Jennifer:
Moim oczom ukazał się wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna o blond włosach i grzgywce lekko opadającej na czoło.
Moje tęczówki wypełnił strach, źrenice powiększyły się, a serce z przerażenia o mało nie wyskoczyło z klatki piersiowej.-No, no kogo my tu mamy- odezwał się, a w mojej głowie zaczęły rodzić się same czarne scenariusze.
-Przepraszam, śpieszę się- odsunęłam się od jego ciała i chciałam jak najszybciej pójść dalej, uciec od tego "psychopaty", poprostu zniknąć i wyjść z tego cało.
Jednak gdy tylko niepewnie wysunęłam nogę w przód, ten zastawił mi drogę swoim rozbudowanym ciałem.
Chwytając kurczowo moje nadgarstki i uniemożliwiając im jakikolwiek ruch.
Ułożył swoje usta w ten obleśny uśmieszek, po czym przysunął się bliżej mojej twarzy, tak abym mogła poczuć jego niezbyt świeży oddech i wyszeptał cicho:-Ależ do kąd to moja ślicznotko? Jesteś mi coś winna, pamiętasz?
-Zostaw mnie Ty zboczeńcu!- próbowałam się wyrwać, jednak na próżno. Jego dłonie na moich nadgarstkach zacisnęły się jeszcze bardziej, a już po chwili w moich uszach rozbrzmiewał jego szyderczy śmiech.
Spojrzał na mnie wzrokiem pełnym pożądania i dalej śmiejąc się, powiedział:
-A więc tak chcesz się bawić?
Zlustrował moje ciało w każdym najmniejszym milimetrze, dosłownie pożerał je wzrokiem.
Bałam się, nie wiedziałam co robić...Boże ratuj!
Po krótkiej chwili wgapiania się w mój dość spory dekolt, zwinnie odwrócił moje ciało tyłem do siebie i stosując "chwyt policyjny" pchnął do przodu.
Wydałam z siebie tylko cichy jęk bólu, oczy znów się przeszkliły, a zaraz po tym spod powiek zaczęły spływać małe, przezroczyste kropelki.
Czemu tu nikogo nie ma?!
Do cholery!
Czy w tej pieprzonej posiadłości nie ma żadnych ludzi? Ochroniarzy? Nikogo kto by mógł tędy przechodzić?
Nawet zwykłej sprzątaczki?!
Kurwa!
Jak zwykle, ja i to moje pierdolone, opaczne szczęście...Chciałam wołać o pomoc, krzyczeć, drzeć się w niebo głosy, ale nie mogłam...nie dawałam rady.
Jakby wszystko ugrzęzło w jednym miejscu i nie mogło wydostać się na wolność.Dotarliśmy do jakiś drzwi, nie wiem gdzie jesteśmy, nigdy nie byłam w tej części domu.
Właściwie to nie byłam nigdzie oprócz pokoju, zdaje się Michaela i korytarza.Poczułam jak lekarz na chwilę uwalnia moje ręce z uścisku i podchodzi do drzwi wsuwając w ich zamek klucze.
,,Jennifer masz okazje, uciekaj! No uciekaj Jennifer! Na co czekasz? Biegnij! No dalej!"- myśli same nachodziły do głowy.
To co działo się wtedy w moim umyśle, było nie do opisania...ale piekło miało się dopiero rozpętać.
W końcu udało mi się otrząsnąć sparaliżowane strachem ciało i wykorzystując chwilę, rzuciłam się do ucieczki.
Niestety, nie dobiegłam zbyt daleko, już po kilku krokach niemiłosiernie trzęsących się nóg poczułam jak masywne ciało blondyna opada na moje plecy z niesamowitą siłą.
Upadłam przygnieciona twarzą do podłogi wyłożoną ciągnącym się w nieskończoność puprpurowym dywanem, a na mnie On...ten pieprzony doktorek.
Po moich policzkach znów zaczynają sączyć się łzy.
Z błyskawiczną siłą dociera do mnie, że to koniec.Wszystkie możliwe nadzieję umarły.
CZYTASZ
You are Not alone ~MJ~ ||ZAWIESZONE||
FanfictionJennifer, mimo trudnej przeszłości stara się żyć jak każda normalna dziewczyna. Razem z najbliższą przyjaciółką Amber, poświęca się swojej największej pasji jaką jest aktorstwo. Chcąc spełnić marzenia, próbuje swych sił w castingu. Nie ma pojęcia...