Rozdział 14

79 11 0
                                    

Zanim cokolwiek zacznę robić, najpierw muszę umyć twarz z resztek śliny. W łazience spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, stwierdzam, że trochę zaniedbałam swoją twarz. Young na szczęście przyniósł mi moje kosmetyki do twarzy. Nałożyłam sobie maseczkę antybakteryjną. Wyglądam w niej jaki zielony ufoludek. Skoro ich nie ma w domu to wreszcie mogę się zrelaksować. Zeszłam na dół i wyjęłam z lodówki ogórka, pokroiłam go na dwa plastry. Wygodnie ułożyłam się na kanapie i położyłam sobie na zamknięte powieki ogórki. Teraz nie będę zamęczać się żadnymi zbędnymi myślami, rozluźnię wszystkie mięsnie i będę odpoczywać. Głęboki wdech i wydech, i tak w kółko. Przydałaby się do tego płyta z dźwiękami ptaków albo z szumem morza. Ale się rozmarzyłam.

-Nie! Nie uspokoję się! Pozabijam ich wszystkich bez wyjątków! Choćbym miał sam umrzeć.- Young wpadł do salonu krzycząc w niebo głosy.

Young wpadł do salonu krzycząc w niebo głosy. Ściągnęłam z oczu ogórki i ujrzałam zakrwawionego alfę. Reszta chłopaków także była poraniona, ale nie tak jak on. Po szybkich oględzinach wydaję mi się, że najmniej ranny jest Seungri. Miał tylko parę zadrapań na rękach, a Young był w o wiele gorszym stanie. Przez całą długość policzka ciągnęło się głębokie zadrapanie. Koszulkę miał na brzuchu i plecach poszarpaną pazurami. Koszulka miała na sobie wiele plam krwi. Ręce były tak brudne od błota i krwi, że nie byłam w stanie zobaczy czy ma tam jakieś kolejne rany. W skrócie, wyglądał makabrycznie.

- Cooo się....stało? - Mój głos drżał, przez co trudno było mi cokolwiek mówić. Nie wiem co lub kto ich zaatakował, ale obiecuję, że nie popuszczę im!

-Nie zamartwiaj się tym- powiedział Young wrednym głosem. Poczułam, że się we mnie wszystko gotuje. Nie hamowała swojego gniewu

-Zamartwiaj?! Jak ja mam się nie zamartwiać, jak stoisz w salonie cały we krwi i ranach! Mam udać, że tego nie widzę?! Może z powrotem założę plastry ogórka na oczy i udam, że nic tak naprawdę się nie stało?! - Z nerwów wbijałam sobie paznokcie w wewnętrzną stronę dłoni.

Rzadko wybucham złością, ale teraz dosłownie nią kipiałam. Mam już tego serdecznie dosyć, że nic w t domu nie mogę wiedzieć. Wszyscy coś przede mną ukrywają.

-Kissumi nie denerwuj się. Wszystko ci powiem jak oczyszczę swoje rany- powiedział spokojnym i zmęczonym głosem Ji Yong. Zrobiło mi się trochę głupio. Spuściłam głowę, powoli schodził ze mnie cały gniew.

Chłopaki wyglądają okropnie, widać było po nich, że są bardzo zmęczeni. Bez słowa poszłam do łazienki zmyć maseczkę i wzięłam apteczkę żeby opatrzyć im rany.

Wyjęłam z niej bandaże, nożyczki i wodę utlenioną oraz specjalnie dla Young'a zmoczony ręcznik żeby mógł umyć ręce. Weszłam z powrotem do salonu, gdzie chłopaki leżeli na kanapie. Po ich twarzach widać było, że cierpią. Najpierw poszłam do Choi'a bo miał głęboką ranę na ramieniu, z której ciągle sączyła się krew. Wilkołak leżał z zamkniętymi oczami, nawet nie patrzył co mu robię.

Kiedy oczyściła mu ranę, wreszcie mogłam zobaczyć jak naprawdę jest głęboka. Już wiedziałam, że to wilkołak go ugryzł. Szybko dokończyłam opatrzenie Choi'a i zabrałam się za Young'a. Ten to patrzył na mnie wściekłym spojrzeniem. Gdy próbowałam spojrzeć mu w oczy, to ten od razu odwracał wzrok. Nie rozumiem dlaczego on się na mnie gniewa. Delikatnie myłam mu ręce, na szczęście nie protestował.

- Po co to robisz? Za niedługo sam się wyleczę- mruczał pod nosem. Jemu naprawdę dzisiaj wszystko przeszkadza.

-Mogę w ten sposób przyspieszyć twoje leczenie.- To akurat wiedziałam z książki, którą mu zabrałam. Czyste i odkażone rany goją się szybciej niż brudne, ponieważ muszą organizm wilkołaka najpierw zabija wszelkie bakterię, a dopiero później bierze się za gojenie. Mogę się założyć, że on to wie, ale jego duma nie pozwala mu na to żebym ktoś go mył.

Dopiero po umyciu mogłam stwierdzić, że jego ręce są całe w głębokich ranach. Wygląda to jakby pies chciał w nich wykopać głęboką dziurę. Musiało to piekielnie boleć. Muszę mu to przemyć, ale będzie to mocno szczypać.

-Zaciśnij zęby bo będzie szczypać.- Young prychnął. Polałam jego ręce dużą ilością wody utlenionej, rany mocno się pieniły lecz po jego twarzy nie przeszedł ani jeden grymas bólu. Nie chciał żebym zawijała go bandażami. Później zajęłam się pozostałymi członkami watahy. Oni nie mieli aż tak poważnych ran więc obyło się bez bandażowania. Chłopaki włączyli sobie telewizor, a ja obserwowałam jak ich rany goją się na moich oczach. Po godzinie nie mieli już siniaków i cienkich ran, widoczne teraz były tylko głębokie rany, które też już zaczęły się goić. Bez skrępowania patrzyłam się na Ji Yong'a, czekałam aż się na mnie spojrzy. Muszę go pociągnąć jakoś za język. Ji Yong chyba poczuł, że się na niego gapię. Starałam się mu jakoś pokazać, że ma iść ze mną na górę, na szczęście zrozumiał o co mi chodzi. Oboje ruszyliśmy do mojego pokoju.

-Dawno nie wchodziłem do tego pokoju. Całkiem nieźle się tu urządziłaś- powiedział. Siedział na łóżku i wszystkiemu się przyglądał. Od razu chciałam przejść do konkretów.

-Co się stało w lesie?- Przybrałam kamienny wyraz twarzy. Oparłam się o ścianę i z góry patrzyłam się na niego.

-Musisz wszystko wiedzieć, co? No dobra powiem ci co się stało, ale ta rozmowa zostaje między nami.- Kiwnęłam mu głową na znak, że się zgadam.

-Kiedy wracaliśmy wszyscy razem do domu poczuliśmy zapach obcej watahy. Nie mogliśmy tego zignorować więc od razu pobiegliśmy to sprawdzić. Niestety to była zasadzka. Otoczyli nas z każdej strony. Poruszali się tak szybko, że nie byłem w stanie ich policzyć. Większość z nich rzuciła się na Young'a. Myślałam, że chcą go zabić albo było inaczej. Oni chcieli go unieruchomić. Dwa wilki biegły w stronę naszego domu. Robiliśmy wszystko żeby im się wyrwać i je powstrzymać. Young wpadł w szał, zagryzł dwa wilki, które go przytrzymywały i pobiegł ci na ratunek. Nam też udało się wyrwać i pobiegliśmy mu pomóc. Yong dopadł jednego z nich i mało brakowało, a zabiłby trzeciego wilkołaka. Stado obcych wilków przegrało i uciekło w głąb lasu.- Ji Yong powiedział ostatnie zdanie szeptem. Wiedziałam, że czegoś mi nie powiedział.

-Ukrywasz coś przede mną Ji yong.- Chłopak spojrzał się na mnie smutnym wzrokiem. Nerwowo bawił się palcami.

-To stado... Inferorum. Stado Behemota. Ich odoru nie da się z niczym pomylić. Oni już wiedzą, że cię ukrywamy i nie dadzą ci spokoju. Zrobią wszystko żeby cię zabić tuż przed przemianą.- Byłam wkurzona jak nigdy. Wybiegłam z domu. To moja wina, to wszystko przeze mnie. Łzy wypływały z mych oczu strumieniami, przez co nie widziałam gdzie biegnę. Machałam rękami jakbym chciała przegonić niewidzialne stado komarów. Nagle zderzyłam się z kimś. Tak to na pewno był człowiek. Widziałam niewyraźny jego zarys przed upadkiem. Upadłam i tyłem głowy uderzyłam w jakiś twardy przedmiot. Zemdlałam.


Wataha KissUmiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz