-Cienie, upiory i czarnoksiężnik, powiadasz?- rzekłem do Piotra. Karczmarz pokiwał gorliwie głową, reszta przebywających w głównej sali osób nie odzywała się, lecz w ich oczach widziałem strach i niepewność.- Cienie, upiory i czarnoksiężnik- powtórzyłem.- No, zapowiada się ciekawie.
Usiadłem znów na swoim miejscu wśród wieśniaków, a Stary Piotr przyniósł sobie krzesełko od innego stolika i zasiadł naprzeciwko mnie.
-Słucham- powiedziałem.- Opowiedz mi o tych straszydłach na Psim Polu.
Gospodarz przełknął głośno ślinę i popatrzył mi w głęboko w oczy. W jego źrenicach dostrzegłem olbrzymi niepokój i powagę.
-Ale proszę cię, Martinie, byś nie przerywał mi, ani nie śmiał się, gdy będę mówić, dobrze?
Pokiwałem głową.
-Jasne, jak słońce. Chociaż teraz go tu macie trochę mało.
Stary Piotr zignorował moje słowa i zaczął swoją opowieść.
-Cała historia zaczęła się niedawno, będzie ze dwa miesiące temu. Psie Pole zawsze było ponurym miejscem; wietrzne, ponure, melancholijne. Do tego w dawnych czasach uprawiano tam magię najgorszego pokroju i ofiary z ludzi składano. Ci barbarzyńcy co tu mieszkali nim nadeszli dziadowie naszych dziadów robili to wszystko na niewysokim wzgórzu, na którym jest potężny głaz, podobno o wielkiej mocy i wartości dla tych, co to się obracają w towarzystwie magów i czarowników. Zwiemy go Skałką. Zaś kilka kilometrów na północ od Skałki znajduje się Stara Chata. Nie wiemy kto ją zbudował i po co. Może to być i leśniczówka z odległej przeszłości, bowiem Kruczy Las dawniej o wiele bardziej na zachód sięgał, a równie dobrze służyć ona mogła jako przyczółek dla tych fanatyków z barbarzyńskich plemion.
Tak czy siak dwa miesiące temu w Starej Chacie ktoś zamieszkał. Zamieszkał bez naszej zgody i wiedzy i od tamtego czasu straszy nas i prześladuje. Co drugą, lub trzecią noc można tu zobaczyć światła ze Starej Chaty i ze Skałki. Zielone, niebieskie, czerwone, niczym kolorowe pioruny uderzają o głaz, gdzie dawniej składano ofiary albo odchodzą od niego w niebo, nikt tego nie wie. Jeśli zaś chodzi o Starą Chatę to świece w niej widzimy. Gdy idzie ktoś z nas do niej, to zawsze wraca przerażony, włosy stają mu dęba i z godzinę nie puszcza pary z ust. Dopiero po jakieś chwili paraliżujący strach go opuszcza i opowiada nam o tym co widział. A nasi zwiadowcy, że się tak wyrażę, widzieli wiele. Podobno... podobno w jednym z okien, zawsze w innym, pali się światło, białe. Potem zaś gaśnie i pojawia się w drugim, niebieskie, zielone, żółte, bądź też czerwone. Potem znów gaśnie i w kolejnym. I tak coraz szybciej i szybciej, aż nagle... gaśnie. I tylko nikły płomyczek małej świeczki widać w oknie, tym oknie, w którym pojawiło się pierwsze światło, to białe. Tylko... widać wtedy coś jeszcze. Coś, od czego zemdleć można albo na zawał zejść. Biały Cień. Wielki, o kształtach ludzkich, lecz bez twarzy, promieniujący trupim blaskiem. Nie ma oczu, a jednak świdruje cię wzrokiem. Nie ma ust, a jednak przemawia. A głos ma straszny. Upiorny, cichy niczym szelest wiatru w polach co jego dom otaczają... Mówi potworne rzeczy. Grozi, straszy... A potem... a potem... znika. Ot tak. A wraz z nim świeczka.
A gdy próbujesz iść w stronę domu ogarek znów pojawia się w którymś z okien. Tylko nie lewituje już nieruchomo, lecz rusza się, tak jakby ktoś go trzymał i latał z nim po korytarzach i pokojach Starej Chaty, lecz nikogo twe oko, panie nie wypatrzy. Nikogo, bowiem nikogo widzialnego tam nie ma.
Reger, mój sąsiad, niestety nie ma go dzisiaj tu z nami, próbował wejść do chaty. Tylko on był na tyle odważny i szalony by się tego podjąć. Lecz... lecz, gdy tylko wszedł światełko świeczki znikało pogrążając dom w ciemnościach. Reger opowiadał nam o tym co widział i czuł. Nagle zaatakowało go wściekłe zimno, mróz przeszył mu kości, mróz większy niż w najgorszych zimach, które targały tymi okolicami. I szept, niezrozumiały szept napastował jego umysł, wdzierał się w niego, szarpał zmysły. Lecz Reger parł dalej, aż dotarł do piwniczki z winami. Tam zaś dopadł go Biały Cień. Podobno z bliska gorszy jest niźli diabeł. Emanuje czymś dziwnym, stoi nieruchomo, jest tak tajemniczy, przerażający. Z czymś takim nie da się walczyć! Lecz Reger, jak zawsze bohaterski, rzucił w niego nożem, bo miał taki jeden swój, dobrze naostrzony, kuchenny- Zaatakował potwora nożem kuchennym... na pewno poskutkowało.- Ale na nic mu się to zdało. Nóż przeleciał przez Cienia jak przed dym, ale proszę sobie nie myśleć, że to dlatego że on był z dymu, nie! Wcześniej, gdy schodził po schodach do piwnicy zepchnął ręką beczkę po piwie, a dym by czegoś takiego nie zrobił, nie, nie!
YOU ARE READING
Pakt z Magiem
FantasyZaledwie siedemnastoletni Martin już trzy razy opuścił swe rodzinne strony, czyli Góry Południowe i udał się w długie podróże praktycznie przez całe Królestwo Calvertu. W ich trakcie nabył doświadczenia, stwardniał, ale jednocześnie stał się podejrz...