Rozdział 1

13.6K 720 123
                                    

Fer:

Całe moje ciało buzowało. Wewnętrzny Alfa wyrywał się oby oznaczyć poranioną szatynkę i nie wypuszczać z łóżka, aż urodzi mi potomstwo. Może to było prymitywne, jednak uśmiechnąłem się pod nosem. Młoda kobieta była mi zapisana w gwiazdach. Może Frija miała rację. Moja mate znalazła się sama. Nie musiałem jeździć za nią po świecie.

Podniosłem ostrożnie jej drobne ciało i szybko ruszyłem do auta. Położyłem ją delikatnie i nie szczędząc hamulców ruszyłem w stronę naszego lokum.

Jako Alfa mieszkałem z moim stadem w swego rodzaju zamku w lesie. Każdy miał swój pokój na jednym z 2 pięter w jednym z 3 sektorów. Kuchnia była ogromna, pracowali tam najlepsi kucharze ze stada. Każdy miał swoje obowiązki, które musiał wykonywać. Jestem konsekwentnym przywódcą.

Wziąłem dziewczynę w stylu panny młodej i wprowadziłem do domu.

-Alfa- od razu pojawili się nasi lekarze. Cicho czekali na moją decyzję.

-Przynieście mi wszystkie potrzebne rzeczy do mojego pokoju- powiedziałem ruszając do siebie- Osobiście ją opatrzę.

Na miejscu rozebrałem dziewczynę do naga i umyłem ją dokładnie. Następnie założyłem jej moje bokserki i zasłoniłem jej piersi kładąc ją przy tym na łóżku. Przygotowałem wszystkie rzeczy do transfuzji.

Wilcza krew jest w stanie przerobić inną grupę krwi na swoją. Mamy ten sam ukryty wilczy antygen.

Wbiłem igły w żyły i rozpocząłem proces leczenia.

Kiedy zabieg dobiegł końca nastawiłem jej nadgarstek i opatrzyłem go dokładnie.

Założyłem jej moją koszulkę i ułożyłem jej drobne ciało na łóżku. Sam nalałem sobie whiskey i rozsiadłem się wygodnie w fotelu.

Julie:

Obudził mnie ból głowy i okolic brzucha. Jęknęłam cicho i otworzyłam szybko oczy. Zamiast lasu zobaczyłam sufit. Zamiast leżeć na trawie leżałam na miękkim łóżku. Zamiast być wolną alfa obserwował mnie popijając whiskey. 

Chciałam zapytać gdzie jestem. Ale przestałam mówić głośno.

Zamiast tego powoli wycofałam się do tyłu. Jego spojrzenie stwardniało a on warknął.

-Nie radzę- warknął- Nie uciekaj bo źle się to skończy droga mate.

Mate? Co to oznacza? Czy to coś w rodzaju niewolnictwa?
Widocznie konsternacja na mojej twarzy skłoniła go do dalszych wyjaśnień.

-Kiedy spojrzałaś w moje oczy czuliśmy dreszcz. Jesteś mi przeznaczona. Jak wilki wybierają swoich partnerów na całe życie, tak i my wilkokrwiści mamy tak samo. Jestem Fer Matthew Seth, alfa stada północnej Karoliny. A ty złotko?

Natłok informacji latał w mojej głowie. Ja nie chcę być czyjąś partnerką na całe życie. Uciekłam, aby być wolna.

W oczach stanęły mi łzy. Ja nie chcę.. ja..

-Księżniczko- powiedział ze smutkiem- Nie jestem wcale taki zły.

Po tych słowach podszedł i mnie przytulił.

-Jak się nazywasz?

Milczałam jak zwykle. Nie mogłam odezwać się nieproszona. Za do dostawałam baty.

-Mówisz w ogóle?- zapytał, a w jego tonie można było usłyszeć zdenerwowanie. Pokręciłam głową na nie.

-Umiesz mówić?- zapytał inaczej. Kiwnęłam niepewnie głową na tak- To dlaczego milczysz?

Nie chciałam odpowiadać, nie mogłam. Zaczęłam się wyrywać, co tylko wprawiło go we wściekłość.Unieruchomił moje nadgarstki, a jego granatowo- srebrne stały się czarne.

-Nie rób tego nigdy więcej- mówił cicho i dobitnie- Nie uciekniesz, nie zostawisz mnie. I na Boga jestem Alfą tego stada i należy się mi szacunek! A teraz do cholery będziesz grzeczną dziewczynką i pójdziemy spać.

Puścił mnie i zdjął spodnie i koszulkę, zostając w samych bokserkach. Unikałam patrzenia na niego. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego.

-Spójrz na mnie- warknął i podniósł mój podbródek. Zamknęłam jednak oczy.

Szybkim ruchem zgarnął mnie jedną ręką i położył na łóżku, obok siebie. Opatulił mnie ramionami.

Zaczęłam go odpychać, jednak on wzmacniał uścisk. Nie było ucieczki.

Czekała mnie bezsenna noc. Od 15 lat śpię w postaci wilka. Warunki, w których żyłam gwarantowały przetrwanie.

Po jakiejś chwili rozluźniłam się na pokaz, a alfa rozluźnił chwyt. Delikatnie wsadziłam kołdrę na swoje miejsce i wyplątałam się z uścisku.

Musiałam znaleźć wygodne miejsce. Byłam zbyt osłabiona na ucieczkę. Zmieniłam cicho postać i na czterech łapach wczołgałam się pod łóżko. Tam na dywanie zwinęłam się wygodnie w kłębek i zasnęłam.

Fer:

Obudziłem się sam. Poderwałem się ostrożnie i przeskanowałem pomieszczenie. Zacząłem warczeć, jednak nigdzie jej nie było. Tak właściwie nadal nie znam jej imienia, co muszę dzisiaj zmienić.

Okno było zamknięte na kluczyk, tak jak drzwi. Łazienka również była pusta. Z każdą sekundą wściekłość narastała. Usłyszałem cichy oddech pod łóżkiem. Klęknąłem i zajrzałem pod spód. Tam leżała moja mała, udając że śpi. Wściekły podniosłem łóżko i przewróciłem je na bok. Mate podskoczyła przestraszona, a po szybkim spojrzeniu w moje oczy uciekła w stronę łazienki.

Wydałem z siebie grzmiący ryk.

-Nie uciekniesz ode mnie!- krzyknąłem i ruszyłem za nią. Otworzyłem drzwi i zapaliłem światło. Pomieszczenie było puste, jednak zasłonka obok wanny była zaciągnięta. Powoli, hamując gniew zerwałem materiał, a mate w ludzkiej postaci podskoczyła. Nie odezwałem się do niej, tylko wyciągnąłem szybko do niej rękę.

Ta przymknęła załzawione oczy, jakby gotowa na cios. Cofnąłem szybko rękę przestraszony. J-ja bym jej nigdy nie uderzył.

-Jak się uspokoisz czekam w garderobie. Nie zamierzałem cię uderzyć i jest mi z tego powodu przykro. To jednak z niewielu sytuacji, kiedy zostawiam cię samą dobrowolnie. Nie przyzwyczajaj się- powiedziałem spokojnie i opuściłem pomieszczenie.

Julie:

Bałam się, że mnie uderzy. Jednak on nie zrobił tego. Jego wyjaśnienia były spokojne, aż zrobiło się mi przykro z mojej reakcji. Otarłam łzy i przemyłam twarz wodą, po czym ruszyłam jego śladem.

~~~~~

Badumtss! Pierwszy rozdział gotowy. Zapraszam do komentowania i gwiazdkowania.

~Morphium_1305♥

Dismay.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz