1.

1.7K 68 3
                                    


Jasne promienie słoneczne wpadły przez szybę niewielkiego pokoju ulokowanego na drugim piętrze. Słońce było czymś rzadkim dla londyńczyków, dlatego każdy promyk był na wagę złota, jednak Zoe skrzywiła się widząc jasne światło padające na jej twarz. Przetarła zaspane oczy, po czym powoli podniosła się do pozycji siedzącej spuszczając nogi z materaca. Bose stopy muskały miękki dywan ułożony na środku pomieszczenia. Przeciągnęła się, po czym skierowała wzrok na cyfrowy zegarek ustawiony na nocnej szafce. Zbliżała się dziewiąta, a mimo tego nie czuła się niewyspana. Przeszła do okna, które wychodziło na ulice przed jej kamieniczką. Oparła się o ścianę i przez chwilę obserwowała mieszkańców Londynu, którzy wychodzili z dziećmi do przedszkola, wyprowadzali psy czy wracali z pobliskiej piekarni ze świeżymi, jeszcze ciepłymi wypiekami. Myśląc o pachnących bułeczkach posypanych cukrem, zgłodniała. Z oparcia obrotowego krzesła stojącego obok biurka chwyciła rozpinaną bluzę w kolorze wrzosowym i zakładając ją, wyszła z pokoju. Zostawiła za sobą uchylone drzwi, po czym przeszła przez korytarz i weszła do części dziennej, tak zwanego salonu, połączonej z niewielką kuchnią. Przy ladzie oddzielającą oba pokoje stała średniego wzrostu, szczupła kobieta. Jej włosy w kolorze złocistej pszenicy były niedbale związane w kok, pojedyncze kosmyki otulały jej twarz pozbawioną makijażu. Na nosie miała okulary w wąskich, czarnych oprawkach, które nosiła tylko do czytania. W jednej dłoni trzymała kubek z kawą, a w drugiej gazetę. Kobieta miała na sobie satynowy szlafrok w kolorze beżowym, który współgrał z jej koszulą nocną. Zoe uważała, że jej matka jest piękna, nawet bez makijażu i niedbałym kokiem. Biło od niej naturalne piękno, którego tak bardzo zazdrościła kobiecie. Wszyscy znajomi czy krewni mówili, że są do siebie podobne, lecz ona nie zauważała tego podobieństwa. Włosy Zoe były o dwa tony jaśniejsze, a oczy miała zielone. Po matce odziedziczyła delikatne piegi na nosie i policzkach oraz średni wzrost, który doskwierał blondynce. Zoe przeczesała włosy palcami, kiedy weszła do kuchni. Elizabeth oderwała wzrok od gazety i uśmiechnęła się czule, tak jak zawsze to robiła, gdy widziała swoją córkę.

-Co dzisiaj zjemy? –Zapytała dziewczyna otwierając lodówkę i oglądając jej zawartość.

-Kupiłam wczoraj truskawki i borówki, mogłybyśmy zjeść je z jogurtem i płatkami owsianymi. –Odpowiedziała kobieta zerkając na córkę znad gazety.

Zoe wyciągnęła z lodówki potrzebne produkty, po czym sięgnęła do szafki nad swoją głową, by wyciągnąć dwie kolorowe miseczki. Niemalże codzienne zaczynały tak samo dzień. Elizabeth z gazetą i kubkiem kawy, a Zoe przygotowywała śniadanie. Dziewczyna nieraz zastanawiałaby się, jak wyglądałyby poranki, gdyby miała pełną rodzinę. Czy wówczas tata przygotowywałby śniadanie? A może to on zaczynałby dzień od kawy i gazety? Albo wychodził do piekarni po świeże pieczywo? Za każdym razem wyobrażała je sobie inaczej. Niejednokrotnie myślała o tym, by zapytać Elizabeth, co robiłby jej ojciec, jednak kobieta nie mówiła wiele na jego temat, nawet, gdy Zoe pytała ją o niego. Kiedy dziewczyna zauważyła, że Elizabeth udziela lakonicznych odpowiedzi, stwierdziła, że mówienie o swoim zmarłym mężu musi być dla niej trudne, dlatego nie poruszała już tego tematu. Mimo to momentami nie mogła przestać o nim myśleć. Wyobrażała go sobie jako przystojnego, dobrze zbudowanego mężczyznę o jasnych, roztarganych włosach. Na pewno nie byłby urzędnikiem, bo znając swoją matkę, nie spodobałby jej się ktoś z tak nudną pracą. Marzyła, aby cofnąć czas i poznać swojego tatę, zanim ten odszedł.

-Zoe, słuchasz mnie? –Głos Elizabeth wyrwał ją z myśli. Kobieta zdjęła okulary i odłożyła gazetę na ladę. –Wszystko w porządku?

-Przepraszam, zamyśliłam się. Mogłabyś powtórzyć?

-Dzwonił Alexander, powiedział, że przyjdzie po Ciebie za godzinę.

Zoe ściągnęła brwi. Nie miała pojęcia, dlaczego jej przyjaciel dzwonił tak wcześnie, na dodatek do jej matki. Skończyła przygotowywać posiłek, po czym zaniosła dwie miseczki na drewniany, niewielki stół ustawiony w salonie tuż przy dużym oknie, gdzie mogła usiąść i poobserwować przechodniów lub po prostu zrelaksować się. Naprzeciwko niej usiadła Elizabeth, już bez okularów, dłonią odgarnęła kosmyki z twarzy i uśmiechnęła się do córki. Uważała, że jej matka ma przepiękny uśmiech. Idealnie proste zęby o śnieżnobiałym kolorze otoczone były pełnymi wargi, które kobieta malowała na jasnoróżowy kolor, który niezwykle pasował do jej jasnej karnacji. Odpowiedziała na gest, po czym nabrała na łyżkę soczystą, czerwoną truskawkę oblaną jogurtem.

Undivided. Shadowhunters story. [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz