Jesienny... cz.5

283 23 6
                                    


– Jakbym wiedział, że pogoda tak sobie z nas zakpi, w życiu nie namawiałbym cię na tę wycieczkę – stwierdził David, ściągając w holu przemoczoną kurtkę.

– Od odrobiny deszczu jeszcze nikt nie umarł – odparła, siląc się na niefrasobliwy ton i szczękając przy tym zębami.

– Od deszczu to może i nie, ale od zapalenia płuc już nie jeden. Maszeruj natychmiast pod gorący prysznic.

– Jasne... ale ty też – zastrzegła, unosząc w górę palec. – Do swojej łazienki oczywiście – dodała, widząc jego minę.

– O-oczywiście, tylko że... nie bardzo mam w co się przebrać.

Ada, już w połowie drogi na górę, zatrzymała się. Fakt, wyrwał się z miasta spędzić miły weekend na wsi, nie brał pod uwagę ekstremalnych wypraw w strugach ulewnego, lodowatego deszczu. Obrzuciła go taksującym spojrzeniem.

– Coś ci zaraz znajdę. Mój tata był twojego wzrostu. Rzeczy nie będą pewnie idealnie dopasowane, ale za to suche.

– Dzięki – uśmiechnął się z wdzięcznością.

– Idź pod ten prysznic – powiedziała, maszerując na górę. – Zostawię ci w pokoju.

Gorąca woda rozgrzała ją szybko. Intensywne wycieranie ręcznikiem pobudziło krążenie i zrobiło się jej przyjemnie ciepło. Włosy tylko rozczesała i zostawiła aby same wyschły, machnąwszy ręką na fakt, że zrobią to po swojemu, to znaczy każdy wywinie się w inną stronę. Otuliła się szlafrokiem i zbiegła na dół, przygotować gorącą herbatę.

David był już kuchni i buszował po szafkach w poszukiwaniu herbaty właśnie. Ściągnął sznurek w zbyt szerokim dresie, tak by spodnie nie zsunęły mu się z bioder, poza tym nie miał na sobie nic. Nawet stopy miał bose. Jego widok rozgrzał Adę chyba bardziej niż gorący prysznic i zupełnie nie tam, gdzie życzyłaby sobie być rozgrzana.

– Gdzie masz herbatę?

W czajniku wesoło bulgotał wrzątek.

– Sz-szafka po lewej... znaczy po prawej...

Otworzyła lodówkę i owionął ją strumień chłodnego powietrza. Pomyślała, że powinna do niej wejść dla schłodzenia emocji. Wzięła w rękę cytrynę, zaciskając palce na chłodnym owocu. David zamknął drzwi lodówki.

– Hej... Miałaś się rozgrzać. W lodówce jest zdecydowanie chłodno.

– Cytryna... – bąknęła, wciskając mu owoc w dłoń. – Skoro już robisz herbatę...

Cofnęła się i usiadła na krześle. Dotyk jego palców, gdy brał od niej owoc, wywołał kolejną falę gorąca i napad szalonych motyli, co poskutkowało nagłą słabością w nogach.

Co się do licha dzieje? Myślała zirytowana. Zachowuję się jak narkoman na głodzie, który poczuł marihuanę. I dlaczego musiało mnie to dopaść, akurat teraz i akurat w jego przypadku? Dzielą nas eony... wszystkiego. Zainteresowania, wiek, majątek, narodowość, wszystko.

No, nic... Trzeba sobie po prostu narzucić samodyscyplinę i tyle. David jutro wyjedzie, ona się wyprowadzi i wszystko wróci do normy. Westchnęła ciężko.

– Coś się stało? – zapytał, stawiając przed nią kubek z gorącym napojem, w którym pływał gruby plaster cytryny.

Przysunął sobie krzesło i usiadł obok.

– Nie, nic. – Znów westchnęła i wykonała nieokreślony ruch ręką.

– A ja mam wrażenie, że jednak coś cię gryzie – nie ustępował.

Jesienny nokturn [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz