32.

233 22 2
                                    

Krzątała się po pomieszczeniu wyginając palce we wszystkie strony świata. Mężczyzna obserwował ją od dłuższego czasu z delikatnym uśmiechem na ustach. W końcu podszedł do niej i chwycił za ramiona. Kobieta uniosła spojrzenie. Rozluźniła dłonie i westchnęła ciężko.

-Będzie dobrze. –Zapewnił ją.

-Jesteś pewien? W Gard będzie mnóstwo Łowców... -Przesunął dłońmi po jej ramionach.

-Ale to ja jestem Inkwizytorem. –Jego wzrok przeszywał ją na wskroś. –Liz. –Odezwał się łagodnie. –Wszystko będzie dobrze. Robię to dla naszej córki, pamiętasz?

-Pamiętam. –Opuściła głowę. –Po prostu nie chcę Cię znowu stracić. –Christian zaśmiał się.

-Nigdy mnie nie straciłaś.

Przytuliła się do niego, wciskając policzek w klatkę piersiową męża. Mężczyzna objął ją opierając podbródek na czubku jej głowy. To była szansa na scalenie jego rodziny. On, jego ukochana Elizabeth i ich córka, Zoe. W końcu odzyskał nadzieję na spełnienie jego największego marzenia.

Odsunęła się do niego, po czym rozprostowała szaty członków Clave, które Christian miał na sobie. Trzymając w dłoniach kraniec materiału uniosła wzrok i przypatrywała się twarzy ukochanego. Nie zmienił się nic od czasu, gdy po raz pierwszy ujrzała go w Instytucie. Wciąż miał te same oczy, najzieleńsze jakie kiedykolwiek widziała, a także ten sam szeroki, hollywoodzki uśmiech, którym ją oczarował. Mimo kilku zmarszczek i dodatkowych blizn, Christian był tym samym chłopcem, którym opiekowała się we wschodnim skrzydle i z którym odeszła z Instytutu. Teraz musiała patrzeć, jak odchodzi, tym razem bez niej.

-Czekaj na wiadomość od Sama. Wkrótce wszystko będzie dobrze, Liz.

Posłał jej ostatnie spojrzenie przed wyjściem. Uśmiechnęła się delikatnie, jednak wciąż odczuwała niepokój. W jej głowie rozbrzmiał głos Christiana. Będzie dobrze, Liz.

Od momentu otworzenia oczu, czuła ucisk w żołądku. To dziś odbywały się narady w Gard i podczas tego wydarzenia jej ojciec miał wykraść Kielich. To był szaleńczy pomysł, jednak jedyny, jaki do tej pory mieli. Zoe stworzyła kilkanaście scenariuszy w głowie, jednak żadnej z nich nie był w pełni zadowalający. W każdym z nich ktoś był narażony na niebezpieczeństwo. To sprawiało, że Zoe czuła, jak jej żołądek zaciska się w supeł. Podczas śniadania nawet nie mogła zerknąć w stronę jedzenia. Wypiła tylko szklankę soku pomarańczowego i wróciła do swojego pokoju. Cała drżała. Myśli nieprzerwanie krążyły wokół Kielicha i Christiana Moonlighta. Po raz setny błagała, aby wszystko poszło zgodnie z zamierzonym planem i aby ten koszmar miał szczęśliwe zakończenie dla wszystkich.

Usłyszała pukanie do drzwi, jednak nie odezwała się. Mimo to, drzwi uchyliły się. W progu ujrzała wysokiego, czarnowłosego chłopaka o jasnoniebieskich oczach. Miał zmartwioną minę. Kiedy Zoe kiwnęła głową, wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. Podszedł do przyjaciółki, która siedziała przy biurku. Nie wstając z krzesła, objęła chłopaka w pasie i przytuliła się do jego brzucha. Alexander pogłaskał ją po złotych włosach. Widział na śniadaniu, że coś trapi dziewczynę, jednak nie chciał poruszać tematu przy wszystkich. Dostrzegł także, że Nathaniel ją obserwuje, jakby wyczekiwał na jakiś ruch z jej strony, jednak ona żadnego nie wykonała. Czarnowłosy pamiętał, że dziewczyna nie tknęła jedzenia, wypiła tylko kilka łyków soku i odeszła od stołu. Ona natomiast walczyła ze sobą. Alexander był jedyną osobą, którą chciała teraz widzieć. Potrzebowała jego towarzystwa bardziej niż czegokolwiek innego. Czuła, że potrzebuje go bardziej niż powietrza. Chciała powiedzieć mu o powodzie jej zmartwień. O tym, że najbliższa doba zaważy na życiu ich obojga, a szczególnie jego. Nie mogła znieść tego, że Alexander jest nieświadomy tego, że w przeciągu następnych kilkunastu godzin może stać się Nefilim lub... Nawet nie chciała o tym myśleć. Czuła, jak gula w jej gardle rośnie i pcha łzy do jej oczu. Nie mogła płakać. Nie przy Alexandrze. Kiedy kucnął przed nią, wymusiła uśmiech. Nie był on przekonujący, ale czarnowłosy odwzajemnił go. Chciała mu przekazać, że jest lepiej. Nie mijało się to z prawdą. Jego obecność sprawiła, że zrobiło jej się odrobinę lżej na sercu. Położyła ręce na jego dłoniach, które ułożył na jej kolanach. Były ciepłe, zupełnie inne niż dłonie Nathaniela. Nathaniel. Miała wrażenie, że jej serce zatrzepotało skrzydłami jak ptak zamknięty w klatce. O tym też nie mogła powiedzieć przyjacielowi. Nie w tej chwili. Wiedziała, że prędzej czy później będzie musiała mu o tym powiedzieć, jednak w tej sytuacji chciała wierzyć, że będzie „później".

Undivided. Shadowhunters story. [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz