowała ukryć rozbawienia.
-Oczywiście! Wszystko jest bardzo okej! Przecież jestem tu, gdzie tak „baardzo"chciałem być, prawie się wywaliłem, a na dodatek chyba oślepłem. - i nagle nikt już się nie śmiał.
-Możesz się zachowywać przyzwoicie? - tata zmierzył mnie lodowatym spojrzeniem i poszedł w stronę bagażnika.
-Twój ojciec ma rację, psujesz dobrą atmosferę. - moja rodzicielka wypowiedziała to nawet nie patrząc w moją stronę i zajęła się otwieraniem drzwi.
-Oh, przepraszam. W takim razie zróbcie sobie tę „dobrą atmosferę", a ja nie będę wam już więcej przeszkadzał! - powiedziałem i ruszyłem w stronę wcześniej wspomnianego zakrętu.
-Troye wracaj! - krzyknął Tyde.
Nie odwróciłem się i poszedłem przed siebie.
Po kilkudziesięciu minutach chodzenia coś poczułem. Oh tak, to było rozczarowanie. Myślałem, że chociaż trochę się martwią i zatrzymają mnie chociażby siłą, a nie po prostu puszczą swoje dziecko w nieznaną okolicę. Trudno. Nie można chcieć wszystkiego. Przynajmniej mam spokój, jestem sam, czuję słońce na plecach i już nie bolą mnie nogi. Jednak najlepsze jest to, że się zgubiłem.
Zatrzymałem się i zawróciłem, bo muszę przyznać, że zaczynam panikować. Okej, prosto, ominąć jeden skręt i skręcić w prawo do tego zakrętu koło mojego domu. Spokojnie wiem przecież, gdzie byłem. Nie jestem amebą umysłową.
*40 minut później *
Jestem w czarnej dupie. Nie tak sobie przypominam mój nowy dom. Co ja zrobiłem źle? A no tak, jednak coś pokazuje mi, że może być gorzej niż wtedy. Zgubiłem się, bolą mnie nogi od chodzenia, robi się ciemno i późno, a na dodatek zaraz się popłaczę. W zasadzie mogę, bo nikogo tu i tak nie znam.
Wróciłem do drogi, gdzie szedłem prosto i ruszyłem dalej.
Zauważyłem jakąś małą górkę i skrzyżowanie, więc usiadłem i nie wiedziałem co mam zrobić.
Ciekawe czy moja rodzina mnie szuka. Czuję się winny, bo gdyby nie ja, to oni mieliby wielką frajdę z tego. Byliby szczęśliwi.
*30 minut później *
Patrzę jak już zaszło słońce, robi się ciemno coraz bardziej, a ja coraz bardziej się boję. Jak mnie ktoś naprawdę porwie? Jak to wcale nie jest jakieś przyjemne osiedle? Jak ktoś mnie zabije? Albo jak ktoś mnie....
-Wow, całkiem daleko zaszedłeś. - nagle powiedział jakiś głos.
Stwierdzenie, że prawie dostałem zawału jest za słabe. Przestraszyłem się tak bardzo, że nawet taka skala nie istnieje.
-Ej ej ej ej, spokojnie. - właściciel głosu zszedł z roweru (nawet nie usłyszałem, że na nim jechał!) i mnie dotknął.
-Nie dotykaj mnie! - musiałem jakoś się bronić i zerwałem się na równe nogi.
-Szukałem cię. Ty jesteś Troye, tak? Twoja rodzina cię szuka. Wszytko okej?- chłopak mniej więcej w moim wieku uśmiechnął się przyjaźnie.
Raczej nie wygląda na morderce. W półmroku nie mogę go dokładnie zobaczyć, ale skoro zna moje imię, to chyba nie mam innego wyjścia jak mu zaufać.
-Tak, wszystko okej. - odpowiedziałem powoli.
-Nie wyglądasz jakby wszystko było okej.
-To nie patrz. Możesz mnie zaprowadzić do domu? Oh i skoro wiesz jak mam na imię, to głupio się czuję nie znając twojego. - powiedziałem lekko się rozluźniając.
-Od tego mam oczy. Skoro cię szukam, to raczej muszę cię odprowadzić.
-No nie masz innego wyjścia. Więc oficjalnie jestem Troye. - podszedłem do niego i wyciągnąłem rękę.
-Connor, miło mi. - uścisnął dłoń i się uśmiechnął.
-Mi również. - Odwzajemniłem uśmiech.
---------------------------------
Hej!
Mówiłam, że będzie akcja i jest. W zasadzie wszystkie najbliższe rozdziały będą emocjonujące.
Nie będę się rozpisywać. Jak zawszę dziękuję za głosy i komentarze. Oh! Napiszcie w komentarzu, co sądzicie o postaci, która pojawiła się na końcu! Jakieś podejrzenia?
Do następnego xx
![](https://img.wattpad.com/cover/57406480-288-k527192.jpg)
CZYTASZ
secrective
Teen FictionTak naprawdę, to nikt nie może przewidzieć swojego życia. Jesteśmy szczęśliwi, a pewnej nocy wszystko się wali. Myślisz, że gorzej być nie może, a jednak jest to możliwe. Nie jestem tacy jak inni, ale jeszcze nie wiem, co jest dokładnie tego przyczy...