Rozdział V

3K 250 44
                                    

Stałam od około godziny po środku gabinetu hokage, gapiąc się na śnieżną zawieję za oknem i marząc, by się tam prędko znaleźć. Tak, już dowiedziałam się niefortunnie, kim jest babunia Tsunade. Blondynka siedziała przy biurku przede mną, zawalonym ogromnymi stosami papierów i spisywała moje dane. Na początku wydawała się być zirytowana zaistniałą w sklepie sytuacją, jednak po krótkiej rozmowie ze mną rozluźniła się i zmieniła nastawienie na nieco bardziej przyjazne. Celowo odwracałam od niej wzrok, bo pierwszym, do czego lgnęły moje oczy było jej ekhem... porządne wyposażenie.

Mimo to patrząc na nią, widziałam zatroskaną matkę wszystkich mieszkańców Konoha, dążącą do zapewnienia im jak najlepszego domu. Jej zapracowane ręce imponowały mi swą siłą i jednocześnie opanowaniem, gdy musiała przyjąć kolejną smutną wiadomość, a jej serce ukrywane za pokaźnym biustem świadczyło o wielkiej miłości do swej wioski. Tsunade-sama w niczym nie przypominała Raikage czy Tsuchikage. Jej znamię na czole mówiło o mądrości, a bystre, brązowe oczy o sile psychicznej. Samą swoją posturą i mocnym głosem budziła we mnie należny jej respekt. Widziałam w niej dobrego przywódcę, który zrobi wszystko dla dobra swojej wioski.

Hokage wyprostowała się w krześle, dając mi niemy sygnał o skończeniu pracy. Cholera, w końcu. Siedziałam tu już dobre kilka godzin. Skinęłam głową, odwracając się do wyjścia.

- Zaczekaj. - pod wpływem jej silnego głosu, w którym zabrzmiała nutka troski przykmnęłam oczy. Chciałam jak najszybciej wydostać się z jej gabinetu.

Stare i wychodzone deski podłogi zaskrzypiały przeraźliwie, gdy odwracałam się z w miarę spokojną miną o sto osiemdziesiąt stopni.

- Tak? - spytałam, próbując nie okazywać lekkiego zirytowania długim czasem spędzonym w tym pomieszczeniu bezczynnie. Jednak szybko uspokoiłam się, widząc cień smutku w oczach Ślimaczej Księżniczki. Kobieta milczała chwilę, namyślając się, czy zadać pytanie, które od dawna prawdopodobnie ją nurtowało. Jej krótkie brwi lekko zbliżyły się do siebie, tworząc pionową zmarszczkę pomiędzy sobą, a ich wewnętrzne końce uniosły się nieco do góry.

- Słyszałam, że masz kontakt z Kakashim Hatake. - powiedziała, zachowując swój mocny ton głosu. Dostrzegłam jednak w nim niepewność i... obawę?

- To prawda, hokage-sama. - odrzekłam, unosząc jedną brew. Kobieta spuściła wzrok, przygryzając delikatnie wargi w zdenerwowaniu.

- Jak on się czuje?

Tym pytaniem zupełnie mnie zaskoczyła. Otwarłam lekko usta, na co Tsunade zrobiła minę pod tytułem "wiedziałam" i westchnęła ciężko. O tym, że nawet z hokage zerwał kontakt, niestety mi nie powiedział.

- Wiesz, co się wydarzyło kilka lat temu, Ayame? - skinęłam głową. Kobieta najwyraźniej przygotowywała się do krótkiego monologu, czegoś w rodzaju spowiedzi po latach. - Wyruszając na misję, Kakashi nic nie powiedział mi o tym. Nie wiedziałam nawet o jego... o ich zniknięciu. I może nawet nie karałabym go za to gdyby...

Kobieta zawahała się, jakby te słowa nie chciały przejść jej przez gardło. Zamknęła oczy i przełknęła ślinę, próbując odgonić bolesne wspomnienia.

- ...gdyby nie zginął Gai wraz z Anko. - szepnęła prawie niedosłyszalnie. Po krótkim ochłonięciu otworzyła oczy i wznowiła swą przemowę pewniejszym głosem. - Byłam na niego wściekła, ale w sumie kto by nie był. Nie dość, że wyruszył bez pozwolenia na misję, to śmierć z jego ręki poniosły dwie osoby! Oczywiście nieumyślnie, ale widziałam, jak z czasem zaczęło się z nim robić coraz gorzej. Nikt nie umiał do niego dotrzeć, miał wszystko gdzieś, pozrywał kontakty ze znajomymi, nie odpowiadał na listy, udawał, że nie ma go w domu i rzucił pracę jako shinobi. Kompletnie się załamał, a ja... nikt nie umiał mu pomóc...

Gdy wilk spotyka owcę | Kakashi x OC PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz