Jesienny... cz.3

300 32 10
                                    

Ranek wstał rześki. W nocy był przymrozek, który pokrył wszystko cieniutką warstwą szronu, nadając okolicy, w szczególności staremu parkowi, bajeczny wygląd. Adę obudziło jękliwe skrzypienie otwieranych w stajni boksów. Jonasz niezawodnie był już na stanowisku.

Okna jej sypialni wychodziły na podwórze.

Słońce jeszcze nie wzeszło. Nad horyzontem różowił się jedynie coraz szerszy pas jutrzenki.

Ada wzięła szybki prysznic i ubrała się. Zbiegła na dół. Dopiero pusta filiżanka po herbacie, stojąca w zlewie, przypomniała o wczorajszym wieczorze i fakcie, że prócz niej ktoś jeszcze spędził noc w domu. Skrzywiła się z niechęcią i rozmarzeniem równocześnie. Z niechęcią, bo przecież kazała mu umyć po sobie naczynia, a nie zrobił tego, poprzestając na wrzuceniu ich do zlewu. Z rozmarzeniem, na wspomnienie cudownego pocałunku, którym obdarzył ją David. I znów z niechęcią, bo uważała że zrobił to z premedytacją. I jeszcze raz z rozmarzeniem, bo mimo wszystko wrażenia jakie pozostawił, były niesamowite i gdyby nie wyszło to poza ów bajeczny pocałunek...

Niestety wyszło. David posunął się o krok dalej i wyraźnie dał do zrozumienia, że nie poprzestanie na pocałunku, jeżeli tylko ona będzie chętna. Co on sobie wyobrażał?! Gniewnie potrząsnęła czupryną. Że wskoczy mu do łóżka i radośnie rozłoży nogi? Co za bezczelny, arogancki... Ech, ostatecznie pozostała niechęć i irytacja.

– Dzień dobry, Adriano. – Głęboki, aksamitny głos wyrwał ją z gniewnych myśli.

– Dla kogo dobry, to dobry – burknęła zgryźliwie, zła, że kolejną myślą była ta, iż w tym głosie można się zakochać.

Wrzuciła filiżankę do zmywarki i zajęła się przeglądaniem zawartości lodówki, rozważając jajka na miękko lub kanapkę z szynką i pomidorem.

– Nie wyspałaś się? – Uniósł brwi i spojrzał w okno. – No tak, w sumie jest bardzo wcześnie.

– Jakbym wiedziała, że ty cierpisz na bezsenność i wstajesz o świcie, wstałabym jeszcze wcześniej. Albo później...

– Żeby uniknąć spotkania ze mną – stwierdził najwyraźniej zmartwiony.

– To akurat nie powinno cię dziwić.

– Ado – pierwszy raz użył zdrobnienia, zwracając się do niej – jeszcze raz cię przepraszam. Naprawdę nic złego nie miałem na myśli wczoraj...

– Ta... jasne... Poza tym, że chętnie byś zaliczył darmowy numerek, przed snem, ot tak, dla rozrywki.

– To nie tak. – W jego oczach pojawił się jakiś dziwny wyraz. Adriana nie umiałaby go określić. Z całą pewnością nie była to jednak drwina, ani cynizm.

– Nie? A jak?

– Po prostu... bardzo chciałem cię pocałować, tylko tyle.

– Aha, znaczy jak chcesz pocałować kobietę zawsze pakujesz jej rękę w majtki? Osobliwe... – urwała i zaczerwieniła się gwałtownie, bo właśnie uświadomiła sobie, że rękę w majtki wsadził dopiero, gdy ona gorliwie i z zapałem odpowiedziała na jego pocałunek.

Teraz zaś całą winę zwala na niego. Tymczasem on pomyślał jedynie to, na co ona pozwoliła, by mógł sobie pomyśleć.

– W porządku – stwierdziła pojednawczo – przyjmuję przeprosiny. Po prostu więcej tego nie rób.

– Obiecuję. – Położył rękę na sercu. – O ile sama nie będziesz chciała – dorzucił z szelmowskim uśmiechem.

– No wiesz, co?! – oburzyła się. – A zresztą czemu ja się dziwię?! Powinnam już wiedzieć, że jesteś wyjątkowo bezczelny!

Jesienny nokturn [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz