Dni mi się dłużyły. Moje myśli, priorytety uległy zmianie. Czułam się jak hipokrytka. Walczyłam sama ze sobą. Musiałam zająć czymś głowę. Czymś innym niż myślenie o mężu, dziecku, przyszłości. Pożyczyłam od Kasi jedna z książek. Powiedziała, że mogę wziąć co mi się żywnie podoba. Poleciła mi "dzieje Tristana i Izoldy". Pamiętałam ten tytuł. Czytałam to, w gimnazjum lub w szkole średniej. Miałam nadzieję, że pomoże mi wszystko poukładać. Lubiłam książki, może nie tak jak moja lokatorka, ale łączył mnie z nimi swego rodzaju sentyment. W dzieciństwie mama często czytała mi do snu i nie zawsze były to bajki dla dzieci. Pamiętam hak pierwszy raz przeczytała mi "Romeo i Julia". Uważałam, a właściwie to nadal myślę, że ich historia powinna uczyć ludzi we współczesnym świece. Nieraz bywa, że ludzie rozstają się z naprawdę błahych powodów. "Bo on za mało zarabia", "nie chce się ze mną kochać", "zawsze boli ja głowa", "jest taki leniwy, nic nie robi". Tego typu ludzie naprawę myślą, że takie problemu powinny świadczyć o tym czy są razem, czy nie. Najbardziej bolesny jest fakt, że oni nawet nie starają się, nawet nie próbują tego naprawić. Nie ma w nich woli działania, motywacji. To wszystko wygasło, a może nigdy tego nie było. Historia tych dwojga, młodych ludzi uczy, że w życiu nie raz są większe, wyższe przeszkody do pokonania. Można je zwalczyć, przeskoczyć. Niestety do tego potrzebna jest jedna rzecz, trzeba po prostu chcieć. Niektórzy łudzą się, że chcą, że walczą, a prawda jest taka, że tylko to sobie wmawiają żeby czuć się lepiej. I gdzie w tym wszystkim sens? Nie mam pojęcia. "Dzieje Tristana i Izoldy" kolejna opowieści pięknej, choć sztucznej na swój sposób miłości. Już w połowie książki, zaczęłam porównywać sytuacje tamtych dwojga z moja. Byłam bardzo szczęśliwa, że Hugo, mój Tristan, tak bardzo walczy o nas, o naszą rodzinę. Ale z drugiej strony chyba dla wszystkich lepsza byłaby rozłąka, a może nie. Sama już do końca nie wiem. Mam mętlik w głowie. Jeden wielki bajzel. Z moich wszystkich szufladek wszystko się wysypało, wymieszało, a teraz muszę to od nowa poukładać. Nie jest to łatwa sprawa. Z resztą, kto powiedział, że będzie łatwo? Nikt. Nikt tego nie powiedział, a właśnie tego mi brakowało. Brakowało mi matki. Kobiety, która pomoże mi uporać się z tym wszystkim, która pomoże mi to zrozumieć. Teoretycznie miałam tu kobiet na pęczki, ale każda z nich miała swoje życie, swoje problemy. Moje były im zbędne. Czułam się zbędna. Czułam jak się zmieniam, przez to narastał we mnie strach. A co jeśli Hugo nie zechce nowej Sam? A co jeśli zechce tylko dziecko? A jeśli go jednak nie zechce?
Pierwsza i najważniejsza zmianą mojego toku myślenia i perspektywy na życie, była sprawa dillowania. Nie chce żeby moje dziecko, moje maleństwo, wychowywało się patrząc na błagających nas o działkę ćpunów. Ta wizja spędzała mi sen z powiek. Wiedziałam, że na następnym widzeniu muszę porozmawiać o tym z Hugo. Bałam się jego reakcji. Bałam się, że nie podejmie się tego. Że nie zechce zwykłego życia.
Druga zmiana. Zwykłe życie. Chyba teraz tego chciałam. Domu z gankiem. Psa. Sąsiadów. Kuchni, poczucia bezpieczeństwa. Poczucia, że mam swoje miejsce na ziemi. Chce czuć się potrzebna rodzinie. Zastanawiałam się czy to aby na pewno nie zbyt wiele. I znów przed oczami ukazywał mi się Hugo. Mój młody Bóg. Obawy, że po tym wszystkim co mu powiem, on mnie odrzuci.
Trzecia zmiana. Żal za grzechy. Zaczęłam żałować tego co robiłam. Żałowałam tego, że tak bardzo to kochałam, mimo iż przynosiło mi swego rodzaju szczęście. Teraz zdałam sobie sprawę, że w żaden sposób ani ja ani mój mąż, nie pomagaliśmy ludziom. Pogarszaliśmy ich sytuację. Pomagaliśmy staczać na dno. Braliśmy w tym czynny udział. Nie mam pojęcia dlaczego, ale naprawdę było mi z tym źle. Mimo to zdawałam sobie sprawę, że są dobre strony tego wszystkiego. Kij ma zawsze dwa końce.
W głowie ustalałam sobie przemowę, jak ja mu to powiem. Wiedziałam że nie będzie łatwo. Miałam przed sobą wyzwanie. Obawiałam się, że nie starczy mi odwagi aby jemu podołać. Bałam się, że nie będę potrafiła stawić temu wszystkiemu czoła. Ale przypominały mi się historie miłości tych czterech młodych dusz. Podniosło mnie to trochę na duszy. Dodało mi trochę odwagi. Miałam cicha nadzieje, ze wystarczy mi jej do soboty. Jak zwykle przed każdym widzeniem, czas dziwnym sposobem zwalnia. Dni są dwa razy dłuższe. Noce nie przesłane, również wydłużone. Cieszyłam się, że mogę jeszcze pracować. Jedyne miejsce, w którym mogłam uwolnić się od rozważań. Praca. Nie rozumiem jak kobiety mogą absolutnie nic nie robić. Siedzieć w domu, kiedy ich mężczyzna musi tyrać żeby miały na nowe szpilki Channel, lub torebkę D&G. Pierdzenie w stołek nie było moja wizja na przyszłość.
Tak mijały dni w oczekiwaniu na kolejne spotkanie. Myśli same do mnie przychodziły. Były jak pchły, choćbym nie wiem jak drapała nie chcą się doczepić. Mimo to zawsze miałam swoje światełko w tunelu.
SOBOTA.

YOU ARE READING
Osadzona
Misteri / ThrillerHistoria dziewczyny, która nie spodziewała się, że tak potoczy się jej życie. Zaskakująca, momentami zabawna ale jednocześnie pełna bólu. Jakie będzie jej zakończenie?