Odre

1.3K 129 0
                                    

Idziemy dobre paręnaście godzin. Na razie miałyśmy tylko jeden postój w południe.

Od tamtej rozmowy milczymy jak groby. Żadna nie chce podjąć tematu typu "Jak wygląda wasza osada" albo " Co lubicie robić". Jakoś nie widzi mi się nasza współpraca, chociaż życie jest przygodą która zaskakuje.

Jeszcze trochę a moja psychika nie wytrzyma i będę musiała coś rozwalić. Taaa... To ja.

Zerkałam na dziewczyny by chociaż wyczytać z ich twarzy cokolwiek. Z strażnikami było prościej bo mina była zawsze ta sama - zdziwienie. A tu? Nie ma jak do nich dotrzeć.

Kiedy znajdziemy ta osadę?!

Jedyne co mogło mnie odprężać to śpiew ptaków. No może jeszcze pazury Drance wpinające się w prawe ramię, ale już się do tego przyzwyczaiłam. Słońce mozolnie zachodziło ponad koronami drzew. Z każdą sekundą robiło się coraz chłodniej.

Wokół panowała grobowa cisza której żadna z nas nie chciała przerwać. Może temu, że nie ufamy jedna drugiej. Co jak co, ale była to prawda.

Na czele Rosemarie. Nie mam bladego pojęcia o jej charakterze. Tuż obok Alezja która nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Potem Ametyst. Uratowała mi życie, więc jestem jej dłużniczką. No i w końcu Tatiana. Najbardziej małomówna dziewczyna z naszej „bomby".

Ściemniło się szybciej niż myślałam. Drance przysiadła na moim ramieniu wpinając szpony, w to samo miejsce. Niech ktoś przerwie tą ciszę!
-Dziewczyny - spojrzałyśmy na Alezję. - Muszę odpocząć.

- Ledwo się ściemniło!- zawołałam.

- Ja, o tej porze szykuję się do snu- przyznała i usiadła na kamieniu. Co ona jest jakąś królewną?
- Dobra. Ja coś upoluję, a wy rozdzielcie się do reszty zadań - ruszyłam w głąb lasu.
Zaraz po tym głos zabrała Tatiana. Rozdziela zadania.

Gdyby nie fakt, że musimy znaleźć tą bibliotekę, to zostawiłabym tą królewnę na pastwę losu. Nie znam jej a dobrze, ale mimo wszystko żyjemy w takich czasach, że każdy jest zdany na siebie. Przynajmniej ja.

Delikatny wietrzyk muskał moją twarz, co dawało mi odprężenie. Ostrożnie naciągnęłam cięciwę i czekałam, uważnie rozglądając się. Jedyne co teraz słyszałam to szelest w krzakach. Wypuściłam strzałę , która trafiła w jego źródło. Podeszłam bliżej widząc królika. Dosyć dużego. Chwyciłam podręczny worek i wpakowałam do niego zdobycz. Jeszcze trochę pochodziłam po puszczy, po czym stwierdziłam iż trzy króliki i owoce leśne to wystarczająco dużo. Przerzuciłam worek na plecy i ruszyłam w stronę z której przyszłam.

Zobaczyłam dziewczyny siedzące jak najdalej od siebie, standard od paru dni. Podeszłam do ogniska i z hukiem rzuciłam worek obok. Popatrzyły się na mnie, przez mniej więcej 3 sekundy, a potem wróciły do swoich zajęć. Przysiadłam przed ogniskiem, wyciągając kamień do ostrzenia strzał.

Znowu ta piekielna cisza. Ametyst głaszcze swojego lisa. Alezja, nie mam pojęcia co robi. Tatiana jest gdzieś na drzewach. Rosemarie uciekła gdzieś marzeniami. Nigdy nie słyszałam takiej ciszy. Przynajmniej słyszę bicie własnego serca, co uświadamia mnie o tym, że jeszcze nie odeszłam na tamten świat.

Biorę się za kolację.
- Ametyst, mogłabyś pomóc? - zwróciłam się w jej stronę. Lekko skinęła głową w geście potwierdzającym. Wstała i przysiadła się obok mnie zabierając jednego z królików. Całą czynność wykonywałyśmy bez odzywania się. Najwyżej krzyżowałyśmy spojrzenia. Gotowe.

- Tatiana, zejdź do nas!- krzyknęła białogłowa. Teraz w milczeniu spożywałyśmy przygotowany posiłek. Po ich minach stwierdzam, że nie jest taki zły.

Nagle coś wpadło do ognia i trysnęło nam przed twarzami. Zrobiłam się straszliwie senna. Okropne ziewnięcia Alezji, sprawiły że padła jak mucha. Potem Rosemarie, Ametyst i ja. Jedyne co pamiętam to ciemne buty Tatiany, i jej twarz padająca obok mojej.

Smoczy TurniejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz