5

8.1K 545 93
                                    

Wstałam o trzeciej czterdzieści osiem. Słońce właśnie wyglądało zza horyzontu i zaczynało posyłać przyjemnie ciepłe światło. Uwielbiam takie poranki.

Ubrałam się w moją szkolną szatę i usiadłam w PW. Ku mojemu zdziwieniu nie byłam tam sama. Po chwili pojawił się młody Lupin dźwigając mnóstwo książek. Niestety jak zauważyłam wszystkie były podręcznikami szkolnymi. Merlinie, jak on znajduje czas na żarty, skoro tyle czyta? Nawet ja mam ograniczony debet.

- Hej Farce! - uśmiechnął się chłopak - Co tu robisz o czwartej rano?

- Czekam.

Lupin zmrużył oczy w zamyśleniu.

- Na co? Przecież poza mną i tobą nikt jeszcze jeszcze nie wstał, a do zajęć daleko.

- Zaraz się dowiesz, o ile ze mną poczekasz.

Lunatyk tylko wzruszył rękami i usiadła na sofie obok mnie. O dziwo nawet dobrze nam się rozmawiało. Remus okazał się być mądrym chłopakiem o bystrym umyśle. Tak jak ja kochał wiedzę i książki i był chyba jest jedynym chłopakiem na ziemi, który wie co to jest beozar.

Niezwykłe.

Niestety naszą miłą pogawędkę przerwał krzyk. Takiego pisku jak żyje nie słyszałam! Rozchodził się po murach wierzy jakby ktoś go magicznie wzmocnił. Po chwili dołączył do niego kolejny i kolejny i kolejny.

Zaniepokojeni uczniowie zaczęli schodzić do PW. Każdy zastanawiał się kto wydaje te upiorne dźwięki. Nawet Hunce wyglądali na zaskoczonych. Nic dziwnego.

Ale i tak najlepsze było to co się stało później.

Z swojego pokoju wybiegła Lili, Ann, Dorcas i jeszcze jedna dziewczyna, której imienia nie znałam. Były całe oblepione małymi czerwonymi larwami, które zaczynały tak samo wrzeszczeć jak dziewczyny.

Wszyscy momentalnie wybuchnęli śmiechem i tylko Łapa, Rogacz i Lunatyk zachowali powagę, śmiał się nawet Peter.

- Zdejmijcie to z nas! - wrzasnęła ognistowłosa i posłała Jamsowi ostrzegawcze spojrzenie, tak jakby on był wszystkiemu winien.

- Ale ja nie wiem jak! - odparł tamten i zaczął zawzięcie zrzucać z rudej czerwie. Oczywiście nic to nie dało, bo za każdym razem gdy udało mu się jedną zrzucić na jej miejscu pojawiały się dwie inne. Łatwo się domyślić, że to wprawiło ognistowłosą w jeszcze większą złość.

Cała czerwona podeszła do mnie.

- Masz natychmiast to ze mnie zdjąć!

- Ej! - krzyknęła Dorcas i znacząco chrząknęła.

- I z nich też - dodała szybko.

Pokręciłam głową i z zadowoleniem stwierdziłam, że żart wyszedł fenomenalnie.

- Oj nie bocz się tak Evans. Teraz przynajmniej twoja buźka idealnie pasuje do włosów. - stwierdziłam wyciągając różdżkę. Oczywiście ruda na te słowa zaczęła się jeszcze bardziej pieklić i wyzywać mnie od durniów - Rety, rety. Już się uspokój, bo jeszcze zmienię zdanie i będziesz musiała iść na śniadanie w tych czerwiach. Verlarwe!

Całe robactwo zniknęło jak ręką odjął. Dobra może za dużo powiedziane. Tak naprawdę to czerwie zaczęły eksplodować, wylewając z siebie czerwoną ciecz. Założę się, że każdy na początku myślał, że to krew. Jednak wszelkie wątpliwości rozwiały się gdy w pokoju zaczęło śmierdzieć zgniłymi pomidorami.

- Fuuuuu! - zaskomlała Ann.

- Oj tam, oj tam. - zaczęłam - Longbottom dodaj do mojego konta cztery punkty. - ruszyłam przez pokój po schodach - A wy dziewczyny nie martwcie się, sok pomidorowy zejdzie. Kiedyś.

Psotki HuncwotkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz