11

88 13 2
                                    

Z samego rana, Job poszedł do miasta.
Sally została w domu i robiła śniadanie.

***

- Dzień dobry, po proszę poranną gazetę i to czasopismo! - szybko powiedział Job do kioskarki.

- Już, proszę!

Dobra, to już wszystko. Mam tego z cały plecak. O kurwa! Ale ciężkie.

Job ruszył w stronę domu. Szedł ulicą, gdy zobaczył coś niespodziewanego.

JEGO MATKA

Boże, tylko nie to! Mało mi tych wszystkich kłopotów?! Muszę szybko pobiec do Sally. Co ona tu do cholery robi?!

Zobaczył wysoką, chudą kobietę ubraną w czarną, krótką sukienkę i okulary. Miała spięte w kok włosy koloru czarnego. Do tego czerwone szpikli i żakiet. Tak to mama Joba która właśnie wróciła z Londynu. Ale po co?! Nigdy nie interesowała się Jobem. Tylko przesyłała mu co miesiąc 100 euro. Około 500 złotych.
Ona, nie tolerowała chodzenia

Job biegł z gazetami ulicą, gubiąc je po drodze. Jego bązowe włosy powiewały na wietrze. Za 5 minut był pod domem. Wparował przez drzwi i krzyknął:

- Jakby co to jesteś moją koleżanką ze szkoły do której dalej chodzę. Normalnie nazywasz się Sally i mieszkasz w tym mieści ok?!

- No dobra, ale co się dzieje?!

- Moja matka przyjechała.

- Aha, a to takie straszne?

- Niestety tak, bo ona nie toleruje ,,chodzenia z dziewczyną" ona chce żebym został duchownym.

- Kim?!

- No inaczej księdzem albo zakonnikiem. Mam wyjebane...

- Uuuu, no dobra, jestem koleżanką ze szkoły. I się razem uczymy.

Job poszedł posprzątać w pokoju, a Sally kończyła jeść śniadanie. Wszystkie gazety, schowali na strychu a sami poszli do pokoju się ,,uczyć".

- Job! Niespodzianka! Jesteś? - przyszła matka Joba, Angelina. Była około czterdziestki, ale wyglądała na 30 lat.

- Mama?! - powiedział udawając zdziwionego - Hej! - krzyknął i przytulił wysoką kobietę.

- No cześć, co tam u ciebie? - zapytała i zdjęła swój długi czerwony płaszcz.

- No dobrze, właśnie jest u mnie koleżanka i tłumaczę jej matmę, bo nic nie rozumie. Jest na górze w pokoju. - powiedział szybko.

- Aby na pewno tylko ją uczysz? - zapytała przewrażliwiona matka.

- Co ty!? W życiu, nic nie doszło między nami a tak w ogóle to dopiero przyszła.

- Aha... Hm, a nie powinniście być w szkole.

- No... Nie bo my... No dzisiaj mamy wolne, bo w szkole są teraz olimpiady.

- A ty nie bierzesz w nich udziału?! Zawsze jeździłeś na olimpiady.

- No tak, ale akurat były tylko z historii i geografii a o tym nie mam zielonego pojęcia. - Job zrobił się taki czerwony, że musiał się odwrócić.

- No dobra...

- Mamo? A tak ogólnie to po co ty przyjechałaś?

- Mam rozwiązać sprawę na temat napadu i obrobienia pustego domu w naszym mieście. Prawdopodobnie doszło także do zabójstwa dwóch osób. Chyba o tym słyszałeś?

- No tak. Dobra ja idę na górę i zaraz do ciebie zejdziemy. - powiedział i szybko pobiegł na górę.

Jego matka była detektywem kryminalnym i pracowała w Londynie. Miała tam swój biznes i nieźle zarabiała. Rzadko przyjeżdżała do Mirgion.

Job wbiegł do pokoju i krzyknął:

-

Sally, mamy problem...

***

Rozdział do maratonu nr3

Sama ~ ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz