Błagam, nie zostawiaj mnie

69 6 0
                                    

Weszłam powoli do sali 8, gdzie była filozofia. Zajęłam jedyne pozostałe wolne miejsce; wszyscy rzucają się na swoje ulubione. Co zmienia fakt, gdzie siedzę? Na szczęście nikt nie siedział obok mnie. Zaczęłam się zastanawiać nad tym, dlaczego i kiedy tak się osamotniłam. Z tych rozważań wyrwał mnie dźwięk mojego nazwiska. Lista obecności, jak przypuszczałam.
-Jestem - nie usłyszałam salwy śmiechu, czyli trafiłam. Czasem naprawdę łatwo się wyłączam
-Czy dobrze się czujesz? - zapytał z troską nauczyciel - Wyglądasz blado...
-Tak, wszystko w porządku.
-Dobrze - i zaczął sprawdzać dalej.
Ale łatwo przekonać ludzi. Ukryć smutek. W rzeczywistości czułam się bardzo źle, było mi słabo.
Gdy zaczęłam się izolować ludzie pytali mnie, co się stało. Mówiłam, że nic wielkiego. Wierzyli w to. Ja po prostu straciłam resztki sił przeznaczonych na trzymanie szczęśliwej maski.
Dlaczego wszyscy mają być szczęśliwi? Czemu smutek jest czymś złym?
W jednej chwili napadły mnie myśli związane z przeszłością. Kiedyś nie miała dla mnie większego znaczenia. Obecnie cały czas mnie prześladuje. To nie miejsce na żalenie się.
Jestem dziwna - hipiska z depresją. Oryginalnie.
Wyciągnęłam ukradkiem telefon. Wyświetlacz pokazał: 1 wiadomość od: B <3
Otworzyłam ją szybko.
"Jest w szpitalu. Tu tata."
Musiałam jakoś się do niego dostać. Jak szybko trafić do szpitala? Stracić przytomność. Albo zwolnić się i zaimitować chorobę, a następnie wsiąść w autobus jadący pod szpital. To by było okay. Nigdy nie byłam na wagarach, ten durny pomysł wydawał mi się dobry.
Reszta lekcji upłynęła niesamowicie szybko. Gdy tylko zabrzmiał dzwonek poszłam do pokoju nauczycielskiego do wychowawczyni. Zwolniła mnie. Udając schorowaną poszłam do szatni, po czym opuściłam budynek. Gdy tylko wyszłam poza teren szkoły zaczęłam szybko biec. Akurat podjechał autobus. Wsiadłam, skasowałam bilet i zajełam pierwsze wolne miejsce jakie ujrzałam.
Już kilkanaście minut później byłam na informacji szpitala. Pielęgniarka zaprowadziła mnie do odpowiedniego pokoju. Wpadłam tam szybko, gdzie ujrzałam mojego ukochanego leżącego na łóżku szpitalnym. Spał lub był nieprzytomny... Dookoła niego było mnóstwo urządzeń, o których nie miałam pojęcia. W sali nie było nikogo więcej, widocznie rodzice musieli wrócić do pracy. Usiadłam na białym krześle koło łóżka. Ujełam jego wysuszoną dłoń.
- Dzień dobry kochanie -jego powieki delikatnie się uniosły
- Skarbie... ja... przepraszam - wydukał z trudem dławiąc się powietrzem
- Ale za co? - coś wyraźnie wisiało w powietrzu, każdy laik by zauważył
- Już nie mogę... Kocham Cię... -  przy tych słowach jego głową podniosła się o kilka centymetrów do góry, po czym gwałtownie opadła
- Kochanie... Mam tylko Ciebie. Błagam, nie zostawiaj mnie. 'Umrę jeśli odejdziesz'*
Aparatura zaczęła piszczeć, rodem jak z seriali. Ta sytuacja była naprawdę żałosna.
- Nie! - krzyknęłam - Nie! - przytuliłam się do niego i zaczęłam rozpaczliwie płakać
Przybiegły pielęgniarki.
·····················
*Wiersz Haliny Poświatowskiej

Life is for happy peopleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz