1 Mecz piłki nożnej z Bacon Hills

1.7K 64 6
                                    

01xSąsiedzi

KIMBERLY

   Budzik zadzwonił równo o siódmej rano.
   Zerwałam się z łóżka, zakładając okulary na nos i pędząc na nieprzyjemne spotkanie z lustrem. Poranna toaleta była czymś okropnym. Patrzyłam na swoje lustrzane odbicie i widziałam przeraźliwie bladą, przestraszoną dziewczynę z ciemnymi worami pod oczami i maksymalnie splątanymi włosami. Rozczesywałam grube, blond kosmyki i miałam ochotę krzyczeć z bólu, kiedy szczotka wyrywała mi włosy. Później mycie zębów, ogarnięcie zmęczonej twarzy (choć żel oczyszczający nie przynosił zadawalających efektów), użycie dezodorantu w spreju, od którego zawsze się krztusiłam, i w końcu ubranie. Wygrzebałam z szafki jakieś w miarę luźne, powycierane dżinsy, które wyhaczyłam rok temu na wyprzedaży, i białą, za dużą bluzkę na krótki rękaw z wizerunkiem Davida Bowie. Naciągnęłam na stopy byle jakie skarpetki i zakładając puchowe kapcie po domu, spojrzałam w wielkie lustro w drzwiach rozsuwanej szafy. Chwyciłam za grzebień i zrobiłam sobie przedziałek po lewej stronie głowy, a moje włosy opadły swobodnie na ramiona. Ogarnęłam wzrokiem swój ubiór. Wyglądałam jak zawsze, nie przywiązywałam zbytniej uwagi do ciuchów, raczej do spakowanych podręczników szkolnych. Spojrzałam na moje chude ręce, wystające z rękawów wielkiej bluzki i westchnęłam.
   - Kim, śniadanie! - dobiegł mnie głos mamy z kuchni.
   - Idę! - odkrzyknęłam.
   Ostatni raz omotałam spojrzeniem swoje odbicie i chwytając plecak, wyszłam z pokoju, zamykając drzwi.
   Zbiegłam po schodach do kuchni, a mama postawiła przede mną miskę płatków owsianych z mlekiem.
    Tata siedział przy stole, na krześle obok mnie, czytając dzisiejszą gazetę i od czasu do czasu popijając czarną kawę.
   - Dzień dobry - powiedział, kiedy przysiadłam się do stołu i zajęłam moim posiłkiem.
   - Cześć - odpowiedziałam, posyłając mu promienny uśmiech.
   Jedząc, cały czas zerkałam na zegarek, który co chwilę zasłaniała mi mama, krzątająca się po całym domu, zapewne w poszukiwaniu kluczy, o których zawsze zapominała.
    Kiedy skończyłam śniadanie, zmyłam miskę i łyżeczkę, kładąc je na suszarce powyżej zlewu.
    Tata już sięgał po swoją teczkę, a mama, jak co rano, zastanawiała się, jakie korale by tu założyć.
    Wzięłam z podłogi swój plecak i pomaszerowałam do małego przedpokoju, gdzie założyłam krótkie, białe trampki.
   - Do wieczora! - zawołałam.
   - Cześć, kochanie - odpowiedzieli rodzice, a ja zabrałam klucze z żółtym bryloczkiem z szafki.
   Kiedy wyszłam na podwórko, po prawej stronie dostrzegłam Jacka Brewera, zajętego swoim smartfonem.
   Pewnie pisze z London, pomyślałam, jak bardzo za nią tęskni po dziesięciogodzinnej rozłące.
    Przewróciłam oczami, zatrzasnęłam furtkę i ruszyłam chodnikiem przed siebie prosto do szkoły.
    - Hej, Mądralińska! - usłyszałam za sobą i aż się we mnie zagotowało.
    Mimo to wcale się nie odwróciłam, ale upierdliwy Brewer już po chwili zrównał się ze mną i szedł tuż obok mnie.
    - Czego chcesz? - warknęłam, przyspieszając kroku.
    - Towarzystwa - rzekł, patrząc na mnie. - Chyba nie powiesz, że chcesz iść sama przez te całe, nudne..
    Włożyłam słuchawki do uszu i przestałam go słuchać, relaksując się przy piosence Dear God zespołu XTC. Słońce przyjemnie grzało mnie w plecy, a sylwetka budynku szkoły z każdym krokiem zaczęła robić się coraz wyraźniejsza.
   Ktoś z impetem wyjął mi słuchawkę z prawego ucha.
    - Ej! - krzyknęłam.
    - Czy ty w ogóle słyszałaś, co ja do ciebie mówiłem przez te pięć minut? - spytał spokojnie Jack, a ja wywróciłam oczami. - Tak myślałem - rzekł.
   Chciałam ponownie włożyć słuchawkę do ucha, ale Brewer złapał mnie za przegób i uniemożliwił mi to.
    - Co znowu? - burknęłam.
    - Wysłuchaj mnie przez chwilę, dobrze? - Ten spokój w jego głosie był iście wnerwiający, bo nie wiedziałam, czy mam być zła, czy się uśmiechnąć.
   Westchnęłam i wyłączyłam muzykę, patrząc na niego obojętnie ze skrzyżowanymi na piersiach rękami.
    - Tak więc mówiłem, kiedy chamsko mnie olewalaś, że - Musiał to dodać, pomyślałam. - jutro gramy bardzo ważny mecz z Bacon Hills i zaproponowałam ci uczestnictwo w dopingu.
   - Chyba śnisz - skitowałam i ruszyłam przed siebie, bo od szkoły dzieliło mnie jedynie dwieście metrów.
   Jack natychmiast mnie dogonił.
   - Hej! - oburzył się. - Nie każę ci być cheelederką!
   - Nie mam zamiaru ci dopingować, za nic w świecie - syknęłam.
   Uśmiechnął się nonszalancko.
   - Ach, no tak - odparł, mrużąc oczy. - Zapomniałem, że jesteś tak o mnie zazdrosna, że nie zniosłabyś London, rzucającej mi się w ramiona po naszej wygranej.
   Poczerwieniały mi uszy ze złości.
   - Chyba w..
   - ..moich mokrych snach, tak - dokończył za mnie, ale o wiele mniej agresywnie.
   - Odwal się! - krzyknęłam i prawie pobiegłam do drzwi szkolnych, trącając przy tym parę osób.
   Kiedy znalazłam się na pełnym korytarzu, z ulgą stwierdziłam, iż zgubiłam Jacka w tłumie. Doszłam do swojej szafki i schowałam do niej niepotrzebne podręczniki. W plecaku zostawiłam jedynie książki od języka angielskiego. Położyłam na dolnej półce swój telefon i słuchawki, aby przypadkiem nie zadzwonił w czasie lekcji, kiedy moich uszu dobiegło czyjeś wołanie:
   - Kim! - To była Grace, moja najlepsza przyjaciółka.
   Podbiegła do mnie i ucałowała w policzek na przywitanie.
   - Co teraz mamy? - spytała, lustrując wzrokiem wnętrze mojej szafki, usłane naklejkami piątek.
   - Angielski - odparłam, dokładnie sprawdzając czy wzięłam wszystkie notatki i pracę domową na lekcję.
   - Okej, spotkamy się w klasie - rzekła, zatrzaskując swoją szafkę. - Jeszcze skoczę do toalety poprawić makijaż.
   I odbiegła.
   Spojrzałam na dziesiątki kolorowych piątek w mojej szafce i w końcu ją zatrzasnęłam. Przerzuciłam plecak przez ramię i ruszyłam pod klasę, zastanawiając się, czy też powinnam się malować. Ostatecznie porzuciłam ten pomysł, myśląc, ile czasu by to zajęło. Starałam się nie myśleć o wielkich worach pod moimi oczami, kiedy siadałam w drugiej ławce, z której miałam najlepszy widok na tablicę, biorąc pod uwagę moją wadę wzroku. Zajęłam miejsce Grace obok siebie, kiedy wszyscy zaczęli wchodzić do klasy.
   Po chwili pojawiła się także Grace, a tuż za nią dreptała nauczycielka, z ponurą miną, w ramionach trzymając wczorajsze testy.
   Odwróciłam się w stronę tablicy i wyczekiwałam odgłosu dzwonka. Zadzwonił po paru sekundach, zwiastując początek pierwszej lekcji.
   Pani Fletcher wygładziła dłonią nasze sprawdziany i położyła je na biurku. Podeszła do tablicy i zapisała temat, który od razu, jako jedna z nielicznych, przepisałam do zeszytu. Nauczycielka nie odezwała się ani razu, odkąd weszła do klasy, co zwiastowało tylko jedno - test poszedł beznadziejnie.
   Westchnęła, porwała w ręce tuzin pomazanych czerwonym długopisem kartek i rozpoczęła swą przechadzkę po klasie. Jak zwykle zaczęła od lewej strony, toteż wyczekiwałam swojej oceny ze skurczonymi wnętrznościami.
   Spojrzałam na Grace, która pisała z kimś SMS, trzymając komórkę pod ławką. Przez chwilę wpatrywałam się w jej wiadomości.

SąsiedziOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz