R6

353 57 58
                                    

Na początku chciałabym zadedykować ten rozdział paru osobą, które były i są ze mną i moimi książkami od początku.
Dedkuję tę część:
Aliienka
juliajacksonn
Klaudusia514
xdshxy
OlaMroch
Dziękuję wam z całego serduszka! <33
A teraz zapraszam do rozdziału:
******************************
... -No proszę, to w ramach przeprosin. Zgódź się, bo będe myślał że mnie nie lubisz...-zrobił te swoje maślane oczka, przez które prawie się rozpłynęłam i lekko spuścił głowę. Zaczęłam się śmiać, po czym poklepałam Michaela po ramieniu i powiedziałam:

-No przecież cie lubię...bardzo-szkoda tylko, że nie wiesz jak bardzo- dopowiedziałam sobie w myślach i kontynuowałam-okeej, skoro to ma być tylko sukienka w ramach przeprosin to się zgadzam-posłałam mu uśmiech i już miałam odchodzić kiedy usłyszałam tylko ze strony Michaela:

-Jennifer! UWAGAAA!!!

Po tym widziałam już tylko ciemność...

Michael:

Nie widziałem Jenny praktycznie przez cały dzień od wylądowania. Tamte chwile w samolocie były...były...no jakby to ująć takie niesamowite, niee one były MAGICZNE!
Gdy już udało mi się ją znaleźć pod czas tej całej bieganiny na planie, to niestety tylko na króciutką chwilę, boo... no właśnie, pewnie zapytacie czemu krzyczałem do Jennifer
,,UWAGA"? O tuż gdy tak sobie razem przyjemnie rozmawialiśmy, a raczej to ja błagałem ją żeby przyjęła tą sukienkę w ramach przeprosin, bo to w końcu przez mnie wylała tą kawę i poplamiła sobie ubranie, bo jak to ja żartowniś od siedmiu boleści musiałem zakraść się do niej od tyłu i ją wystraszyć. Taaa, ja raczej nigdy nie dorosnę,ale nie przedłużając, gdy już miała odchodzić, właśnie wtedy zerwał się jeden z reflektorów oświetlających miejsce pracy aktorów. Gdy zorientowałem się, że na kablu, na którym udało mu się jeszcze utrzymywać leci w naszą stronę, krzyknąłem do Jenny ostrzegając ją, ale była niestety zbyt daleko bym mógł ją odepchnąć. I tak właśnie, niby nic nie winne ,,światełko" uderzyło w tył głowy mojej ciemnowłosej księżniczki...mówiłem, że będę ją tak nazywać, no ale ciii, bo nie może się dowiedzieć.
Gdy Jennifer leżała nie przytomna, przez chwilę ogarnął mnie szok, nie wiedziałem co robić.
,,Ohh Michael ogarnij dupe i zrób coś! Ona leży tu nie kontaktując z rzeczywistością i potrzebuje twojej pomocy, a ty stoisz jak taka oferma! No dalej!"-karciłem się w myślach i w końcu udało mi się jakoś otrząsnąć i ruszyć jeszcze przed chwilą sparaliżowane ciało. Podbiegłem do niej i lekko potrząsając jej nie ruchomym ciałem, prawie krzyczałem w jej stronę:

-Jenny! Halo! Jenny! Słyszysz mnie?! Wstawaj! Obudź się!- gdy zorientowałem się, że to nic nie daje i raczej, a raczej na pewno potrzebny jest lekarz, gwałtownie kręciłem głową oglądając się za plecami w poszukiwaniu Franka, ale nigdzie go nie było.

Moje źrenice powiększyły się, a tęczówki przepełnił ciemny, głęboki kolor strachu, serce zaczynało z każdą sekundą bić co raz szybciej, ciało przeszyły ogromne dreszcze. Znów na nią spojrzałem...przecież muszę coś zrobić, nie mogę jej tak tu zostawić na pastwę losu i uciec, nie jestem taki, nie jestem zimnym draniem bez serca...zacząłem krzyczeć, tak głośno żeby każdy kto przebywał właśnie na tym cholernym planie mnie usłyszał:

-Pomocy! Lekarza! Ona jest nie przytomna! Ludzie pomóżcie!-darłem się w niebo głosy, ale nikt nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Dlaczego? Dlaczego ludzie tacy są? Czemu przechodzą obojętnie?
Zasypywałem się tonami pytań, rozglądając się jeszcze w koło z nadzieją, że może jednak znajdzie się ktoś kto ma jeszcze w sobie serce i chociaż postara się mi pomóc. Nie wiem choćby zawiadomić pogotowie, cokolwiek, ale nie, nikt nie podszedł, nikogo nie interesowało życie dziewczyny, nikogo prócz mnie.

Moje zamglone od smutku i strachu oczy przepełniły się łzami, które zaczęły spływać po chłodnych policzkach jedna po drugiej.

Bez zastanowienia chwyciłem Jennifer jedną ręką za plecy, a drugą pod kolana. Podnosząc ją, na podłodze zobaczyłem tylko małą plamę krwi.
Spojrzałem na nią jeszcze raz, mimo zamazanego obrazu, który miałem wtedy przed oczami, udało mi się dojść bez żadnych komplikacji do limuzyny.
Dalej trzymając Jenny w swoich objęciach wsiadłem do ciemnego pojazdu i zachrypniętym głosem rzekłem do mojego szofera, a zarazem dobrego przyjaciela:

-Jedź

-Do kąd?- odparł Jerry, dając mi do zrozumienia, że nie za bardzo wie o co mi chodzi.

Jednym ruchem dłoni wskazałem mu kierunek, w którym ma się udać, po chwili byliśmy już w drodze do...

DZIEŃ PÓŹNIEJ

Jennifer:

Obudził mnie niesamowicie pulsujący ból głowy. Odruchowo chwyciłam się za nią co przysporzyło mi tylko dodatkowego obrzmienia.
Pod palcami poczułam jakiś dziwny materiał, w dotyku przypominający bandaż.
Nic nie pamiętałam, nie wiem co się stało, nie wiem nawet gdzie jestem.
Duży, przestronny pokój, na ścianach obrazy (głównie natura), różnego rodzaju zdobienia i złocenia. Łóżko, ogromne, mogłoby się na nim pomieścić co najmniej cztery osoby, w dodatku takie miękkie i wygodne jak dla...jak dla jakiegoś księcia! Moją uwagę przykuły również wielkie okna zasłonięte białymi i wiśniowo czerwonymi zasłonami, opadającymi falami na podłogę wyłożoną przyjemnym w dotyku dywanem, właściwie cały pokój był w takiej tonacji kolorów.
Przynajmniej wiem, że to napewno nie jest szpital ani plan filmowy.
Przeszłam się po pomieszczeniu i mimo przymglonego widoku przez migrenę dostrzegłam przejście prowadzące chyba do salonu.
C

hwiejącymi ruchami udałam się w jego stronę, zaraz na przeciwległej ścianie do mnie stał ogromny regał z książkami? Nie wiem, przez mgłę przed oczami i przeszywający czaszkę ból nie mogłam z daleka zbyt dużo dostrzec, podeszłam bliżej.
Chwila! To nie są książki! To są...CO? Cały regał, po brzegi wypełniny płytami CD i kasetami z bajkami Walt'a Disney'a? WOW! To jest pokój jakiegoś dziecka, albo ktoś jeszcze nie do końca dorósł i ma obsesję na punkcie bajek animowanych.

Przyglądając się wszystkim tym płytą poczułam większy napływ bólu w głowie, a salon zawirował mi przez chwilę przed oczyma.
Bezwładnie opadłam, na moje szczęście na jeden z fotelów obitych czarną, lśniącą skórą.
Gdy mogłam już jakoś otworzyć oczy, miałam je ciągle przymrużone. Ból był tak silny, że nie mogłam normalnie patrzeć, nie miałam siły podnieść wyżej powiek, a mrzawka która zasłaniała mi większość obrazu, utrudniała bezpieczne poruszanie się.
Postanowiłam, dla własnego dobra zostać na tym fotelu i postarać się nie zrobić sobie krzywdy przez chwilowe zawroty głowy i wtedy właśnie rozległo się pukanie do drzwi...

******************************
No i jestem z kolejnym! ;*
Rozdział bardziej opisowy, no ale...taki miał być :D
MIŚKI MOJE KOCHANE!
Mam nadzieję, że wam się spodoba! ;)
Tak wiem jestem okropna, czekaliście dosyć długo, a ja jeszcze urywam w takim momencie ;p HA HA musze was trochę potrzymać w niepewności ;*
Jak myślicie gdzie przebywa teraz Jenny i kto zapukał do drzwi pokoju? ;)
Piszcie swoje podejrzenia i co dla mnie BARDZO WAŻNE SWOJE OPINIE W KOMENTARZACH ;) to naprawdę motywuje! ;)
Dziękuję za taką aktywność przy poprzednim rozdziale i mam nadzieję, że tu będzie taka sama, a nawet i więkasza
;*
Pamiętajcie
Czytasz=komentarz+gwiazdka=wielka motywacja i szczęście dla mnie ;) będe i jestem wam za to wszystko naprawdę wdzięczna ;)
Uff ale się rozpisałam haha ;p no już ide sobie ;*
Do next'a KOCHANI! <33

You are Not alone ~MJ~ ||ZAWIESZONE||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz