Jesienny... cz.4

251 23 4
                                    


Ada wpadła do kuchni na miękkich nogach i osunęła na krzesło. Motylki w brzuchu oszalały. W skroniach pulsowało, ba, nie tylko w skroniach. Zacisnęła uda, ze wszystkich sił starając się wrócić do równowagi.

Zanim David pojawił się w kuchni, ubrany w sportowy podkoszulek i jasnoniebieskie dżinsy, zdołała opanować się na tyle, że przestały jej drżeć kolana. Ręce ciągle się jeszcze trzęsły i gdy nalewała herbatę do kubków miała jedynie nadzieję, że David, który zajął już miejsce za stołem, nie zauważy, jak bardzo.

Postawiła kubek przed gościem, szczęśliwa, że udało się nic nie rozlać. Z ulgą klapnęła na swoim miejscu.

David obserwował ją z zagadkowym uśmiechem.

– Ehm... częstuj się, proszę – zachęciła. – To nic nadzwyczajnego, ale głód da się zaspokoić.

Uśmiechnął się szeroko i sięgnął po kanapkę. Ada zaczerwieniła się znów po same uszy. Bała się wyciągnąć rękę po chleb, z obawy, że nie zdoła opanować jej drżenia

– Chyba nie każesz mi jeść samemu.

– Ee... nie. Oczywiście, że nie – bąknęła, chcąc nie chcąc, biorąc w końcu kanapkę. Nie była jednak pewna, czy zdoła cokolwiek przełknąć. –W żadnym razie nie chcę żebyś pomyślał, że próbuję cię otruć.

– Nigdy bym cię o to nie posądził, wierz mi. Smaczne to. – Z uznaniem pokiwał głową wskazując kanapkę.

– Pasta z jajek – rozpromieniła się nagle. – Moja mama ją robiła. Cieszę się, że ci smakuje.

– Cieszę się, że postanowiłaś mnie nakarmić przed wyjazdem.

Prawie zakrztusiła się kanapką.

– Wyjeżdżasz? Przecież chciałeś spędzić tu weekend.

– Owszem – powiedział, sięgając po kolejny kawałek chleba – ale ty chcesz się w spokoju pakować, a ja nie chcę przeszkadzać i krępować cię. Odniosłem wrażenie, że moja obecność mocno cię rozprasza i przeszkadza...

– To nieprawda...! – zaprzeczyła gwałtownie.

To wszystko było coraz bardziej nienormalne. Powinna się ucieszyć, odczuć coś w rodzaju ulgi, tymczasem czuła się raczej zawiedziona, rozczarowana nawet.

– Poza tym – kontynuował, puszczając mimo uszu protest – posiadłość jest moja, będę miał nieskończenie wiele okazji, by spędzić tu weekend. Z Krakowa to ledwie godzina jazdy.

Adzie zrobiło się przykro. Był miłym, czarującym człowiekiem, a ona zachowywała się jak zgryźliwa jędza, żywiąc urazę z powodu jednego drobnego incydentu, który w znacznym stopniu sama sprowokowała. A przecież dobrze się czuła w jego towarzystwie i względem panującej ostatnio w domu ponurej ciszy, jego obecność była miłym, wręcz pożądanym urozmaiceniem. Tymczasem swoim nieżyczliwym zachowaniem najwyraźniej wypłoszyła swojego niespodziewanego gościa. Nie, tak naprawdę wcale nie chciała, żeby wyjechał. Spuściła wzrok i wbiła go w blat stołu przed sobą.

– Davidzie, przepraszam – nie bardzo wiedziała co powiedzieć.

– Nie przepraszaj, Ado. Nie masz za co, ja rozumiem...

– Nic nie rozumiesz... – potrząsnęła głową.

Niezależnie, od tego, że dotąd zachowaniem nie zachęcała go do dłuższego pobytu, wolałaby żeby został. Nie wypadało jej jednak prosić, by zmienił zdanie. Wyjedzie więc, a ona znów zostanie tu sama jak palec. A potem ona wyjedzie i nigdy więcej...

Jesienny nokturn [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz