Rozdział 47

5.7K 395 46
                                    

- Jak mogłeś to powiedzieć?! - Wrzasnęła Annie i z całej siły uderzyła Lucasa w ramię. - Jak w ogóle śmiałeś tak perfidnie skłamać?!

- Trzeba było mnie nie obrażać. Ze mną się nie zadziera, dziwko - wycedził przez zaciśnięte zęby i odwrócił się ostentacyjnie, aby odejść.

- Jesteś chujem! Nic nie wartym gnojkiem, który nie ma własnego życia i żeruje na innych! Idź się nachlej, wyruchaj jakąś dziunię i odczep się ode mnie, rozumiesz? Nigdy więcej nie chcę cię widzieć!

Brunetka zalała się łzami i opadła na ziemię, uderzając z całej siły pięścią w beton. Ludzie zaczęli się rozchodzić w błyskawicznym tempie, aby przypadkiem nie narazić się rozwścieczonej nastolatce i w końcu na dziedzińcu pozostała tylko Annie oraz jej najlepsza przyjaciółka, Viktoria.
Blondynka podbiegła do dziewczyny i przytuliła ją mocno.

- To nieprawda - wyszeptała Annie, szlochając. - Nie zdradziłam Johna. Dlaczego on mi nie uwierzył? Nie chciałam tego...

- Cicho - odparła Viki i przycisnęła jej głowę do swojej klatki piersiowej. - Przede wszystkim musisz się uspokoić. Płaczem niczego nie wskórasz, a jedynie stracisz siły i dobry makijaż. Jest okej? Dobrze. Ja ci wierzę. Wszyscy ci wierzymy. Ale John nie jest świadomy tego, że Lucas po prostu kłamie. Chciał się zemścić i mu się udało.

- Ale co ja mam zrobić? - Wychlipała siedemnastolatka, ocierając oczy skrawkiem koszulki i pozostawiając na niej czarne smugi tuszu do rzęs.

- Idź do Johna. On jest zrozpaczony. Wiesz co taka osoba może zrobić w stanie depresji?! Musisz iść do niego TERAZ. Natychmiast.

Dziewczyna pokiwała głową i czym prędzej podniosła się z ziemi. Nie czekając na żaden znak, po prostu puściła się pędem w stronę domu Johna i biegła tak szybko, jak jeszcze nigdy wcześniej. Nie mieszkał daleko i w duchu gratulowała samej sobie za to, że ubrała dzisiaj adidasy, a nie buty na obcasie.
Przemierzała ulice Los Angeles, a ludzie ponownie spoglądali na nią ze zdziwieniem. Miała opuchnięte powieki, rozczochraną fryzurę, a jej koszulka była pognieciona i brudna. Pomyśleć tylko, że minęło jakieś piętnaście minut od jej wyjścia z domu.
Po kilku minutach dotarła do mieszkania Johna i otworzyła sobie drzwi, rezygnując z pukania.
Matka chłopaka podskoczyła gwałtownie i z szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w dyszącą ze zmęczenia Annie.

- Matko Boska! Dziecko, co ty tu robisz?! - Złapała się za klatkę piersiową i zaciągnęła raptownie powietrze.

- Muszę odwiedzić Johna. Nie ma czasu! Proszę mnie puścić!

Wskoczyła na schody i przeskakiwała co trzy stopnie, próbując dostać się na piętro. Gdy jej się to udało, złapała za klamkę drzwi do pokoju blondyna i otworzyła je z impetem.
Jej wzrok spoczął na chłopaku, który siedział na obrotowym krześle, a do przedramienia przyciskał duży, połyskujący, kuchenny nóż. Z jego oczu kapały łzy, a proteza, która powinna zdobić nogę, leżała tuż koło łóżka.

- Boże - Annie przyłożyła dłonie do ust,  a oddech ugrzązł jej w gardle. - John?! Co ty robisz?

- Mam już dosyć - odparł i docisnął ostrze do nadgarstka, a z tego miejsca spłynęła pojedyncza strużka brunatnej krwi. - Lucas ma rację. Jestem bezużytecznym kaleką. Nie dziwię się, że mnie zdradziłaś... Gdybym był w twojej sytuacji, zrobiłbym pewnie to samo.

- Nie zrobiłam tego! Nie jestem taka płytka - dziewczyna podeszła bliżej. Nie wiedziała, jak powinna się zachować i postanowiła odegrać wszystko na spokojnie, choć głos trząsł jej się niemiłosiernie. - On kłamał. Uwierz mi. Każdy ci to potwierdzi. Byłam z nim w kinie, owszem, ale wyraźnie mu powiedziałam, że to nie randka. Lucas chciał mnie pocałować, lecz odepchnęłam go i zwyzywałam, a wtedy zwariował... Nic do niego nie czuję, prócz nienawiści. Odłóż ten nóż, proszę.

- Nie potrafię zapewnić ci szczęścia... Do tej pory myślałem, że uporam się z tym, ale to mnie przerasta - wyszeptał i przesunął narzędzie o kilka milimetrów wyżej, aby znów zrobić nacięcie na swojej ręce. Przedramię chłopaka było już całe umazane czerwoną cieczą, a brunetce robiło się niedobrze na sam tego widok, ale musiała coś zrobić. - Annie, moje życie nie ma sensu! Wiem, że mnie nie kochasz. Zabij mnie! Weź ten nóż i dźgnij mnie nim w serce...

- Johnny - Annie uklęknęła przy nim i przyłożyła dłoń chłopaka do swoich ust. Była zrozpaczona i wiedziała, że jeden niewłaściwy ruch może skończyć się tragedią. - Jeśli się zabijesz, zabiorę ten tasak w wbije go w SWOJE serce! Zrozum, kocham cię do szaleństwa i nie ważne, czy masz nogę, czy też jej nie masz. Kochałabym cię nawet wtedy, gdybyś stracił drugą! Bo w miłości nie chodzi o kończyny, ale o duszę i serce... Kocham ciebie, a nie twoje nogi, jasne? I nie opuszczę cię. Sprawiasz, że jestem szczęśliwa, kiedy tylko czuję twoją obecność! Oddaj mi ten nóż. Daj mi go.

Ręce chłopaka zatrzęsły się, a przyrząd kuchenny wypadł z jego dłoni i spadł na ziemię. John złapał się za głowę i rozpłakał, niczym dziecko.
Pierwsza myśl, która pojawiła się w umyśle Annie to: "Udało mi się!"
Jednak to nie była prawda. Oczy nastolatka zamgliły się, a on sam zachwiał się na krześle, a po chwili runął jak długi na ziemię, zalewając biały, puszysty dywan krwią ze swoich świeżych ran po nacięciach.

- JOHN! - Wrzasnęła dziewczyna i złapała twarz blondyna w dłonie, próbując go ocucić. Dopiero teraz dostrzegła na jego rękach nie dwie, a kilkanaście krwawiących kresek, które chłopak najwyraźniej zrobił przed jej przyjściem. - Ratunku! Niech mu ktoś pomoże!

________

Cześć wszystkim :) Chciałam poinformować, że to opowiadanie dobiega końca... Zostały nam jakieś 3 rozdziały i nadejdzie czas, aby pożegnać się z Annie i Johnem.
W zamian za to chciałam was wszystkich zaprosić na moje nowe opowiadanie...
Być może ktoś z was kojarzy mnie z opowiadań takich jak: "Miłosna Gra" czy "Szansa", które zniknęły nagle z mojego profilu kilka miesięcy temu.
Jeśli tak - wow! Szacun!
A więc pragnę was powiadomić, że po wielu miesiącach opierdzielania się, postanowiłam napisać "Szansę" od nowa.
Oto krótki prolog:
Stella ginie w wypadku samochodowym. Trafia do Nieba Przejściowego, gdzie dowiaduje się, że ma możliwość wrócić ponownie na Ziemię. Przed tym jednak musi spędzić trzy miesiące w zaświatach. Poznaje tam intrygującego chłopaka Masona, który niemal od razu zakochuje się w niej i próbuje przekonać, aby została w Niebie już na zawsze.
Wybór należy do Stelli: powrót na Ziemię, do rodziny i ukochanego Paula, czy wieczne, szczęśliwe życie wolne od chorób, przestępstw i bólu.
Musi zdecydować, dostała szansę...

Poniżej także zwiastun, aby was nieco zachęcić xD Pierwszy rozdział pojawi się jutro i byłabym wdzięczna, gdybyście poświęcili swój wolny czas i zajrzeli ;)
Pozdrawiam i dziękuję :)

Straceni  [cz. 1] ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz