Annie zapukała nieśmiało w oszklone drzwi do pokoju Johna, a po chwili nacisnęła klamkę i weszła do środka. Chłopak siedział na łóżku i czytał gazetę. Minęło kilka dni odkąd widzieli się ostatni raz i oboje czuli się bardzo skrępowani swoim widokiem.
- Hej - Annie uśmiechnęła się lekko i podeszła bliżej. Blondyn odwzajemnił uśmiech, jednak szybko spochmurniał i odwrócił wzrok. - Jak się czujesz?
John nie odpowiedział. Nie wiedział jak się zachować. Popełnił błąd, który zniszczył jego, i tak już spalone, życie. Zdawał sobie sprawę z tego, że zerwanie z Annie było złym postąpieniem i zwykłą ucieczką od problemu, ale musiał to zrobić.
Nastolatka przysunęła jedno z krzeseł blisko jego pryczy i usiadła. Bała się tej rozmowy tak samo jak on. Czuła się jak desperatka, przychodząc tutaj, ale musiała to uczynić.- Chyba wszystko sobie wyjaśniliśmy - warknął John, a jego głos załamał się, więc odchrząknął, aby to zamaskować. - Po co przyszłaś? Powiedziałem, że...
- Nie ważne co mówiłeś - machnęła ręką i wbiła w niego spojrzenie swoich niebieskich tęczówek. - Wiem, że ze mną zerwałeś i że nasz związek to był dla ciebie tylko żart, ale... Pomogę ci. I nie robię tego z litości czy zemsty. Po prostu wiem jak ta cała sytuacja cię niszczy! Zacznę zbierać środki. Kupię ci tą protezę. Jestem ci to winna. Pomogłeś mi kiedyś, no nie? Jeśli naprawdę nic a nic do mnie jak czułeś, trudno. Jest mi bardzo przykro i jestem wykończona łzami, które przez ciebie wylałam, ale to nie jest istotne. Pomogę ci mimo wszystko.
- Nie możesz tego zrobić - wydukał i złapała ją za ramiona, a następnie potrząsnął. - Nie możesz! Przecież...
- Co? - Zapytała i zmrużyła powieki, czekając na odpowiedź.
- Zerwałem z tobą, a ty miałaś zostawić mnie w spokoju... Miałaś zniknąć z mojego życia i już nigdy nie wrócić. Nie zniosę twojego cierpienia, Annie. Nie mogę patrzeć ci w oczy i widzieć w nich litości... Skłamałem. Żałuję tego. Bardzo. Ale nie cofnę czasu. Kocham cię, skarbie. Ale nie możemy być razem - chwycił się za głowę i zaczął rwać z niej włosy garściami. Dziewczyna natychmiast objęła jego twarz dłońmi i próbowała uspokoić. Dotyk jej zimnych rąk nieco ostudził jego emocje.
- Powiedziałeś, że mnie nie kochasz, ponieważ kochasz mnie tak mocno i
nie chcesz, żebym cierpiała? - Zaśmiała się pod nosem. - Wiesz, że to nie ma sensu?- W mojej głowie brzmiało to lepiej - zachichotał, lecz po chwili znów przybrał kamienny wyraz twarzy. - Nie. Nie, nie, nie. Nie mogę ci tego zrobić. Annie, ja nie mam nogi... Nigdy nie pójdziemy razem na plażę ani na basen. Nigdy nie będziemy razem biegać lub skakać na banjee. Całe życie będę przykuty do wózka, a ty będziesz mnie wnosić na piętro naszego domu? Nie wyobrażam sobie tego. Nie zrobię ci takiego czegoś. Jestem ciężarem. Dla ciebie, dla swojej rodziny. Nawet dla siebie.
- Przestań, głuptasie. Jesteś najwspanialszym darem jaki mogłam kiedykolwiek otrzymać. Pomogłeś mi się zmienić i...
- Nie - przerwał jej. - To ty pomogłaś mi zmienić się... Tak, dobrze słyszałaś. Wcale nie jestem buntownikiem. Musiałem go udawać, żeby Ci zaimponować! Tak naprawdę to nigdy wcześniej nie piłem alkoholu, ani nie chodziłem na imprezy. Ale wiedziałem, że tobie się to podoba. Ludzie oceniają mnie na podstawie wyglądu, a w rzeczywistości nic o mnie nie wiedzą. No fakt. Kto by pomyślał, że chłopak z tatuażami, włosami na żel i kolczykami, zaczytuje się w Szekspirze i gra w szachy w szkolnym klubie? Właśnie tak. Uwielbiam "Romea i Julię", ale przecież nie mogłem ci powiedzieć. Tak naprawdę... Nie jestem kimś za kogo każdy mnie ma. Popatrz. Widzisz ten tatuaż? - John podwinął rękaw i oczom dziewczyny ukazał się rysunek czaszki, a pod nią wytatuowane cyfry: 666. - To wbrew pozorem wcale nie jest znak szatana. Po prostu... Szósty czerwca dwa tysiące szóstego roku był najgorszym dniem mojego życia. Wtedy zmarła moja babcia... To był dla mnie wstrząs. Nikt nigdy nie rozumiał mnie tak jak ona... Ale teraz każdy kto zobaczy ten tatuaż pomyśli, że to hołd dla diabła. Każdy myśli to, co uważa za słuszne. Nikt nie próbuje mnie poznać.
- John - wyszeptała, a łzy zabłyszczały się w jej oczach. - Przepraszam, nie miałam pojęcia!
- Z tobą jest inaczej. Wiem, że ci na mnie zależy. A ja potraktowałem cię okropnie. Po prostu... Kocham cię do szaleństwa i boję się, że pewnego dnia... Zawiodę cię. Że nie spełnię twoich oczekiwań...
Annie, nie czekając na dalsze wyjaśnienia, zarzuciła mu ręce na szyję i złączyła ich usta w namiętnym pocałunku. Łzy spływały po jej policzkach kaskadami i moczyły ich ubrania, ale nie liczyło się to. Delikatnie dotykali swoje usta i z czułością oddawali się temu gestowi miłości.
W końcu chłopak odsunął się na kilka milimetrów i oparł głowę o czoło dziewczyny.- Dziękuję za to, że jesteś. Nie mogę cię prosić o to byś została ze mną na zawsze, ale tego bym chciał - kąciki jego ust powędrowały w górę i pogłaskał ją czule po policzku.
- Zostanę wiecznie - odparła z uśmiechem. - Ale to nie może tak wyglądać. Nic o tobie nie wiem, kłamczuchu! Zacznijmy wszystko od nowa! Jeśli mamy być ze sobą do końca świata, muszę wiedzieć jakiego typu poezję czytasz! I nauczyć się grać w szachy!
- Wiesz co jest naszą zgubą? Miłość - zaśmiał się głośno i przyciągnął ją so siebie, oplatając ramionami. - Miłość daje nam powód do życia, a jednocześnie wysysa je z nas do cna. Dzięki niej jesteśmy najszczęśliwsi na świecie, jak i również straceni.
![](https://img.wattpad.com/cover/52986974-288-k541119.jpg)
CZYTASZ
Straceni [cz. 1] ✅
Teen Fiction- Naucz mnie być niegrzeczną - skrzyżowała ręce na piersi i wpatrywała się w niego intensywnie. - Opcji nie ma - prychnął i odwrócił wzrok. - Dlaczego?! - Bo jesteś kujonką. Szare myszki nie mogą się wyróżniać *** Annie to typowa kujonka. Dziewczyn...