Rozdział VI

3.2K 234 70
                                    

Jedliśmy w ciszy spaghetti, nie kłopocząc się rozpoczynaniem dialogu. Bez zbędnego otwierania ust, mogłam całkowicie oddać się przyrządzonemu wspólnie daniu, pieszczącemu moje dość wymagające, aczkolwiek tolerancyjne podniebienie. Godzinę wcześniej Kakashi "zaprosił mnie na romantyczną kolację", bo razem orzekliśmy, że nie da się poważnie rozmawiać na głodniaka. Pomijając fakt, że zbliżała się trzecia w nocy. Bo kto głodnemu zabroni?

Mężczyzna zasłaniał swą twarz ręką, a ja obiecałam mu, że nie będę podglądała. Mimo to zerkałam od czasu do czasu na odsłoniętą część jego policzka, modląc się o jakiś nieszczęśliwy wypadek, który zmusiłby go do odkrycia drugiej części swego oblicza. Od niedawna byłam okropnie ciekawa, co kryje się pod maską tajemniczego srebrnowłosego. Poprzysiągłam sobie, że zobaczę go bez nieśmiertelnego, ciemnego materiału na jego twarzy. Nie miałam pojęcia jak to zrobię, ale musi mi się udać.

Za oknem prawdopodobnie wciąż szalała burza śnieżna, lecz przez dzisiejszy straszny incydent zasunęłam roletę, by nie patrzeć w ciemność. Dzięki temu czułam się o wiele pewniej oraz odzyskałam utracony ze strachu apetyt. Biały kaloryfer grzał w najlepsze, nie dając odczuć nam uroków zimy.

Brzęk widelca o talerz oświadczył koniec posiłku. Niemal w tym samym momencie skończyliśmy jeść, posyłając sobie nawzajem miły uśmiech. Powstałam cicho z miejsca, kierowana naturalnym, kobiecym odruchem mycia naczyń i zebrałam talerze ze stołu. W drodze do zlewu srebrnowłosy zatrzymał mnie i szybko wyręczył w pracy. Nie mogłam się nadziwić jego szybkości oraz bezszelestnym ruchom. Przyglądałam mu się od tyłu, podziwiając jego jędrne pośladki i umięśnione plecy. Silne ramiona Jounima szybko załatwiły sprawę brudnych talerzy.

- Chodź, Ayame. - Kakashi bezceremonialnie wyrwał mnie ze świata przemyśleń i złapał za rękę, prowadząc do salonu. Nie opierałam mu się, przekonałam się już o jego dobrych zamiarach. Gdy znaleźliśmy się w ciemnym pokoju, mężczyzna zasłonił okna i zapalił światło. Odetchnęłam z lekką ulgą na znajomy pstryk świadczący o włączeniu lampy. Przynajmniej nie próbował być złośliwy.

Mężczyzna wyciągnął alkohol. Na początku chciałam głośno zaprotestować, lecz po zapewnieniu, że to tylko i wyłącznie na "rozluźnienie" w końcu dałam za wygraną i pozwoliłam nalać sobie sake. Szybko wypiliśmy po kilka kolejek i zaczęliśmy się śmiać jak głupi, wciąż stojąc w miejscu jak dwa kołki. Kakashi miał znacznie mocniejszą głowę ode mnie, bowiem wypił podwójną dawkę, a dopiero teraz wykazywał objawy upicia, podobne zresztą do moich. Srebrnowłosy rozjeżdżał mi się lekko w oczach, tracąc równowagę wraz ze mną, gdy nagle odchrząknął i rzekł śmiertelnie poważnym tonem:

- A terrrraz powiesz mi, dlaczego tak boisz się ciemo... o cholera... ciemności. - rozlewając sake przez swą dziką gestykulację, pchnął mnie lekko na fotel. Opadłam na niego wycieńczona i zwinąwszy się w kłębek, spojrzałam nieobecnym wzrokiem na srebrnowłosego. Delikwent ułożył się wygodnie na kanapie, uśmiechając się do mnie pijacko. Westchnęłam, widząc cień oczekiwania na jego zarytej twarzy i objęłam swoje nogi jak dziecko z sierocińca. Mimo częściowego braku kontaktu ze światem zewnętrznym, jak i własnym mózgiem, poczułam na plecach ciarki na wspomnienie tych dość dziwnych wydarzeń dzisiejszego dnia, lecz musiałam to z siebie wyrzucić. Kakashi jest jedyną osobą, która będzie zdolna mi pomóc. Tylko jego praktycznie znam w Konoha i tylko on może uwierzyć bez słów w tak niecodzienną historię. Chociaż rano pewnie i tak zapomni. Wzięłam głęboki oddech.

- Tej nocy wiziałam soś za oknem. Wydało mi się, sze zauwaszyłam jakiś ruch na ulisy, więc wyjszałam sa ochno i... - zawahałam się i zatrzęsłam ze strachu na myśl o kontynuacji tego bełkotu. - Zobaszyłam tam oczy... pieprzone szerwone oczy...

Gdy wilk spotyka owcę | Kakashi x OC PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz