Następny dzień nie wstał już taki pogodny jak ten wczorajszy. Śnieg sypał mocno z nieba, sprawiając, że na dworze było zimno i prawie niewidocznie, silny, mroźny i porywisty wiatr nadszedł od północy i zaczął targać okolicą, a warstwa białego puchu na ziemi stała się jeszcze wyższa; w południe sięgała już do parapetów okien domu Josepha.
Zerwałem się z łóżka wcześnie, mimo że czułem się wyczerpany po nieprzespanej nocy po przygodzie na Psim Polu i po spacerze do Ruin, ale nie dałem rady zasnąć, bowiem zbyt wiele myśli cisnęło mi się naraz do głowy i nie pozwalały mi one na uspokojenie się.
Na szczęście Staremu Piotrowi nic tamtej nocy się nie stało. Najwyraźniej Biały Cień był tylko ostrzeżeniem dla siwego karczmarza. Jednak cały czas prześladowało mnie nieprzyjemne uczucie, że nim minie dzień znów stanie się coś złego. Mogłem się tylko modlić, by tym razem instynkt mnie zmylił.
Pierwsze godziny po przebudzeniu spędziłem na pomaganiu Josephowi, więc nie miałem zbyt wiele czasu na rozmyślanie. Rozpaliłem ogień w kominkach, naniosłem świeżych drew do domu, nakarmiłem świnie, wydoiłem krowy, a potem uszczelniłem okna swojego tymczasowego domostwa i naoliwiłem drzwi.
Gdy minęła jednak trzynasta Joseph oznajmił, że daje mi teraz kilka godzin wolnego i że mogę spożytkować ten czas jak tylko będę chciał, jednak nie miałem pojęcia co mógłbym ze sobą zrobić.
Cały czas prześladowały mnie złe myśli, a Sally na razie nie mogła mi w niczym towarzyszyć, bowiem sama miała także dużo roboty.
Postanowiłem więc, że najlepiej będzie jeśli spróbuję podczas wolnych godzin poznać trochę okolicę.
Na dworze trochę się już uspokoiło, wiatr przestał tak strasznie wyć, a ja, mimo wcześniejszego zmęczenia, niespodziewanie poczułem w sobie mnóstwo niespożytkowanej energii.
Dlatego też ubrałem swój ciepły płaszcz, nakryłem głowę kapturem, zaś pod spód założyłem ciepły kożuch z baraniej skóry i ruszyłem w stronę centrum Kersby.
Na ulicach nie spotkałem zbyt wielu ludzi- większość wolała zostać w domach, gdzie mogli spędzić trochę czasu w cieple- więc po prostu przeszedłem wszystkie uliczki wzdłuż i wszerz, by jak najlepiej zapamiętać ich rozkład, a potem zawróciłem i skierowałem swe stopy w stronę mostu nad Zimowym Potokiem.
Wpierw jednak wstąpiłem jeszcze do domu Josepha, gdzie pożyczyłem (a właściwie cichcem wziąłem bez pozwolenia) starą wędkę Kamienia i spacerkiem poszedłem nad dopływ Wiśniówki. Ostrożnie opuściłem stały ląd i przeszedłem kawałek po grubym lodzie, a potem zrobiłem niewielki otwór w śliskiej i błyszczącej tafli i spróbowałem coś złowić.
Jednak godziny mijały, a na moją przynętę (także pożyczoną od Josepha) nic się nie nawinęło. Dopiero, kiedy straciłem już wszelką nadzieję i miałem już wrócić na farmę Kamienia udało mi się złowić jakąś mikroskopijną rybkę nieznanego pochodzenie.
Westchnąłem przeciągle, a potem ruszyłem wprost do domu.
Po drodze natknąłem się na Sally, która skończyła już pracę i postanowiła sprawdzić gdzie się podziewałem.
-Złowiłeś coś?- zapytała patrząc na wędkę.
-Nie- skłamałem. Aż wstyd było w ogóle pokazywać to coś co udało mi się złapać. Postanowiłem, że oboje- ja i ryba- lepiej wyjdziemy na tym wszystkim, jeśli puszczę ją wolno, więc po prostu wrzuciłem ją znów do wody. Nie jestem nawet pewien, czy ta mikroskopijna płotka, była wystarczająco duża, by zrobić z niej chociaż paluszek rybny.- To chyba przez przynętę.
YOU ARE READING
Pakt z Magiem
FantasyZaledwie siedemnastoletni Martin już trzy razy opuścił swe rodzinne strony, czyli Góry Południowe i udał się w długie podróże praktycznie przez całe Królestwo Calvertu. W ich trakcie nabył doświadczenia, stwardniał, ale jednocześnie stał się podejrz...