6 Uczucie do Kimberly Crawford (UKC)

1.6K 37 0
                                    

06xSąsiedzi

KIMBERLY

   - Nie wpłynie to korzystnie na twoją aktualną sytuację - mam nadzieję, że zdajesz sobie z tego sprawę.
   Zagryzłam dolną wargę, zaczepiając się palcami o siedzenie.
   - Absolutnie.
   Krew, spływająca stróżką po twarzy Morgana, skapnęła na szare kafelki tuż obok mojej stopy, o mało nie zahaczając o białą podeszwę trampka.
   Gdy pod swoim roztrzęsionym spojrzeniem odnalazłam intensywnie ciemny brąz, od razu zerwałam się z krzesła. Prawie pociągnęłam je za sobą, z trudem odczepiając od niego zbielałe na knykciach dłonie.
   - Jack - wyszeptałam współczująco, a może przepraszająco - nie wiem, naprawdę, wtedy emocje robiły mi wielgaśną papkę z mózgu, (taką, jaką podają na stołówce podczas lunchu) - ale on tylko wyminął mnie bez słowa, uderzając lekko swoim ramieniem o moje.
   Byłam wtedy tak zrozpaczona i w efekcie bliska płaczu, że nawet tak delikatny wstrząs moim ciałem spowodował wypłynięcie łez ze spojówek i wkroczenie na moje blade z przerażenia policzki.
   Nie chciałam, żeby tak to się skończyło, nie chciałam źle!
   Pragnęłam tylko idealnej sukienki, idealnej muzyki i idealnego partnera, którego nie mogłam mieć, a tak bardzo o niego w głębi duszy zabiegałam. Wcale od nikogo tego nie żądałam, niczego nie oczekiwałam - wiedziałam, że nie mogę tego mieć. I wiedziałam również, że Ben Morgan nie da mi spokoju po tym, co planowałam zrobić, a mimo to dopuściłam się tego czynu, niszcząc wszystko wkoło. Wszystkim był wtedy on - brunet o oczach smutnych jak nocne niebo pozbawione gwiazd. A ja byłam tą, która tych gwiazd go pozbawiła.
   Gdy usłyszałam, jak Ben prycha drwiąco za moimi plecami, otarłam szybko twarz rękawem bluzy, pozbywając się łez, i odwróciłam się do niego gwałtownie. Chciałam wtedy krzyknąć, że to jego wina, że przez niego wszystko się zawaliło, że to tylko z jego powodu płakałam. Ale tak naprawdę wszystko zawaliło się już dawno, a on tylko utwierdził mnie w tym fakcie i właśnie dlatego roniłam łzy z oczu.
   Nie powiedziałam nic, kiedy spojrzał na mnie poważnie, jakby jednak zrozumiał, co przed chwilą się wydarzyło. Po prostu odeszłam bez słowa, pozostawiając go sam na sam z jego wielkim ego.

   Chciałam opowiedzieć o wszystkim Grace, ale gdy na ostatniej lekcji zapytała mnie, "co wydarzyło się u Smitha", stwierdziłam, że nie pisnę ani słówka. Jack na pewno widział się już i z Grace i z Jerrym po zaszłym incydencie i najwyraźniej nie powiedział im nic na ten temat. Więc tym bardziej nie powinnam robić tego ja. Gdyby Jack chciał podzielić się z kimś relacją ze swojego spotkania twarzą twarz z dyrektorem szkoły, na pewno dawno by to zrobił. I pierwszymi osobami jakie by zawiadomił na sto procent byliby właśnie Jerry i Grace. Bo komu innemu mógłby w pełni zaufać? London Parrish? Chyba w moich najgorszych koszmarach. Jednak w tej bolesnej sprawie poczuł, że nie może podzielić się prawdą nawet ze swoimi najbliższymi przyjaciółmi.
   Przez cały czas trwania lekcji nie mogłam się ani przez chwilę skupić. Rozmyślałam, co powiedziałabym Grace o tym wszystkim, gdybym oczywiście mogła. Tak naprawdę chyba nie dowiedziałaby się niczego nowego - palnęłam jakieś głupstwo, Ben, który szedł ze mną na bal maturalny (jak się okazało wszyscy w szkole nie wiadomo skąd o tym wiedzieli), nie pohamował emocji i trochę za bardzo wczuł się w odgrywanie roli damskiego boksera pod delikatną postacią i gdy nie wytrzymał już z nerwów, bo (należy pamiętać) powiedziałam mu coś niestosownego, popchnął mnie nieświadomie na szafki. Tak, i wtedy do akcji wkracza Jack, który (też nie wiem skąd!) nagle pojawił się tak blisko nas, że zdążył uchronić mnie i moje biedne ramię przed stłuczką z drzwiami szafki i gratisowo podłogą, a do tego wysadzić Benowi z pięści prosto w nos. Naprawdę - mistrzostwo.
   Tak wyglądał zarys tej historii ułożony przez uczniów i krążące po korytarzach plotki. Wiele rzeczy okazało się prawdziwych, nie zmyślonych (jak się spodziewałam). I zapewne podobną wersję podałabym Grace, z jedną zmianą - Morgan zachował się jak ostatni podlec, a nie po prostu "przypadkiem" puściły mu nerwy.
   Więc czy powiedziałabym przyjaciółce coś nowego, istotnego, o czym jeszcze nie miała pojęcia? Co wydarzyło się u Smitha? - to świetne pytanie. Jack wszedł do jego gabinetu bardzo zdeterminowany i gotowy do kłótni, a w jego oczach lśniły iskierki. Cała jego sylwetka wydawała się bardziej sprężysta niż zazwyczaj. Siedział u dyrektora przez bite pół godziny, gdy ja pięć-siedem minut, zaś Ben około piętnaście. Wyszedł z miną tak zaciętą i z wyraźnie skierowanymi do mnie argumentami winy, że aż poczułam wielki głaz spadający mi prosto na serce.
   Jednak dla mnie istniało jeszcze jedno istotne pytanie, na które bardzo chciałam znać odpowiedź. Dlaczego Jack rzucił się na Bena?
   Dlaczego Jack stanął w mojej obronie?

SąsiedziOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz