Rozdział jedenasty

270 28 1
                                    

Senshi napierali na trójkę zwiadowców i króla z kilkoma wojownikami. Ci odpierali wszystkie próby ataków. Atakujący zupełnie zapomnieli o tyłach, a tam ich pobratyńcy padali jak muchy.
- Zabijcie ich! Za... - dowódca senshich nie dokończył, ponieważ strzała Willa przeszyła mu krtań. Niestety, niedługo nacieszył się swym strzałem, bo jego król i przyjaciel był w niezłych opałach. Senshi otoczyli Horacea i porzucili swą zasadę "jeden naraz". Choć król był wytrawnym wojownikiem, nawet on niedałby rady tylu senshi. Właśnie jeden zamierzył się na plecy Horacea, gdy w jego nadgarstek trafił shuriken*. Zawył z bólu i wściekłości. Senshi odsunęli się od swego przeciwnika, a z lasu wyszła Raven. Pół twarzy miała w krwi, a płaszcz był w kilku miejscach pocięty. W jednym ręku dzierżyła katanę, a w drugiej gwiazdkę ninja.
- Od kiedy zachodzicie kogoś od tyłu? - jej głos był cichy i lodowaty. W pierwszej chwili wszyscy senshi odruchowo się cofnęli, lecz gdy zobaczyli, że to dziewczyna, zaatakowali. Raven i Horacey walczyli ramię w ramię. Senshi nie mieli szans. Walkę przerwał skowyt. Rycerze przedarli się przez początkowy atak, i zobaczywszy swego króla w niebezpieczeństwie, z nową siłą zaatakowali wroga. Im natomiast tych sił brakowało i bronili się coraz bardziej rozpaczliwie.
- Zabijajcie ich! Zabijcie króla! - darł się zastępca nichonskiego dowódcy, po czym sam zaszarżował na Horacea. Jego drogę przecięła (jego zdaniem) słaba dziewucha, która trzymała katanę.
- Jeszcze jeden krok i przebiję ci tchawicę. - spokojnie rzekła. Ten, całkowicie zlekceważywszy przestrogę, zaatakował. Jako dowódca kilka razy miał złe pomysły, lecz ten został jego ostatnim. Senshi, widząc, że ich dowódcę powaliła dziewczyna, chwilowo zapominając o niebezpieczeństwie, rzucili się na Raven. Mało lubili swego dowódcę, lecz ta chańba okryła cały oddział. Nim zdążyli dopaść swego przeciwnika, on zniknął (a przynajmniej tak im się wydawało) z powierzchni ziemi, po czym pojawił się obok dwóch zakapturzonych postaci i króla. Ci pierwsi trzymali naciągnięte cięciwy swych łuków. Drugi zaś drierżył swój oręż, który był prawie cały w krwi.
- Nie radzę. - rzekli jednocześnie. Nim senshi zdążyli coś odpowiedzieć, rycerze zaszarżowali na nich. To była nierówna potyczka, choć ludzie ginęli po obu stronach. Zwiadowcy tymczasem zniknęli w lesie.
- Co się dzieje? - spytał Gilan - Rav, wyglądasz jakbył brała udział w bitwie! - dodał, widząc pocharataną uczennice Maddy.
- Trafnie to ująłeś. - odparła wycierając swą katanę o trawę - Jak tam u ciebie? - dodała, pokazując czubkiem ostrza zakrwawiony bandaż.
- Nie najgorzej, choć mogłaś mnie lepiej zszyć. - odpowiedział z kpiącym uśmieszkiem.
- Nie chcę przerywać tej wymiany zdań, ale musimy wziąć nowe strzały i pomóc w walce. - przerwała im Maddy, a po zastanowieniu dodała
- Raven, zostajesz. - pokazując jej bandaże. Były całe zakrwawione, a w kilku miejscach pocięte. Uczennica westchnęła
- To, że mam pochlastany bandaż nie znaczy, że nie mogę wywijać kataną. - odrzekła - Idę z wami. - Tym razem zaprotestowali zwiadowcy
- Nie mamy ochoty mieć następnej o krok od śmierci. - rzekł Will głosem nie zgłaszającym sprzeciwu.
- Poza tym, możesz być dla kogoś kłopotem. - dodał Gilan. Raven spojrzała na wszystkich i westchnęła
- Dobrze, ale nie podoba mi się to. - odpowiedziała - Idźcie, jak zostanę z Gilanem. - dodała, patrząc na oddalające się postacie.

>>>---------->

Shuriken- gwiazdka ninja

ZwiadowczyniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz