12

92 14 5
                                    

- Sally, mamy problem...

- A co?!

- Ona rozwiązuje twoją sprawę! Szuka poszlak na temat twojego ojca i matki i domu... - powiedział Job i usiadł na łóżku.

- To chyba dobrze? Zrobi robotę za nas.

- Nie, panno Madison. Twoje wspaniałe nazwisko doprowadzi ją do ciebie, Sally.

- Uuuu no tak... Co teraz?!

- No właśnie: CO

***

Dlaczego Job'owi zależy na Sally? Czy on tylko ją kocha? Tak, zauroczył się ale w głębi serca zależy mu też na czymś jeszcze...

***

Pół godziny potem rozpadało się. Wiał porywisty wiatr i było naprawdę zimno. Z niewinnego deszczyku zrodziła się prawdziwa burza.

***

- Mam pomysł, ale taki tymczasowy - Powiedział Job do Sally.

- No?

- Teraz pada, ty jesteś tutaj a twój ,,dom" jest na drugim końcu miasta, nie masz zamiaru iść przez tą burzę, nie ma kto po ciebie przyjechać, zostajesz na noc u mnie, ale raczej nie w moim pokoju. Tyyyle.
A i jeszcze nie masz na nazwisko Madisson, ale np. Samon. O tak będziesz Sally Samon!

- Dobra, to chodźmy do twojej mamy! - zaproponowała Sally

Job poszedł pierwszy, a Sally za nim. Zeszli ze schodów i skierowali się do kuchni, gdzie siedziała Angelina.

- Cześć mamo, to jest Sally, Sally Samon. Uczymy się na górze.

- Cześć, Sally... Job, zrób nam herbatę. - powiedziała milutko kobieta - Ja jestem Angelina, mama Joba.

- Dzień dobry. Widzę że jest pani zajęta... Co się w tym domu stało? - zapytała nieśmiało Sally, patrząc na przeglądającą zdjęcia jej domu Angelę.

- Wiesz drogie dziecko, to ochydna sprawa. Ojciec rodziny wrócił z Los Angeles gdzie pracował na czarno w pubie hazardowym. Miał żonę i córkę. Obydwie zniknęły. Prawdopodobnie zostały zamordowane przez pracodawcę pana Madisona. Był wściekły, bo jego pracownik chciał odejść z czarnej roboty. Trudna sprawa - kobieta mówiła tak szybko, jak prowadzący na licytacji.

- O Boże... - jęknęła Sally - tragedia...

- No a dzisiaj policja poszukuje ciał tych kobiet. Napewno posłużą się psami. One wyczują zapach ciała nawet na głębokości 4 metrów. Są w tym dobre.

- To ciekawe, ale może porozmawiajmy na inne tematy - powiedział nadchodzący z herbatą Job.

- Masz rację, synu. Nie powinnam dużo mówić na ten temat.

- O właśnie proszę pani, bo po mnie nie ma kto przyjechać a jest straszna burza i...

- Rozumiem, możesz zostać, mamy trochę miejsca w salonie. Ja śpię w sypialni więc nie będzie problemu droga Sally.

- Bardzo pani dziękuję, kiedyś się odwdzięczę - uśmiechnęła się Sally i zapytała gdzie toaleta. Gdy otrzymała odpowiedź, udała się tam. Matka i syn zostali sami. Angelina zapytała się Joba:

- Hmm... Miła dziewczyna, a czyżby nic cię z nią nie łączy? - zapytała podejrzliwie.

- Raczej nie, ale sam przyznam że jest sympatyczna. Pozwolisz że pójdę już do siebie?

- Idź, tylko nic nie kombinuj z Sally.

Job poszedł na górę. Za parę minut Sally weszła do pokoju mówiąc po cichu:

- No to jestem trupem...- mówiąc to zaczęła lekko płakać

- Nie mów tak - Job przytulił Sally i mocno ją pocałował w czoło. W tedy do pokoju weszła Angelina...


Sama ~ ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz