Jesienny... cz.8

211 20 4
                                    


Na wyświetlaczu migotało nazwisko: Dalkiewicz. Skrzywił się niechętnie i odebrał połączenie.

– Co ustaliłeś? – rzucił bez wstępu. Palce bezwiednie zmięły pismo, które właśnie przeglądał.

Niewiele... – Głos w słuchawce brzmiał niezbyt pewnie.

David zacisnął ze złością szczęki.

– Pomijając fakt, że to ty spieprzyłeś rzecz, nie płacę ci za „niewiele" – wycedził przez zęby.

Dziewczyna zamówiła telefonicznie taksówkę i kazała się zawieźć na dworzec kolejowy. Znalazłem taksówkarza, zostawił ją tam gdzie sobie życzyła, więcej nic nie wie.

– Nie kontaktowała się z Turczykiem? – Potarł czoło.

Niestety, na razie nie. On też się niepokoi. Twierdzi, że to do niej niepodobne.

– Bo niepodobne. Trzeba ustalić dokąd mogła pojechać z tego cholernego dworca.

Moim zdaniem powinieneś odpuścić...

– Nie interesuje mnie twoje zdanie – uciął David. – Masz ją znaleźć.

David, ona może być gdziekolwiek. W Suwałkach, albo w Zakopanym, albo pod naszym nosem w Warszawie.

– No to bierz się do roboty i znajdź ją gdziekolwiek jest.

Rozłączył się i cisnął telefon na biurko. Ale zanim zdążył powrócić do przeglądania korespondencji aparat znów zabrzęczał, sygnalizując przychodzące połączenie. Z niechęcią sięgnął po urządzenie. Na wyświetlaczy tym razem migotał inny napis. Dawid natychmiast wyprostował się w fotelu i odebrał.

– Tak?! – spytał niecierpliwie. W słuchawce przez dłuższą chwilę słychać było tylko jakieś szuranie jakby ktoś szlochał.

– Mamo? – zapytał zaniepokojony. Palce obu dłoni zacisnął, aż pobielały kostki, jedną na poręczy dyrektorskiego fotela, drugą na aparacie telefonicznym grożąc mu zmiażdżeniem.

– Co się dzieje, mamo? – Z trudem udawało mu się zachować spokojny ton. Siedział jak na szpilkach.

Kochanie, wszystko dobrze, nie martw się – wykrztusiła wreszcie matka. – To z radości płaczę...

– Co z Emily?

Wybudzili ją ze śpiączki. Jest przytomna, rozpoznaje osoby i otoczenie. Jeszcze długa droga przed nią, ale prognozy są dobre.

Odetchnął z ulgą.

– A Nadia? Jak się czuje?

Dzisiaj zabieramy ją do domu. Roznosi ją energia i nawet gips nie przeszkadza jej w rozrabianiu. Ordynator powiedział, że musimy ja zabrać inaczej zdemoluje mu oddział. – Słyszał uśmiech matki w słuchawce. – Jest tak zajęta że nie ma czasu podejść do telefonu. Tęsknimy tu za tobą. Kiedy będziesz mógł przyjechać?

– Nie wiem, ale postaram się złapać kilka wolnych dni. A jeśli nie, to na pewno na Boże Narodzenie.

Mam nadzieję, że jednak wcześniej – stwierdziła, teraz już całkiem opanowana, matka. – Stanowczo powinieneś spędzać więcej czasu z córką, mój drogi.

– Tak, oczywiście masz rację, mamo. – Nie miał najmniejszej ochoty dyskutować teraz na ten temat. W tej sprawie miał pewien pomysł, ale póki co, nie dzielił się nim z nikim. Boże Narodzenie jest za kilka tygodni, a on ciągle jeszcze nie wiedział, czy planowana wcześniej niespodzianka w ogóle dojdzie do skutku.

Jesienny nokturn [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz