Tatiana

863 104 1
                                    

Wiecie, nie jestem jakaś opiekuńcza czy coś. Ale gdy widzę jak moja koleżanka, która ma wartę, nagle zaczyna dryfować pomiędzy krainą marzeń a realnym życiem, mogę się chyba trochę zdenerwować.
Tak mówię tu o Rosemary. Nagle jej wzrok stał się pusty i sięgnęła po przybory do rysowania. Odczekałam chwilę i poszłam sprawdzić co u niej.
Nawet nie zareagowała gdy się do niej przysiadłam. Żadnego "Cześć!" ani "Co chcesz?". Po prostu nic. Po dłuższej chwili zaczęło mnie to denerwować. Pstryknęłam jej przed oczyma. Potem drugi raz i trzeci. Żadnej reakcji. W końcu dałam sobie spokój i poszłam spać.
Następnego dnia obudziłam się, jak zwykle pierwsza. Zaraz potem ze snu zerwała się Ros i Odre. Wiedziałam, że wszystkie nie jesteśmy w najlepszym stanie po ucieczce z biblioteki. Chciałam jak najszybciej zejść do Terry, ale należał nam się co najmniej dwu dniowy odpoczynek.
Czekając na Alezję i Ametyst omówiłam to z dziewczynami. Zgodziły się i już po chwili rozpoczęłyśmy pracę nad doprowadzeniem tego kawałka gruntu do jakiejkolwiek używalności.
Na sam początek poszło ognisko. Żebyśmy miały jak najmniej roboty wieczorem, ułożyłam kamienie w idealnym okręgu. Szpary zasypałam żwirem. Wczoraj byłyśmy zbyt zmęczone, by to porządnie zrobić.
Odre jak zwykle zgłosiła się do polowań. Wysłałam za nią Ros żeby pozbierałam trochę drewna na opał. Lepiej zbierać to dalsze. Jeżeli w środku nocy zacznie przygasać ci ognisko lub zaatakują cię wilki musisz mieć więcej gałęzi w okolicy.
W tym samym czasie wstały kolejne z naszej grupy. Ametyst poprosiłam o przygotowanie śniadania, a Alezję o ogarnięcie naszych rzeczy. Jeżeli mamy tu zostać dłużej, przydałoby się mieć jakiś porządek.
Po powrocie Ros podeszłam do niej.
- Co ci wczoraj odwalało? - spytałam. - Nagle odpłynęłaś.
- Czasami tak mam. Zaczynam rysować jakąś scenę z przyszłości i... - natychmiast się zaczerwieniła. Chyba nie chciała byśmy wiedziały o jej talencie.
- I co? Posłuchaj. Każda z nas ma jakiś sekrecik, tym bardziej ja. Umówmy się, że pokażesz mi co narysowałaś a ja nie pisnę ani słówka. Zgoda? - natychmiast skinęła głową.
Ros zaprowadziła mnie na skraj polany. Z torby wyciągła szkicownik i mi podała. Przedstawiał mnie leżącą na ziemi i...
- Chyba sobie żarty stroisz! To niemożliwe! - natychmiast się zbulwersowałam. - Niemożliwe, prawda? - popatrzyłam się na nią oczekując słów typu "Jak mogłaś w to uwierzyć? To oczywiste kłamstwo." ale nic takiego nie nastąpiło.
Z powrotem skierowałam mój wzrok na obrazek. Drugą osobą znajdującą się na nim był blondasek z karczmy. Co najgorsze leżał na mnie... Coś takiego przecież nie mogło się zdarzyć! Ja nigdy nie pozwoliłabym tak się poniżyć!
Ros chyba zauważyła jak bardzo jestem zdenerwowana, bo zabrałam mi kartkę i odeszła. Żeby się uspokoić poszłam do lasu. Musiałam wymyślić jakiś plan. W końcu nie mogłam cały czas myśleć o jakimś idiocie.
Z moich rozmyślań wyrwał mnie krzyk Odre. Dochodził z obozowiska. Pobiegłam tam ile sił w nogach. Miałam nadzieję, że tym razem nie napadnięto nas ani nic w tym stylu. Po kilku minutach wpadłam na polanę.
Moim oczom ukazał się następujący widok: Alezja leżała nieprzytomna na swojej torbie. Rosemary stała wraz z Ametyst niedaleko Odre, próbując ją uspokoić. A ona.. Odre leżała na ziemi przyciśnięta prze mojego wilka. Była blada jak kartka papieru.
Szczerze, to najpierw ta cała sytuacja mnie rozbawiła. Wiem, że żadna nie miała pojęcia o moim wilku, no ale żeby reagować aż takim strachem? Potem dotarła do mnie myśl, że kazałam nie wychodzić Katrinie z cienia. No chyba, że stało się coś złego.
- Katrina - zawołałam ją.
Żadnej reakcji. Nadal przytrzymywała Odre w tym samym miejscu, jak gdyby musiała jej pilnować. Wiedziałam, że mój wilczek jak coś sobie postawi na celu to już po sprawie. Musiałam spróbować z magią. Lecz nie taką jak w karczmie. Tam użyłam zaklęcia słownego. Tym razem musiałam dotrzeć głębiej. Do więzów łączących mnie z moim zwierzęciem. Skupiłam się całkowicie na wilczycy.
- Katrina! - krzyknęłam, jednocześnie wypowiadając w myślach komendę odwrotu.
Niechętnie mój zwierzak oddalił się od Odre. Podeszłam do niej i podałam rękę.
- Powiesz co takiego się stało, że Kati cię zaatakowała? - spytałam się.
- To wielkie bydle jest twoje?! Jak?! - wybuchnęła.
- Po prostu. Ale co tu się stało?
- Chciałam zajrzeć do twojej torby i...
W tej chwili straciłam nad sobą panowanie. Nikt nie mógł dotykać tej torby. Nawet mój ojciec lub siostra. To była jedyna pamiątka po bracie
Prawie automatycznie moja prawa ręka powędrowała do jej szczęki. Włożyłam w to uderzenie całą moją siłę a Odre pod wpływem tego czegoś przewróciła się. Miałam ochotę do niej doskoczyć i zdzielić ją kamieniem po głowie. Zamiast tego warknęłam tylko:
- Chyba sobie nie przypominam, że dawałam wam jakiekolwiek pozwolenie. Czyż nie? Czy tylko dostaję amnezji?! - krzyknęłam.
Miałam ich serdecznie dość. Chwyciłam moją torbę, wsiadłam na Katrinę i pojechałam gdzieś w las. Musiałam sobie wszystko przemyśleć.

Hejo!
Bardzo dziękujemy za wszystkie gwiazdki i komentarze. Napełniają nas determinacją :)
A teraz kolejny z naszych tekstów. Tym razem mój, czyli Tatiany!
"Czasami nawet mędrzec musi zniżyć się do poziomu głupca, by się czegoś nauczyć."

Smoczy TurniejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz