#5

156 23 5
                                    

Sziedziałam związana na krześle, do którego z resztą miałam też przywiązane ręce (suprise) i machałam nogami teraz pewnie coś w stylu: ,,oh, co za idiotka! Za chwilę mogą ją zabić jacyś kolesie, a ona macha nogami?!"

Wyjątkowo się z Tobą nie zgodzę.

Gdyby tylko udało mi się zachaczyć liny, o ten wystający kant metalowej szafki, może mogłabym je przeciąć?

Jeszcze trochę...

Tak! Udało się!

Zapewne zatańczyłabym teraz swój taniec radości, gdyby nie to, że nadal byłam związana...

Ale nie martwmy się! Teraz już wystarczy tylko trochę się natrudzić, a później tylko wyminąć wszystkich bandziorów z dołu... wyjść niezauważoną i uciec!

Łatwizna...

Realizację mojego genialnego planu przerwało skrzypnięcie drzwi


Cholera

Usłyszałam kroki, a następnie ujrzałam ,,znajomą" twarz bruneta.

- Rozwiąż ją, Peter!- oh, cześć Peter, to ty mnie związałeś, tak? Jak milutko, że wpadłeś... Kawy? Herbaty...?

Oh, jaka ty jesteś głupia, Chloe.

Poczułam szarpnięcie. Drugi mężczyzna przeciął liny, po czym zawiązał nowe, na nadgarstkach. Strałam się oddalić dłoni jak najdalej od siebie, żeby później móc się uwolnić, ale raczej średnio mi się to udało...

Bardzo średnio...

No dobra, nie udało się wcale.

- Wstawaj!- warknął mój ,,kumpel" Peter

Wykonałam jego polecenie i spojrzałam śmiało w jego oczy.

Jeśli umrzeć, to z godnością- tak, to moje motto życiowe od... od kiedy mnie uwięziono.

- Mieliśmy zacząć szukać cię za dwa dni, ale jak widać- ułatwiłaś nam to zadanie, pakując się w nasze ręce- powiedział czarnowłosy towarzysz Peter'a.

- Dlaczego mieliście mnie szukać?- wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia i natychmiast pożałowałam pytania. Poczułam piekący ból na policzku.

- Kazał ci się ktoś odezwać?!

- Nie potrzebuję niczyjego pozwolenia, tym bardziej twojego- powiedziałam, przewracając oczami. Wymierzono mi kolejny policzek, tym razem jednak udało mi się zrobić unik.

Szatyn zamachnął się ponownie, jednak zatrzymał dłoń, zacisnął ją w pięść i warknął:

- Gdyby szef nie kazał nam cię dostarczyć, już dawno byłoby po tobie!- po tych słowach splunął i chwycił mnie za ramię.

Szef? W tym momencie przyswoiłam tylko jedną informację: przez jakiś czas będę jeszcze żyła.

No właśnie- przez jakiś czas.

Zostałam wypchnięta na schody.

Moim oczom ukazał się gigantyczny tłum.

Na środku betonowej podłogi narysowany był kwadrat. Prawdopodobnie był to ring. Wokół niego zgromadzeni byli ludzie- głównie mężczyźni, chociaż dostrzegłam kilka kobiet.

O dziwo- nikt nie przekraczał linii.

Więc po to są im te kredy...

Nagle tłum rozzstąpił się z przeciwnych stron. Utworzoną ,,drogą" kroczyli dumnie dwaj mężczyźni ubrani w ciemne bluzy rozcięte z przodu.

Mój wzrok przykłuł jednak ciemny blondyn w lokach, który stał pod ścianą, wyraźnie z dala od tłumu.

Wyraźnie mi się przyglądał.

Kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały- uśmiechnął się pokrzepiająco i skinął na innego blondyna, który stał przy drzwiach.

Odwróciłam wzrok.

Nie wiedziałam o co chodzi, ale przeczuwałam, że to nie wróży nic dobrego.

Co prawda nie wyglądali na nieprzyjaciół...

Chloe, co ty sobie wyobrażasz? Tu nie przychodzą ludzie, którzy byliby do ciebie dobrze nastawieni...

- Dalej! Idziemy!- krzyknął na mnie brunet, wyrywając mnie z zamyślenia.

Przecisnęliśmy się do drzwi- z dala od prowizorycznego ringu. O dziwo- nie natknęliśmy się na żadnego z blondynów.

Na dworze zapadał już zmrok.

- Wsiadaj- warknął szatyn.

- Do bagażnika?!- kolejny błąd Chloe...

Szatyn pchnął mnie i takim oto sposobem leżę sobie niewygodnie w bagażniku. Super...!

***

- Od kogo dostałaś informacje o gangu?

Siedziałam pod ścianą w słabo oświetlonym pomieszczeniu. Wysoki, chudy mężczyzna koło 30-stki o przenikliwym spojrzeniu, ubrany w garnitur, stał przede mną i zadawał mi jedno i to samo pytanie od... 30 minut...?

- Okey, więc powtórzę jeszcze raz: NIE WIEM!

- Od kogo dostałaś te informacje?- powtórzył ze stoickim spokojem, cały czas patrząc mi w oczy.

- Agh. To ty jesteś szefem?- zapytałam sfrustrowana.

Mężczyzna nadal patrzył na mnie z kamiennym wyrazem twarzy. Jego ręce spoczywały w kieszeniach. Wydawał się godny zaufania... dopóki nie przyjrzało się jego stalowym oczom- wyrażały wyrachowanie, rządzę włady, bystrość i piekielną inteligencję.

Budziły strach.

- Matt, walki niedługo się kończą.- do pokoju wszedł mężczyzna z szyderczym uśmiechem na twarzy.

Matt przyglądał mi się jeszcze przez chwilę, po czym odwrócił się i wyszedł.

- To ona.- powiedział jakby w powietrze, głosem pozbawionym emocji.

- Mamy około tygodnia, zanim nas namierzą.- usłyszałam jeszcze jego głos dochodzący z dalekeka.

Szach, Matt |5sos|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz