Odwaga to nie wszystko

5 0 0
                                    

Kolejne dni w Kersby mijały we względnym spokoju. Nikogo nie porwano, na Skałce nikt nie zauważył żadnych niepokojących świateł i niektórzy wierzyli nawet, że czarnoksiężnik raz na zawsze zostawił wioskę i już nigdy nie będzie jej gnębić.

Jeśli chodzi o mnie to wpadłem w rutynę. Codziennie rano wstawałem o tej samej porze, potem jadłem śniadanie, następnie rąbałem drewno i nosiłem je do domu, potem czyściłem i rozpalałem ogień w kominkach, później karmiłem zwierzęta, a około piętnastej miałem trochę wolnego, by później znów wrócić do pracy. Tylko od czasu do czasu to powtarzające się pasmo urozmaicały krótkie wypady do wioski po zakupy, czy nad rzekę, by złowić jakieś ryby.

Resztę dnia zaś, mogłem spożytkować wedle woli. Jednak nie cieszyłem się z tego powodu. No bo co miałbym niby robić? Co prawda na Psim Polu nic się ostatnio nie działo, ale nadal po zmroku strach było wychodzić za próg, a do tego nie chciałem robić przykrości Sally, która nie mogła się poszwendać razem ze mną. Ogólnie rzecz ujmując, czas wolny wykorzystywałem albo na leżenie w fotelu, lub na łóżku, albo na wyjściu do karczmy na kufelek piwa.

I tak minęło z górą trzy tygodnie.

Atmosfera w wiosce co prawda bardzo się poprawiła, ale nie można było tego powiedzieć o atmosferze w domu Josepha, więc ten długi okres nie należał do najlepszych w moim życiu, choć muszę przyznać, że były też gorsze.

Jednak skłamałbym mówiąc, że byłem najbardziej ponurym domownikiem, lub że najbardziej ucierpiałem przez tę złą aurę. Najgorzej w domu czuła się Sally, a przynajmniej myślałem tak dopóki nie podsłuchałem (oczywiście przypadkowo) krótkiego monologu Josepha, kiedy przygotowywałem sobie kolację.

Sally przez bardzo wiele dni nie wymieniła z nim nawet słowa, była wobec niego zimna i sztywna, a później, gdy jej wściekłość częściowo minęła odzywała się tylko w najważniejszych sytuacjach, a mówiła zawsze krótko i zwięźle.

Widziałem jak wiele bólu zadawało to Josephowi, na którego czole pojawiły się głębokie zmarszczki, zaś w oczach czaił się smutek, który mężczyzna jednak szybko ukrywał, gdy tylko ktoś na niego patrzył. Do tego Kamień przestał praktycznie wychodzić na dwór, większość prac wymagających przestąpienia progu przypadło mnie i wcale nie cieszyło to mojej duszy.

-Wszystko dla jej dobra- mruknął wtedy Joseph, gdy go podsłuchałem. Właśnie smarowałem kromkę masłem, a tu nagle słyszę takie rzeczy.- Wszystko dla jej dobra. Dzięki temu nic się jej nie stanie... Kiedyś mi za to podziękuje... tylko kiedy?

A mówił to tak płaczliwym, tak smutnym i pełnym goryczy tonem, że naprawdę zrobiło mi się go żal. Potem jednak niespodziewanie zamilkł, chyba wyczuł, że jestem w pobliżu i przestraszył się, że mogłem go usłyszeć i rozpowiedzieć to komuś w wiosce. Lecz ja rozumiałem dobrze jego ból i ani mi przez myśl nie przyszło by zrobić takie świństwo.

Jeśli chodzi o moje kontakty z innymi mieszkańcami okolic, to najlepiej układało mi się chyba z bratem Paulem. Często spotykaliśmy się w karczmie i dyskutowaliśmy długo o różnorakich, ciekawiących nas tematach. Okazało się, że mimo tego, że bardzo stereotypowo myślał on o walce ze złem, to wcale nie jest takim tradycyjnym duchownym, miał w różnych sprawach całkowicie inne zdanie i poglądy niż cały Kościół.

Do tego lubił też dobrze zjeść i wypić raz na jakiś czas coś mocniejszego, co sprawiło, że od razu poznaliśmy w sobie bratnie dusze.

Raz nawet Paul zaprosił mnie do siebie, do Kościółka. Był to miły dzień, chyba najlepszy od tego, w którym zaginął Stary Piotr. Najpierw uczestniczyłem we Mszy, potem zaś brat Paul oprowadził mnie po całym kompleksie budynków. Szczerze mówiąc ostatni raz tak bogate pomieszczenia, tak wspaniale wyglądające marmurowe posadzki, złote lichtarze i kolorowe witraże widziałem chyba w Królewskim Mieście, a trzeba zaznaczyć, że to siedziba samego władcy, więc to coś znaczy.

Pakt z MagiemWhere stories live. Discover now